Przewrotny drogowskaz historii

Perypetie polskich wychodźców z XIX w. co dotarli do Sułtanatu Nihar warte są więcej uwagi niż krótkie komentarze czy anegdoty umieszczane czasami w monografiach historycznych. Przypomnę ówczesną sytuację tego kraju. Położony na peryferii Imperium Otomańskiego, był nieformalnie połączony z nim więzami religijnymi. Rzekoma polityczna zależność od Istambułu była papierową fikcją, nie dementowaną przez żadną ze stron. Dzięki zręcznej żonglerce dyplomatycznej wykorzystującej ambicje i dążenia Wielkiej Brytanii i Rosji, dynastia władców, uważających swój kraj za kontynuację imperium Tamerlana a siebie samych za prawdziwych spadkobierców Mahometa, przez długi czas utrzymywała znaczną stabilność społeczną i gospodarczą.

Gdy w epoce porozbiorowej pojawiły się nowe napięcia w stosunkach z Rosją, sułtan (i jednocześnie kalif) Abdul al-Nihar zademonstrował swoje niezadowolenie otwierając w stolicy polski konsulat i polską misję handlową. Krok ten był zgodny z polityką turecką, jako że Imperium Otomańskie nie uznało rozbiorów Polski - ale to działanie miało konsekwencje dalekie od symbolicznych. Gdy zaczynały sie zsyłki naszych rodaków na Sybir, olbrzymia ilość zesłańców zdołała dotrzeć do Sułtanatu dzięki przekupności rosyjskich konwojentów i dzięki otwartym dla Polaków granicom tego muzułmańskiego kraju.

Przy życzliwym nastawieniu władz, umieszczona w odrębnej dzielnicy polska kolonia, rosnąca liczbowo i w wadze ekonomicznej z każdym rokiem, nie wykazywała tendencji asymilacyjnych ale też nie było oficjalnej separacji społecznej czy administracyjnej utrudniającej życie przybyszów. Poczucie wdzięczności polskich gości odwzajemniane było sympatią i towarzyskim zainteresowaniem gospodarzy. Powtarzające się co jakiś czas audiencje u sułtana były rytualnymi ceremoniami, nieodpowiednimi na omawianie długofalowych planów związanych ze współżyciem dwóch społeczności.

Gdy dotarły tam wieści o zamiarach Napoleona, polska kolonia zaczęła planować masowy powrót do własnych stron. Ale sytuacja Sułtanatu zmieniła się gwałtownie, gdy po krótkiej lecz gwałtownej chorobie sułtan Abdul zmarł i zastąpił go jego najstarszy syn, Almir al-Nihar. Pojawiły się wieści, że to on nakazał otrucie własnego ojca. W ciągu paru dni strażnicy zapełnili więzienia podejrzanymi o powtarzanie plotek.

Intensywność represji związana była z ogólną sytuacją Sułtanatu. W miarę zasobny kraj w ciągu paru lat znacznie zbiedniał. Była to konsekwencja wojen europejskich, które unicestwiały handel na wielkich szlakach światowych, główne źródło bogactwa kraju.

Kłopoty ekonomiczne kraju znalazły dość szybko odbicie w mniej otwartym nastawieniu do cudzoziemców, ale po zgonie sułtana sytuacja Polaków zmieniła się diametralnie. Z mile widzianych gości, doradców językowych i wojskowych, cenionych jako inżynierowie przy budowie pałaców i dróg, stali się w praktyce niewolnikami. Uprzednio zapłata, choć nie ustalona oficjalnymi porozumieniami, była hojna i regularna. Teraz nie mówiono więcej o płaceniu za ich działania. Pojawiły się narzekania na odmienność sarmackich strojów, na ich sposób patrzenia w rozmowie z dostojnikami - i z dnia na dzień nieznośny stał się władzom dźwięk dzwonów katolickiego kościółka, zbudowanego w poprzednich latach. Wkrótce pojawiły się dekrety o podatkach paszportowych dla wszystkich mieszkańców, których nazwiska kończyły się na ski, cki oraz icz - a niezadługo wydany został nowy dekret, zabraniający Polakom zajmowania się handlem zwierzętami, książkami i wyrobami rękodzielnymi.

Komisja polskich notabli, wysłana na audiencję u sułtana Almira, dotarła jedynie do niewysoko postawionego w hierarchii (choć w istocie mającego duży wpływ na sułtana) urzędnika o imieniu Hadżdżi ibn-Yosuf, który oznajmił im zwięźle i brutalnie, że zakat (jałmużna dla biednych, a w istocie nieokreślony jasno podatek) zostaje podwojony i że goście nie mogą wyjechać ale mają łatwe i intratne wyjście ze swojej skomplikowanej materialnie sytuacji. Otóż w myśl nauk Islamu wiernym nie wolno było parać się lichwą, ale Polacy, jako niewierni, a więc tak czy inaczej nieczyści, mogliby to robić - na poziomie dochodzącym do 80% - o ile 72,5% tego wpływałoby do sakwy ibn-Yosufa. Oprócz podatków, rzecz jasna. A początkowy kapitał zostałby pożyczony przez Radę Czcigodnych.

