______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Piatek, 1.05.1992.                                      nr. 23
_______________________________________________________________________

W numerze:

 Tadeusz K. Gierymski - Getto cz. I
   Ryszard Herczynski - Dwa stanowiska
       Jurek Krzystek - Inwestycje w Polsce
       Maciek Cieslak - Dostrzezone - rozwazone
     Adach Smiarowski - Ciocia
    Jolanta Glodowska - Zycie wg. pana Waldka
                      - Ksiegarskie bestellery wg. "Zycia Warszawy"

_______________________________________________________________________

Od red. [J.K-ek]. Biezacy tydzien uplywa pod znakiem pamieci o
Zagladzie, o czym informuja zarowno "Donosy" jak i moja lokalna
prasa amerykanska (przy czym w tej ostatniej obok Zydow jako
ofiary Holocaustu podaje sie rowniez Polakow, Rosjan, Niemcow,
Ukraincow i Cyganow, w tej wlasnie kolejnosci). Zamieszczamy wiec
artykul Tadeusza Gierymskiego "Getto", tym cenniejszy ze Autorowi
przypadlo w udziale byc naocznym swiadkiem niektorych z opisywanych
wydarzen.

Nasz staly wspolpracownik Maciek Cieslak wypelnil tym razem swoja
rubryke "Dostrzezone-rozwazone" piszac z 'delegacji' w Polsce. Tym
razem ograniczyl sie do czesci "Dostrzezone", ale, jak sadze, nadrobil
na aktualnosci.

________________________________________________________________________


Tadeusz K. Gierymski (t9gierymski@stthomas.edu)

                            GETTO - cz. I
                            =============


        Dokadze mnie prowadzisz, tragiczny poeto,
        Wzdluz murow, ktorych nie znam, chociaz miasto znane
        Dokadze mi otwierasz drzwi zakratowane
        I w jakie wiedziesz swiaty? Cicho. Oto ghetto.


                                Stanislaw Balinski:  Wizja Ghetta.



1 wrzesnia 1939.  Zaczelo sie.

21 wrzesnia 1939.  Reinhardt Heydrich nakazuje operujacym na
terenach polskich Einsatzgruppen tworzenie gett.

28 wrzesnia 1939.  Warszawa pada.

28 pazdziernika 1939.  Okupant znamionuje zolta lata Zydow we
Wloclawku.

"Przesiedlania" Zydow.

        ...wyslannik Kreisshauptmana z Radzymina przybyl z
        oddzialem szutzmanow i zazadal od ludnosci zydowskiej
        miasteczka zlozenia mu jakiejs olbrzymiej sumy pieniedzy.
        Nie bylo czasu na dyskusje. Na placyku postawiono stolik i
        przeprowadzono zbiorke. Potem padl rozkaz, by wszyscy
        Zydzi zabierali sie w droge. Zaraz, natychmiast, z recznym
        tylko tobolkiem. Powstal lament i krzyki przerazonych ludzi.
        Mieszaly sie w to wrzaski ssmanow. Przywodca zbirow
        wykrzyczal rozkaz, ze jesli w pol godziny nie stawia sie
        wszyscy na placyku, zastrzeli kazdego, kogo znajdzie w
        domu. Rozbiegli sie ludzie po swe rzeczy i po kilkunastu
        minutach placyk wypelnil sie tlumem. Wszyscy zaplakani,
        sterroryzowani do glebi duszy. Ssmani szykowali dwuszereg
        przy pomocy kopniec i uderzen kolbami. Kilku Niemcow
        pobieglo do miasteczka sprawdzic, czy kto nie ukryl sie w
        domu. Rozlegly sie strzaly, jeki. Stloczony dwuszereg
        zmaltretowanych nieszczesnikow wydluzal sie coraz bardziej.
        Przeciez w miasteczku zamieszkiwalo okolo tysiaca Zydow.
                Kilku niedoleznych starcow rzucono na wozy,
        zarekwirowane u miejscowych gospodarzy. Upiorny pochod
        posuwal sie ku Radzyminowi. ...
                Juz na pierwszym kilometrze starzy czy chorzy tak
        opadli z sil, ze nie mogli isc dalej. Ktos chwiejac sie
        zboczyl do przydroznego rowu, zesunal sie na trawe.
        Przyskoczyl don Niemiec i kopaniem chcial zmusic do wstania.
        Lezacy rozpaczliwie wolal, ze nie ma sil, ze nie moze wstac.
        Niemiec wyciagnal rewolwer i wymierzyl.
        - Wstawaj - krzyczal z wsciekloscia.
        Czlowiek skulil sie w sobie ja bite zwierze. Zakryl glowe
        rekami i czekal ostatniego ciosu. Padl strzal jeden, drugi.
        Zwiniete w klebek cialo rozprostowalo sie nagle jak razone
        pradem. Wstrzasnelo sie kilkakrotnie i zesztywnialo.

