SPIS

A w Brazylii wiosna
Carpe diem (dzień karpia)
Co ja chciałem powiedzieć…
Dla Gaba
Dylemat poety
Dyskryminacja
Honorowa wyliczanka
Lament poety
Limeryki
List do kącika
Miłosny zew
Na łące
Niefrasobliwe zeznanie
Niełatwa przyjaźń
Nieodpowiedzialny wyskok
Nocne przewroty
    
Petent
Pierwszy śnieg
Poezja stycznia
Postęp do przodu
Problemy życiowe
Przedwczesność
Senny cennik
Santo subito
Tupot po Potopie
Uboczne skutki udanej kariery
W hołdzie dla MP-J
Wiec przedwyborczy
Wyzwolenie
Zbieżność
Ziąb we Florianópolis
Zoologia po północy


SENNY CENNIK

Wśród absurdów inflacji
Ten najbardziej uderza:
Czym bardziejszy rachunek
Tym kukułka nieświeża.


CARPE DIEM (dzień karpia)

Dobrze mnie traktuje ma nowa rodzina:
w wannie luksusowej jam ryba jedyna.


PETENT

Miał podać szczegół. Przedłożył
o życiu opowieść całą.
Albo to nadmiar pamięci
albo rozsądku za mało.


NIEŁATWA PRZYJAŹŃ

Szczypior, chrzan, cebula,
Czosnek, pieprz, selery:
Powiem wam z umiarem
Ale będę szczery.

Cenić muszę, lecz amorów
Nie ma dla krewniaków porów.
Szczypiorek, czosneczek,
Kulka muszkałtowa?
Wybaczcie, ale teraz
Będzie twarda mowa:
Im wyście drobniejsi
Tym okropniejsi.


DYSKRYMINACJA

– W kulinarii – dorsz zapłakał –
Nie mam szansy wystartować
Bo konserwatywny zwyczaj
To z konserwą mnie rymować.

Ciemno, ciasno. Gęsty olej.
Soli smak i rozpacz czysta,
Scena – pudło... W płaskiej roli
Nie rozwija się artysta.


WYZWOLENIE

Wóz ma cztery koła.
Byk ma cztery nogi.

Ja nie mam byka.
Małpa nie ma wozu.

Ja nie jestem wozem.
Małpa nie jest bykiem.

Kiedy w wozie nie ma byka,
We mnie nie ma małpy.


DLA GABA

Stoi na stacji lokomotywa,
Brudna, oziębła i opryskliwa.
Kapie oliwa.

O pasażerach mówi: grubasy
Co zapijają swoje kiełbasy
I dowcipasy...

Dla nich widoki, przygoda czysta
A dla mnie zawsze ten maszynista
Co opowiada o kurwie w Kutnie,
Co dzień to samo; nudno okrutnie
I tylko szyny.

Czy za Cygankę oni mnie mają
że do taboru mnie upychają
Tfu, pod Zbąszynkiem

A pod Kasprowym
Cicho bym stała
Nie narzekała.
Lubię odludzie.


NA ŁĄCE

Biała kłowa
Łapki myje
I z ładości
Głośno wyje.

– Kto ty jesteś?
– Biała kłowa.
– Jaki nick twój?
– Jam Ładiowa.

Bo Małyja od Łydzyka
Mnie zapładnia umysłowo.
Łozum, sełce – cała jestem
Nałodową białokłową.

– A gdy płynie zwyłodniała
Tłutka Wisław i Kołczaków
W któłą stłonę uszkiem strzyżesz
By kultułę chłonąć Lachów?

– Płosta spława, wszak nasz nałód
Ligę Polskich Łodzin ma!
– Bławo, kłowo!! Nacja nasza
Na załazę włażą sła!


SANTO SUBITO

Od pierwszego momentu świętym okrzyknięty,
Święty, więc cudownie; cudowny, więc święty.
Uczy nas historia, że gdy tego trzeba
Nasz Naród Wybrany ma dostęp do nieba

Stać w kolejce to nie dla nas,
Lepszy jest spod lady cud.
Ważna wiara. Wierzcie ludzie:
Obsłużony będzie lud.

