Telewizyjny mord

W 1997 moja siostra mi pisnęła co następuje:

Dwa dni temu ogladałam fascynujący program w telewizji na temat telewizyjnych powieści (telenovella) w Brazylii i bardzo podobała mi się historia o aktorze, któremu rzeczywistości się popieprzyły i zabił naprawdę panią, która już go dłużej nie kochała w telewizji. Ale jako klasyczny niedowiarek myślę, że dużo więcej jest do tej historii niż mi dane było słyszeć więc jak coś wiesz to tą wiedzą się ze mną podziel.
Odpisywałem w kawałkach, w miarę jak się dowiadywałem po troszę o co tam chodziło.

W istocie, owa historia jest bardziej skomplikowana ale nie pamiętałem wszystkich detali – V. jest w tym lepsza i mi przypomniała szczegóły – a także podsunęła spory plik zachowanych gazet i  pism, więc łatwo mi zrobić krótkie podsumowanie tej historii o zabójstwie Danieli Perez przez Guilherme de Pádua. Po 4 latach można powiedzieć, że o faktach i motywach nie wie się tak naprawdę nic pewnego. No więc wybierając interpretacje i domniemania najbardziej sensowne historia wyglądała by mniej-więcej tak:

Rede Globo (rede to „sieć”), która czasami ma 70 milionów telewidzów jednocześnie, nie robi eksperymentów w wyborze swoich autorów novelas (powieści w odcinkach), ma ich paru stałych i uznanych. Autor tych knotów może wejść nawet do Brazylijskiej Akademii Literackiej, wraz z politykami i innym chłamem. Wybrana do pisania „Duszą i ciałem” (po polsku lepiej mi to brzmi niż „Ciałem i duszą” – De Corpo e Alma) pani Gloria Perez, ceniona w tym środowisku, zapewne nie miała większych trudności, by wymusić na dyrekcji zaangażowanie jej córki w średniej wielkości roli. Dziewczę, Daniela Perez, miała już pewne doświadczenie z kinem (Vanilda mówi, że w jakimś filmie grała rolę Najświętszej Marii Panny) i w innej sieci telewizyjnej działała jako baletnica. W novela, w roli panny Yasmin, partnerki pana Bira, sprawdziła się jako aktorka.

Ale na początku 93 pani Gloria musiała wysłac swój powieściowy twór Yasmin do USA, bo w życiu realnym parę dni przed Nowym Rokiem zabito jej córkę. Dość szybko policja zaaresztowała jej partnera scenowego, Guilherme de Pádua (Guilherme to Wilhelm, nie?) – a po paru dniach także żonę Wilusia, Paulę. Paula, nawiasem mówiąc, była w ciaży.

W następnych latach najrozmaitsze wersje zostały podane przez oskarżonych, którzy początkowo grali w jednej drużynie ale potem próbowali przytopić się wzajemnie – po urodzeniu dziecka, które zostało oddane rodzicom Pauli, zdołali tak się poróżnić, że się w areszcie rozwiedli – i dzięki przeciągance adwokatów do dziś nie doszło do rozprawy, choć już miała dwa razy wyznaczoną datę.

Żadna z ich wersji nie gra dobrze i gdybym musiał postawić na jakiś wariant to moje pieniądze poszły by na następującą wersję (która – tak się składa – jest wersją oskarżenia prywatnego, opartego na lepszych detektywach niż wywiadowcy policyjni).

Wiluś i Paula to była para zdrowo zwariowana i niezrównoważona. Ona piekielnie zazdrosna, on – ambitny i arywista. Nie dość, że Paula już naturalnie unikała oglądania odcinków, gdzie jej mąż obcałowywał śliczną Yasmin, która stawała się coraz popularniejsza wsród ludu i jak to bywa w tych wypadkach stawała się w tzw. życiu realnym kojarzona ze swoim przystojnym partnerem, to mąż pogorszył sprawę wyznając Pauli swój plan szybkiej wspinaczki życiowo-telewizyjnej. Postanowił uwieść Danielę, by jej mama załatwiła mu dobre role i chody w Rede Globo. Ani Paula nie doceniła urody planu ani Daniela nie wpadła w jego sieć, dość dokładnie rozumiejąc co tu było grane. Gdzieś tak z tydzień przed X-mas '92 Wiluś i Paula zawarli jakiś pakt pokojowy, tatuując wzajemnie swe imiona na swych genitaliach ale Pauli było tego mało i wymogła na mężu zniszczenie jabłka niezgody czyli zabicie Danieli. Wersje późniejsze, że on był kochankiem Danieli i Paula zazdrosna zlała ją, gdy on miał z Danielą ostatnią rozmowę, że to, że tamto – wszystko to to zdrowe śmiecie, na które nie warto tracić czasu. Także nie jest chyba ważnym zniknięcie z torebki Danieli US$ 6000 (które niosła, by zapłacić komuś pierwszą spłatę za mieszkanie, które nabywała), mogła to dodatkowo załatwić urocza para, mogli przyczynić się do tego policjanci, co znaleźli ciało, a mógł to też być ktoś, kto zawiadomił policję, że gdzieś tam jest dziwny samochód z nieruchomym kierowcą.