                Zygmunt Zaremba: Wojna i Konspiracja, Londyn 1957.

W pazdzierniku 1939 powstaje pierwsze getto w Piotrkowie. Spis
ludnosci podaje, ze w Warszawie jest okolo 360 tys. Zydow.

Plakaty:

                        ANORDNUNG.
        Kennzeichnung der Juden im Distrikt Krakau.

        Ich ordne an, dass alle Juden im Aelter von ueber 12 Jahren im
        Distrikt Krakau mit Wirkung vom 1.12. 1939 ausserhalb ihrer
        eigenen Wohnung ein sichtbares Kennzeichen zu tragen haben.
                                        ...
        Krakau, den 18.11.1939.                         Wachler


(Rozporzadzenie. Znamionowanie zydow (sic) w okregu Krakowa.
Zarzadzam z waznoscia od dnia 1.12.1939, iz wszyscy zydzi (sic) w
wieku ponad dwunastu lat winni nosic widoczne znamiona.)

Rozporzadzenie wyjasnia, ze Zydem jest:

        1. wer der mosaischen Glaubensgemeinschaft angehoert oder
        angehoert hat,
        2. jeder, dessen Vater oder Mutter der mosaischen
        Glaubensgemeinschaft angehoert oder angehoert hat.

1. ten, ktory jest lub byl wyznania mojzeszowego, i 2. kazdy,
ktorego ojciec lub matka sa lub byli wyznania mojzeszowego.

"Znamieniem jest biala przepaska noszona na prawym rekawie
ubrania lub odzienia wierzchniego z niebieska gwiazda sjonistyczna.
Przepaska ta winna miec szerokosc 10 cm. a gwiazda srednice 8 cm.
Wstazka, z ktorej sporzadzono gwiazde, winna miec szerokosc
conajmniej 1 cm."

23 listopada 1939.  Gubernator Frank nakazuje noszenie opasek z gwiazda
Dawida wszystkim Zydom w calej Generalnej Guberni.

24 listopada 1939.  Dr. Fischer, der Chef des Distrikts Warschau
nakazuje noszenie opasek Zydom warszawskim.

Niemcy usprawiedliwiaja koncentracje i izolacje Zydow wymogami
bezpieczenstwa i koniecznoscia kontroli ich dzialalnosci;
szkaluja ich jako roznosicieli chorob zakaznych.

Na domach, murach dzielnic i ulic zydowskich ukazuja sie tablice
z napisami:
                SEUCHENSPERRGEBIET.
                OBSZAR ZAGROZONY TYFUSEM.

30 kwietnia 1940.  Pierwsze zamkniete i strzezone getto w Lodzi.

Do Guberni przywozeni sa Zydzi z poza Polski.

Niepokoje, plotki, niepewnosci, przetargi, gdzie maja byc granice
getta, ktore ulice i domy do koga beda nalezec. Wymiana mieszkan,
przeprowadzki. Bogatsi urzadzaja sie jak moga; przewazajaca
wiekszosc to biedota, bezsilna, bezradna.

2-16 pazdziernika 1940.  Powstaje getto w Warszawie.

                        Rzeczy

        Z Hozej i Wspolnej, i Marszalkowskiej
        Jechaly wozy ... wozy zydowskie ...
                Meble, stoly i stolki,
                walizeczki, tobolki,
                kufry, skrzynki i bety,
                garnitury, portrety,
                posciel, garnki, dywany,
                i drapiery ze sciany.
                Wisniak, sloje, sloiki,
                szklanki, plater, czajniki,
                ksiazki, cacka i wszystko
                jedzie z Hozej na Sliska.
                W palcie wodki butelka
                i kawalek serdelka.
                Na wozach, rikszach i furach
                jedzie zgraja ponura ....


15 listopada 1940.  Zamkniecie getta warszawskiego. Ilu ich tam
zamurowano, w duzym i w malym getcie? Kto wie.

