Wielka Pustka

Fpolis 15/IV/02

Skojarzenia z przeszłości osadzają mi w sympatycznym otoczeniu nazwisko Bohdana Cywińskiego, ale w jego artykule w Rp z 13/IV/02 Widoki z krawędzi Zachodu przeczytałem zdanie tak idiotyczne i nieuczciwe, że aż mnie podrzuciło do sufitu. Nie ma tu okoliczności łagodzących, nie widzę czemu by oceniać frazę w kontekście wieloletniej twórczości znanego autora. Banialuki są banialukami nawet gdy dostaną złote ramki. Otóż wśród wycen kultur, cywilizacji i religii jawi się to stwierdzenie:
Cóż, przy całej swej dbałości o psychiczny komfort swych wyznawców, laicyzm jest proklamacją Wielkiej Pustki i płynącego stąd permisywizmu moralnego w najróżniejszych postaciach. Niezgoda na tę doktrynę jest dla człowieka wierzącego w Boga nieunikniona.
Najwyraźniej autor miesza laicyzm z ateizmem. Gdyby w istocie o laicyzm chodziło to oddzielenie administracji Kościoła od administracji Państwa może (ale nie musi i przypuszczalnie nie powinno) martwić władze kościelne, ale nie ma najmniejszych przyczyn by do sporu o wpływy w świecie doczesnym angażować przekonania religijne wiernych.

Ale jeśli w istocie szło o laicyzm to „Wielka Pustka” ma tu tyle do rzeczy co mistrzostwa świata w piłce nożnej.

Załóżmy, że chodzi o ateizm. Wtedy zdanie o niezgodzie jest truizmem – ale dobrze by mu zrobiły pewne zastrzeżenia. Chodzi mi o typ niezgody. Skala dla możliwych interpretacji tego słowa rozciąga się od mentalnego i uczuciowego odrzucenia do aktywnego zwalczania tak poglądu jak i poglądaczy. Palenie heretykow i ateistów wyszło z mody więc zapewne nie o to idzie, ale pierwsze zdanie trąci paruwiekową stęchlizną.

Ateizm nie jest proklamacją jakiejkolwiek pustki, jest pewna wizją kosmologiczną, majacą w sobie tak wiele dowolności i spekulacji co jakiekolwiek inne założenia o sensie i celu Istnienia. Żaden z poglądów filozoficznych o istnieniu nie pociąga za sobą automatycznie tego czy innego zespołu wskazań etycznych, w szczególności nigdy nie słyszałem, by jakakolwiek wizja świata wymuszała „permisywizm moralny” – zakładając że takie coś istnieje a nie jest po prostu figurą retoryczną służącą do rzucenia wątpliwości na konkurencyjne punkty widzenia. Ponadto, przeważająca większość ludzi opowiada się (przynajmniej formalnie) za tą czy inną religią – w jakimkolwiek okresie znanej nam historii – ale nie uczyniło to przebiegu zjawisk nadajacym sie do opowiadań dla dzieci w szkolnym wieku. A więc przypuszczalnie kłopoty z moralnością nie mają tak wiele wspólnego z wizją co do stworzenia świata.

I w końcu, choć może się uważać ateizm za pewien typ wiary, to nie jest on typem organizacji. To prawda, że w komunizmie pojawiał się dołączany do zestawu przekonań politycznych i ekonomicznych i był używany dla rozbicia istniejących struktur ale jawił się tam bądź jako narośl bądź jako narzędzie. Równie dobrze mógł być zastąpiony jainizmem, szowinizmem czy maoizmem bo nie ma organicznych związków między pojęciami kosmologicznymi a przekonaniami o typie własności środków produkcji. Dlatego nie było dostrzegalnego dbania o „psychiczny komfort swych wyznawców”. Nie ma kapłanów ateizmu więc niby kto i po co miałby o to dbać?

Być może to też jest znakiem czasów, że duże nazwiska widnieją dziś pod miałkimi sformułowaniami.