W lustrach uśmiech,
Rośnie stopa,
U stóp leży
Europa.


NIEODPOWIEDZIALNY WYSKOK

Gdyby kózka nie skakała
Z kozy by nie wyskoczyła
I za niespłacone długi
W celi życie by spędziła.

W gruncie rzeczy dług był krótki,
Ledwie jej pokrywał udo:
wygolony z merynoski (bez konsensu)
mini-płaszczyk. Wygląd – cudo.

Nie cieszyła się nim wiele,
Bo łże-owcę wnet zwinęła
Grupa Walki z Plagiatami
I do sądu zaraz wzięła.

Sędzia łypnął na nią bykiem
(Którym był codziennie w domu)
I na kozę kózkę skazkał
Za golenie bez dyplomu.

Resztę znamy. Głupiej kózki
Wyskok zmartwił adwokata
Bo zapłatą honorarium
Miał być owczy płaszcz pro rata.


HONOROWA WYLICZANKA

Jedna obraza,
Dwóch sekundantów,
Trzy wystrzały,
Cztery sieroty,
Piątek feralny,
Sześciu niosących.

     Msza siódmego dnia.


LIST DO KĄCIKA

Panie Jan Miodek, wiem że w polskim
Nie ma dla pana wątpliwości.
To doskonale. Bo mam kłopot
Co mnie przyprawia wprost o mdłości.

W krzyżówce w pionie mam rzeczownik
Na siedem liter dopasować
Co ma spółgłoskę „te” po środku
i ma się z „kurwa” nie rymować.

Od środy z rodzicami
Myślimy na ten temat
Lecz tego rzeczownika
W słowniku kurwa nie ma.
Mamusia pracę magisterską
Z historii kurwa napisała
I mówi, że na studiach z takim
Słowem się kurwa nie spotkała.

Mój tata też nie przygłup żaden
Inżynier kurwa, docent z WAT-u
I mówi, że zadanie takie
To tylko kurwa dla wariatów.

Trzeba nam jak najszybciej
W tej kwestii oświecenia.
Pozdrawiam. Ślę całusy
Studentka prawa
           Gienia


Wiersz oparty na wieczornym westchnieniu Wojtka K.: „teraz trochę higieny osobistej i jakiś ładny wiersz do poduszki. Jutro dalszy ciąg zabawy.”

NOCNE PRZEWROTY
(w pięciu aktach)

Akt I

Szczoteczka. Piżama. Dyskretny abażur.
Wkrótce sen przegoni bakterie znużenia.
Po drodze do łóżka rzut oka na półkę
I do ręki Wojtka tomik sam przywiera.

Akt II

„Parę linii (Wojtek myśli)
Dobrze zrobi, nie ma sprawy,
Ładny wierszyk do poduszki,
Jutro dalszy ciag zabawy.”

Akt III

Wierszyk do poduszki.
Do poduszki głowa.
Przyduszony wierszyk.
Ziewnięcie. Osmoza.

Akt IV

Wierszykowe uroki, mroczne czary mary,
Spowodują mentalne zmiany nie do wiary.
Gdy bełkot budzika nowy dzień przysporzy
Senny wierszyk nijak Wojtka nie odtworzy.

Akt V

Ziewający wierszyk
Mówi do budzika:
Dziś nie ma zabawy
Więc przestań mi tykać.


CO JA CHCIAŁEM POWIEDZIEĆ…


LIMERYKI

W Katowicach była świnia zuchwała
Co o Pepsi ani słyszeć nie chciała.
Widząc jej butlę na stole
Mogła ją przegryźć w mozole
Ale za nic za ciecz się nie brała.


     Wypaplała mi pewna dziewucha
     Że ma uśmiech od ucha do brzucha
     Nikt się dziś we Floripie nie śmieje
     Bo węchowo niedobrze się dzieje
     Kiedy w śmiechu jelito wybucha.