        A ze Sliskiej na Niska
        Znow jechalo to wszystko.
                Meble, stoly i stolki,
                walizeczki, tobolki.
                posciel, garnki - psze panow,
                ale juz bez dywanow.
                Po platerach ni znaku
                i juz nie ma wisniakow,
                garniturow ni betow,
                i sloikow, portretow.
                Juz zostaly na Sliskiej
                drobnosteczki te wszystkie,
                w palcie wodki butelka
                i kawalek serdelka.
                Na wozach, rikszach i furach
                jedzie zgraja ponura.

                                Wladyslaw Szengel

Niemcy "oczyszczaja" wojewodztwo warszawskie; liczba Zydow w
Warszawie rosnie.

Glod, wycienczenie przymusowa praca, tlumy na ulicach,
przepelnione mieszkania, brak lekarstw, brak mydla, brak opalu.
Antysanitarne warunki, choroby - wzrasta smiertelnosc. Od
wrzesnia do konca 1939 r. czterech Zydow umiera z glodu w
Warszawie; 91 w 1940; a blisko 11 tys. w 1941. Wyczerpani latwiej
umieraja od roznych chorob: serca, gruzlicy, przewodu
pokarmowego, tyfusu. "Przyczyna epidemii sa przesuwania ludnosci
z dzielnic zakazonych do getta bez uprzedniej dezynfekcji,
natomiast po uprzednim doszczetnym obrabowaniu", pisze prof.
Ludwik Hirszfeld w swoich wspomnieniach.

Dzieci. Dzieci okutane w chusty, czasem bose, czasem w butach za
duzych, z ktorych jak cienkie lodygi stercza piszczele lydek. Twarzyczki
ziemiste, zdeformowane opuchlizna, jak baloniki z ktorego uszla czesc
powietrza, pomarszczona skora. Oczy w czarnych jak wegiel oczodolach.
Niektore zebrza, podsuwajac przechodniowi brudne dlonie i chude raczki.
Inne siedza cicho pod witryna sklepu, pod murem domu, na chodniku.
Czasem opieraja sie na sobie, jedno starsze, drugie mlodsze, widac,
ze brat i siostra. Przed nimi lezy czapka chlopca, jeszcze jeden
galgan wsrod smieci i odpadkow.

Szmugiel zorganizowany, intratny, szmugiel amatorski, bardziej
niebezpieczny.

                        Herszek

        Okropnie sie bal co dzien kiedy szedl do pracy,
        ale mial lat dwanascie i wiedzial, ze trzeba.
        Bo Herszek byl szmuglerem i na "tamta strone"
        przelazil pod drutami zeby przyniesc chleba.

        Najpierw czeka sie dlugo az zandarm sie odwroci,
        a potem podniesc druty, przepelznac pod nimi,
        a potem hycnac w brame - juz w "aryjska" brame -
        i sciagnac tam opaske rekami drzacymi.

        Wyjsc z bramy jak najpredzej - wspolnik juz tam czeka
        - Sie masz Antek! - Heil, Zydziak! - Daj dwa, reszta potem.
        Chleb pod kurtke, spojrzenie: widzi czy nie widzi?
        I szybko pod drutami przepelznac z powrotem

        I odbywa sie droge kilka razy dziennie
        (mlodsza siostra te chleby na rogu sprzedaje),
        a Niemcy jak zobacza to zaraz strzelaja
        i codzien kilka trupow przy drucie zostaje.

        Herszek strasznie sie boi, wcale nie jest dzielny,
        ale chodzi bo musi, bo w domu jest bieda,
        bo jak Herszek nie idzie, to w domu sie nie je.
        Juz tydzien jak ostatnie lozko tato sprzedal.

        Wiec codzien w zly i brudny ghettowy poranek
        wychodzi drzace dziecko, wstydzac sie swej trwogi,
        i idzie pogwizdujac - a w mysli wciaz jedno:
        "O Boze, zebym jeszcze dzis wrocil z tej drogi!"

        Ale Bog w czasie wojny ma wazniejsze sprawy
        i ciezko porozumiec sie z ghetta do nieba.
        Wiec kiedys Herszek poszedl i wiecej nie wrocil,
        bo zandarm zabil Herszka, jak niosl kilo chleba.

                                                        Stefania Ney

16 marca 1942 powstaje Belzec, w maju Sobibor, a w lipcu, oboz
zaglady w Treblince.