Wkrótce potem imam Sha'lan przekonał sułtana, że Polacy powinni nosić biało-czerwone opaski na ramieniu i że w obecności władz nie powinni używać swojego języka.

Łatwo jest domyślić się, że nowa sytuacja doprowadziła rodaków do rozpaczy, ale przeważała wśród nich wiara, że wkrótce wrócą godne i obupólnie korzystne relacje z czasów sułtana Abdula. Nadziei szukano w modłach i w nocnych dyskusjach w rodzinnym gronie.

W roku 1824 pojawił się w Sułtanacie groźny kryzys, tak gwałtowny jak nieoczekiwany. Gruchnęły pogłoski, że widziano starzejącego się sułtana z jego ulubionymi zwierzętami, w sytuacji nie mającej nic wspólnego z hodowlą, karmieniem czy konwencjonalnie rozumianym dbaniem o nie. Fala plotek zatrzymała się nagle, gdy rozniosła się dużo istotniejsza wieść, powtarzana przez imamów we wszystkich meczetach: Rada Czcigodnych odkryła, że to niewdzięczni Polacy winni byli śmierci pod Wiedniem w 1683 roku prawdziwego następcy Mahometa, czcigodnego Saida al-Karmi. Oburzone pospólstwo otoczyło polskie domy skandując „śmierć mordercom al-Karmiego”. Dzięki rozważnej postawie i spokojowi Polaków uniknięto ofiar, ale krzyk tłumu, oskarżającego Polaków o zamordowanie wielkiego muzułmańskiego bohatera, miał brzmieć w Sułtanacie Nihar przez całą resztę XIX wieku.

O zainteresowaniu sułtana zoologią nie mówiono więcej. Po paru latach zmarł i został uznany za czcigodnego i bohatera. Kolejni sułtanowie wydawali się jego pogorszonymi kopiami. W 1835 roku sułtan Ali ibn-Almir odkrył szybkie rozwiązanie problemów finansowych kraju. Zmasowany atak na polskie instytucje finansowe z przejęciem ich majątku miał pełne poparcie i zrozumienie tłumu, który tym razem dopuścił się pierwszych mordów złapanych na ulicy Polaków. Wielki imam Sha'lan, choć był starcem, osobiście nadzorował odbieranie i publiczne palenie polskich katechizmów, Biblii i kajetów z zapisami z religii i polskiego.

Wkrótce potem sułtan przyjął na audiencji przedstawicieli polskiej kolonii, zapewnił im osobistą opiekę i przyrzekł, że mogą bezpiecznie wrócić do swych działań bankowych. Rzekomo przekazał im z powrotem około 25% ich majątku - i polscy działacze, radzi-nieradzi, wrócili do istniejącego uprzednio status quo. Ale schemat zdarzeń miał się powtórzyć wielokrotnie w następnych trzech pokoleniach.

Najtragiczniejszym był rok 1855. Epidemia cholery nie przyniosła wielu ofiar wśród Polaków, zapewne dzięki ich zwyczajowi picia herbaty i miodu. Tłum natychmiast zrozumiał, że zabójcy al-Karmiego zatruwają muzułmańskie studnie - i nastąpił w ciągu paru dni al dhurb („wywał” lub „zwałka”), redukujący o połowę liczebność Polaków w Sułtanacie.

Byłoby zbyt bolesne opowiadanie wszystkich szczegółów tej martyrologii, milszym jest przypomnienie, że tuż przed wybuchem I Wojny Światowej Anglicy, co dzięki błyskotliwej taktyce prawie bezkrwawo zajęli Sułtanat, wyzwolili wszystkich Polaków i czasowo, dla wyjaśnienia ich statusu narodowego, internowali ich w Nowej Gwinei. Prawie wszyscy ocaleni padli tam ofiarami zakaźnych chorób, łowców głów oraz rekinów napotykanych przy próbach morskiej ucieczki do Australii.

Niełatwy to do relacjonowania temat. Wierzę jednak, że studia nad takimi rozdziałami polskiej historii rozbudzają u młodzieży zainteresowanie dalekimi krajami i ich kulturami. W przyszłości wrócę więc do ciekawych a mało znanych tematów narodowych w ich światowym kontekście.


Pierwotnie umieszczone na Makutrynie w „Zdalnym kursie portugalskiego”, II/04, felieton 49