Zamartwiało malarza z Opola
Że pecunia non omlet; on wolał
Smażyć euro z jajkami i z porem.
Wtapiał w danie swój talent z uporem
Lecz miał jaja ze smakiem, więc olał.


     Złota rybka co pod Gnieznem mieszkała
     Obsesyjnie fok i morsów się bała.
     Z tego strachu, idiotka
     Zesrała się do środka
     No i potem ohydny smak miała.


ZBIEŻNOŚĆ

Gdy dwóch robi to samo
To nie jest to samo, jak wiesz.
Chłopak poszedł na księdza
I jego duszpasterz też.


POSTĘP DO PRZODU

czyli czemu Ludmiła męża zmieniła

ty mnie dotykasz niemile
ty mnie nie dotykasz mile
ty nie mnie dotykasz mile
nie ty mnie dotykasz mile


A W BRAZYLII WIOSNA

Nad zatoką bocian leci;
Jego lot czaruje dzieci.
Bocian, bocian, wystaw rogi,
Dam ci sera na pierogi.

Na nic czułe to zaklęcie;
Ser da bocianowi wzdęcie.
Od nabiału bociek stroni
I znienacka w lew ogoni.

Cog ogoni? Żabi miraż
Przyniósł ostry ptasi wiraż.
Musiał skręcić, by mu ona
Nie wypadła spod ogona.


ZOOLOGIA PO PÓŁNOCY

Pozdrawiam śląc dla Was kwiat wiśni,
Niech Wam się maleńki lew przyśni.
Lecz niech on się przyśni na smyczy,
Bo łatwo ze strachu się zsiczyć.


W HOŁDZIE DLA MP-J

Leżę pod drzewem
Leż i ty też;
Obok nas przemknął
Mistyczny Jeż.


PROBLEMY ŻYCIOWE

      Poemat zainspirowany przez.
      Inspiracja smutna: biurokrata T.D.
      Inspiracja wesoła: dziennikarz Stefan Grass

Kogo karmią syreny,
A komu bije dzwon …
Jak wżenić się do Habsburgów
Gdy nie ma w nazwisku „von”?


TUPOT PO POTOPIE

Podskakują na ścieżce parami
Bras dessus, bras dessous
Inne szemrzą lekko nóżkami
Dwustoma.

Ciężkie zady im się stykają
Ukradkiem
Inne plotki półryjkiem rzucają
Na boku.

Tym trąby się prawie zaplotą
Niebieskie,
Tamtym rąbki ogonów przygniotą
Metrowe.

A ja?

Choć bez pary ni kroku nie ruszę
do przodu
Sama co raz to w świat gonić muszę
I gwiżdżę.

Ech…

Stoi na stacji lokomotywa,
Samotna, smutna, łezka z niej spływa.


PIERWSZY ŚNIEG

Na skraju lasu
Przeważnie iglastego
Przycupnął młody zając
Z plemienia holistycznego.

Choinek losem
Z zapałem się zajmował
I w ich obronie wiece
Po lasach organizował.

Rzekł on sosenkom:
„Idźcie swe szyszki mnożyć
Bo Boże Narodzenie
Udało mi się odłożyć.

Zawsze Wielkanoc
Będzie priorytetowa
I nic jej nie wyprzedzi,
Zawierzcie, moja w tym głowa.”

Po tej przemowie
Susami się oddalił
W sam czas, bo słychać było
Przybliżających się drwali.


UBOCZNE SKUTKI UDANEJ KARIERY

Szacunek w oczach
      Czytam dokoła.
Nikt mnie „pieseczku”
      Dzisiaj nie woła.


PRZEDWCZESNOŚĆ

Gdyby to, co ma nastąpić
Z wyprzedzeniem się zdarzyło
Byłby kłopot, bo logicznie
Wszystko by się zapętliło.

Zgłębić tego nie potrafię.
W zagubieniu będę trwać,
Bo dziś z rana wstać musiałem
Wcześniej niż poszedłem spać.