Zdaje się, że rodziny tych zabójców nie są tak strasznie biedne, stać ich na tzw. „dobrych” adwokatów (mój Boże, co za degradacja słowa „dobry”), i sądowa powieść w odcinkach potrwa jeszcze spory czas z całkiem nieprzewidywalnym zakończeniem. W międzyczasie Wiluś próbował robić pieniądze pisząc książkę o sobie, nafaszerowaną dezinformacją o Danieli. Matka jej zablokowała sądowo publikację, ale nie uniknęła rozprzestrzenienia się szczególików takich jak to wyznanie Wilusia, że czasami gdy Paula spała to szedł do łazienki onanizować się myśląc o Danieli. Przypuszczam, że w Wilusiowym Weltanschauung detale tego typu dowodziły by sądowi, że był on niesłychanie zakochany w Danieli.

And so it goes.

Jak raz w owym okresie gdy pisałem do siostry sprawa w sądzie wreszcie ruszyła i gdzieś w 10 dni później mogłem dopisać co następuje.

Guilherme Pádua dostał przed paru dniami od jury 19 lat ale to nic nie znaczy bo po 1/3 kary dostaje się (jeśli nie jest się biednym & czarnym) zwolnienie warunkowe – a on już siedzi 4 lata – a po 1/6 kary można prosić o więzienie pół-otwarte (kolonia rolna itp). Matka Danieli przypuszczalnie spróbuje się odwołać, ale…

Proces Pauli będzie leciał niezależnie i skoro jurorzy nie zdecydowali kto zadał ciosy (ani czym ani kiedy ani gdzie...) to baba ma spore szanse wyjść z ciupy i bawić się w dobrą mamusię…

Po prawie trzech latach – czyli kładąc te linijki na Sieci w sierpniu 2001 dodam, że Daniela coś tam odsiedziała ale mam wrażenie, że obydwoje są już na wolności. Mówię „mam wrażenie” bo nie śledzę uważnie losów różnych zabójców. Gdy dochodzą do władzy to lepiej zwracać na to uwagę, ale gdy wychodzą z więzienia…


17 grudnia 2001

Egzaminy wstępne

Chcę streścić tu całkiem nowy skandal dotyczący egzaminów wstępnych na brazylijskie prywatne uniwersytety, które z nielicznymi wyjątkami bardziej przypominają jakością Akademię Hamburgera niż Akademię Platona. Ale zacznę od historyjki nie na temat i sprzed lat.

Gdy prasowe debaty na temat kłopotów z brazylijskim ruchem kołowym zapychały całą prasę i aż śmigało od propozycji modyfikowania kodeksów, kierowców, szos i urzędów, dziennikarze z „Tribuna da Bahia” wzięli niewidomego i upchnęli pewną ilość pieniędzy oraz jego papiery w oficjalnego pośrednika od papierków (despachante, to tu się nazywa. Rdzeń ten co po angielsku to dispatch). Wynik przewidywalny, nie? Niewidomy dostał prawo jazdy a oni reportaż na pierwszą stronę: „W stanie Bahia nawet niewidomy jest kierowcą”. Skandal, wywiady z dyrektorem Detran – instytucji odpowiedzialnej za wydawanie prawa jazdy, pokrętne wyjaśnienia, że to zamieszanie w papierach, że jeden pan Silva pomieszał się z innym panem Silva, przecież to zrozumiałe w tak dużej instytucji i pitu-pitu i ciupu-ciupu.