 

POEZJA STYCZNIA

W górskim ośrodku przy śniadaniu siedzieli młodzi ludzie. Wpatrzeni byli w dal, przez szerokie okna, bo dużo myśleli i od tego później profesorami zostali. A dal przed nimi tylko jedną barwę miała.

„Czy chce pan kawałek białego sera?” spytał uczynny gospodarz. Młodzieniec znowu wpatrzył się w dal i rzekł: „W zimie? Nie, dziękuję.”

po dziesiątkach lat, Floripa, 16/I/06


NIEFRASOBLIWE ZEZNANIE

Długie słowa ości pełne,
Przemówienia zaś ważności.
A ja, fraszka, ością staję
Kłując z tyłu bez litości.


WIEC PRZEDWYBORCZY

dużo byńdzie
fajnie bańdzie
beńdzie misio
w marmolańdzie


MIŁOSNY ZEW

Ubi patria ibi bene?
Dźwięczy to jak nakaz. Dano
Język, ptaka, barwy, krzyże
I uwielbiać przykazano.

Rozkraczoną pozą orzeł
O przetrwaniu opowiada.
Ale swojski ptak to bocian
Co do dzioba żaby wkłada.

Nieudaczne to rozdanie:
W herby orły, w głowę siano.
A bociana, naszą duszę
Precz do filmów odesłano.

Tam on ci skrzydełkiem kłapnie
Ale dzieci nie przynosi.
Dziecko mogło by zaszkodzić
W życiu Tadzia, w pracy Zosi.

Z barw uciechę rzadko mamy.
Srebro chmur, czerwone słońce …
Ale częstsze błoto, deszcze;
Ciepło tylko trzy miesiące.

Czy z języka oraz krzyża
Hańbą drwiny wiersz ten splamię?
Milknę w strachu. Lecz kto wspomni
Krzyżem wypalone znamię?

Nasz szlak krzyża krzyże znaczą.
Barwne to opowiadanie.
Ale jak Żmudź to widziała
Lub bezbożni czy Arianie?

A ten język niewymowny
Żydów często był prezentem
I dlatego Żyda spotkać
W Kraju jest ewenementem.

Patridiotom to afrontem,
Że ich dech nam myśli wnosił.
Więc zaparto się ich. U nas
O myślenie nikt nie prosił.

Jedna mowa, jedna głowa
Albo pół, bo zdradą stanu
Trąci typ, co nie uwielbia
Polskich wierszy z Watykanu.

Uburzony lud mym słowem?
Z ludem lepiej nie zadzierać.
Gdy w rozpaczy, lud ma ryja.
Ryjem może sponiewierać.

Ryj krajowy po żubrówce
Po siwusze, po cienkuszu
Ruska, Czecha, Niemca bluzga.
Ryj ma dużo animuszu.

Chyba przez grzech pierworodny
Czy pokoleń konspirację
Bez pytania mnie o zdanie
Taką już mi dano nację.

Więc kulturę podpłomyka
Głoszę chociaż pizzę wolę.
Lecz nie wierzę, że Neapol
Gorszy jest niż z gównem pole.

No, teraz to mnie chyba wygonią. Ale dokąd?
Aby nie na Jamajkę. Nie znoszę reaggie.
Ani do Bułgarii. Jacyś ponurzy.
Ani do Peru, bo źle o nich myślę.
Ani …


DYLEMAT POETY

    pisać wzdłużnie czy nadfaktnie
hotel, order, krupa, dupa
z ludemalbo strukturalnie
piwo, wyjazd, hej


LAMENT POETY

Autor co nie ma odzewu
Jest biedny jak norka na słupie,
Nocami mamrocze po cichu
Że czemu go zapomnieli?


ZIĄB WE FLORIANÓPOLIS

Sroga zima swoim chłodem
Skuła moje strony
I termometr pokazuje
Osiemnaście stop …
 

Och, cholera. Coś się nie rymi. I nie sensi. No to nie będę wierszyć