Dziennikarze nie zrezygnowali. Poszli na cmentarz, ściągnęli dane dobrze i stanowczo zmarłego obywatela, posłali papierzyska i pieniądze do despachante, parę dni oczekiwania – i już mogli łupnąć kolejny reportaż na pierwszą stronę: „W stanie Bahia nawet martwy dostanie prawo jazdy”.

Ten schemat reportażu odżył przed paru tygodniami. Moja żona sugeruje, że to konsekwencja tego parumiesięcznego strajku uniwersytetów federalnych. Minister od edukacji grał twardo, głupio i nieuczciwie i zapewne uzbierał sobie wiązkę niewidzialnych „przyjaciół”, którzy postanowili odwdzięczyć się mu i przyhamować jego prezydenckie ambicje (miałby się w to wdać w wyborach z przyszłego roku). Otóż zmniejszanie wydatków na uniwersytety federalne idzie w parze z epidemią zakładania uniwersytetów prywatnych. Brazylijczycy chcą studiować i płacą za to ile mogą i nie mogą i dyplomy rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Łatwo sobie wyobrazić ich smak. Ach, co ja gadam.

No więc dziennikarze z „Rede Globo” (gigant telewizyjny) wpisali na egzamin wstępny z prawa na dość znanym i olbrzymim uniwersytecie prywatnym z Rio de Janeiro miłego młodego człowieka, który jest piekarzem z zawodu i analfabetą z wykształcenia. Egzamin miał kilkadziesiąt pytań, każda z 5 odpowiedziami i trzeba było zaznaczać poprawną. Oprócz tego było wypracowanie na zadany temat. Chłopakowi przykazano zaznaczać do woli opcje A i B oraz oddać czystą kartkę z wypracowaniem. Wynik? Został przyjęty – jako dziewiąty kandydat na dwadzieścia miejsc.

Rzecz została pokazana na TV w poprzednią niedzielę. Skandal, burza komentarzy, wywiad z ministrem Paulo Renato, który minimizuje znaczenie faktu i sugeruje, że gość miał szczęście przy zakreślaniu. Rachunki jakiegoś statystyka wykazujące, że przy owych danych takie szczęście zdarza się mniej więcej raz na milion ministrowi nie przeszkadzają, siedzi sobie w fotelu i broni się dzielnie.

Więc dziennikarze powtórzyli eksperyment. Tym razem wybrali dwóch analfabetów – chłopaka i dziewczynę – i wpisali ich na egzamin wstępny do jeszcze sławniejszej uczelni prywatnej w Rio, tym razem na kurs literatury. Wybór umotywowany był brakiem jakiegokolwiek wypracowania, jedynie zakreślanie opcji. No i co mi przed chwilą pokazała „Rede Globo”? Zwycięstwo! Oboje zdali!

Ach, mogę z zamkniętymi oczami czytać te wszystkie reportaże, co omówią to we wszystkich gazetach i pismach w następnym tygodniu.


9 września 2002

W Akademii

„Jeśli żółw jest na gałęzi drzewa to pojawia się pytanie: kto go tam wstawił? Paweł Królik wszedł do Brazylijskiej Akademii Literatury.”

Nie, to nie jest dobre tłumaczenie. Nazwisk nie tłumaczy się. Paulo Coelho. A ponadto pierwszy zwrot to znane porzekadło brazylijskie (z dość jasnym morałem: nie tykaj się dziwadła jeśli nie wiesz kto i po co to stworzył). Cieszmy się. Autor czytadeł jednym z brazylijskich czterdziestu Nieśmiertelnych. Za pan brat z innym Nieśmiertelnym, José Sarney. Ten ostatni Nieśmiertelny stał się czymś takim jak już przestał być prezydentem. Ostatnio starał się być tatusiem prezydentki, ale córa mu z nadmiarem apetytu goniła do żłobu, przypalono skrzydełka tej mało rajskiej ptaszynie. Dużo tam podobnego nieśmiertelnego chłamu i aż dziwi człowieka, że jest tam paru prawdziwych i przyzwoitych pisarzy.

Niechybnie jego dzieła wkrótce będą szkolną lekturą obowiązkową. I słusznie. Czasy są bardzo ku temu podatne, szkoła musi przygotować młodzież do życia. W kretyństwie.

A cytowany zwrot (dla amatorów lektur w neo-łacinie czyli po portugalsku) pochodzi z tego dobrego artykułu.

(Moje podobne ale nie jednobrzmiące obserwacje na tenże temat, także po portugalsku, są tutaj).