22 lipca 1942. Zaczyna sie wielka wywozka z getta warszawskiego do
Treblinki.

23 lipca 1942. Prezes Judenratu, inz. Adam Czerniakow odmawia
podpisania rozporzadzenia o deportacji i popelnia samobojstwo.

        Opuscili znow Niska
        i do blokow szlo wszystko.
                Nie ma mebli i stolkow,
                garnkow oraz tobolkow.
                Zaginely czajniki,
                ksiazki, bety, sloiki.
                Poszly gdzies do cholery
                garnitury, platery.
                Razem z riksza to wal to...
                Jest walizka i palto,
                jest herbaty butelka,
                jest ogryzek karmelka.
                Na piechote, bez fury,
                jedzie orszak ponury...
        Potem z blokow na Ostrowska
        jedzie droga zydowska
                bez tobolow, tobolkow,
                i bez mebli czy stolkow
                bez dywanow, czajnikow,
                bez platerow, sloikow,
                w rece z jedna walizka
                cieply szalik to wszystko,
                jeszcze wody butelka
                i chlebaczek na szelkach,
                depczac rzeczy, -  stadami
                noca szli ulicami.
        A z Ostrowskiej do bloku
        szli w dzien chmurny o zmroku -
                walizeczka i chlebak,
                teraz wiecej nie trzeba -
                rowno, rowno piatkami
                marszem szli ulicami.



5 sierpnia 1942.  Korczak i jego dzieci ida na Umschlagplatz.

Pazdziernik 1942.  Wstrzymanie deportacji. Getto znow maleje;
chyba nie wiecej niz 20% niedobitkow skoszarowano do pracy w
szopach i fabrykach.

Powstaje Zydowska Organizacja Bojowa.

----------------------------

Tadeusz K. Gierymski

dokonczenie w nastepnym numerze "Spojrzen"

_______________________________________________________________________

Ryszard Herczynski

                          DWA STANOWISKA
                          ==============

Wypowiadane oceny dotyczace stanu nauki w Polsce sa rozbiezne.
Pewni ludzie widza ja, jako jedna z nielicznych dziedzin zycia spolecz-
nego, ktora wyszla obronna reka z okresu komunistycznego. Nie bez
racji twierdza, ze w tym okresie znacznie poszerzyla pole swojego
dzialania, wskazuja na rozwoj szkolnictwa wyzszego, relatywnie
szeroka siec instytutow rozmaitych typow, na to wreszcie, ze
przez caly okres wladzy "ludowej", sprawowanej - trzeba przyznac -
w relatywnie lagodnej postaci, nie stracila kontaktu z nauka swiatowa.

W opozycji do wyznawcow tych pogladow pozostaja ci, ktorzy
domagaja sie wniesienia istotnych poprawek do powyzszych stwier-
dzen. Zwracaja wiec uwage, ze ekspansywny okres wzrostu insty-
tucji i kadr naukowych zakonczyl sie w poczatku lat szescdziesia-
tych, ze od tego czasu wskaznik ilosci studentow (ich liczba na
1OOOO osob w odpowiedniej grupie wieku) systematycznie spadal i
nalezy obecnie do najnizszych w Europie, stawiajac nas na poziomie
"lepszych" krajow trzeciego swiata; ze uniwersytety i inne uczel-
nie wyzsze znacznie obnizyly swe loty: poziom kadry naukowej jest
- w porownaniu ze znaczacymi osrodkami akademickimi w Europie -
slaby i zaden nasz uniwersytet, niezaleznie od swej dumnej his-
torii, nie nalezy do czolowki uczelni europejskich. Spadek pozio-
mu wiaza z dlugotrwalym dzialaniem lobby przemyslowego, dazacego
do zaspokojenia swoich potrzeb w sile robocza, a takze z powsta-
niem pozauniwersyteckich placowek (przede wszystkim Polskiej
Akademii Nauk), ktore "odciagnely" kadre. Nie sa dobrego zdania o
instytutach akademickich dryfujacych bezladnie od teorii do zas-
tosowan praktycznych (czesto fikcyjnych). Mowia o tym, ze tetno
pracy naukowej wyraznie oslablo w ostatnich latach, ze nie ma
naturalnego przeplywu kadr, co powoduje starzenie sie placowek
naukowych. Wplywa to, obok kwestii materialnych, na znaczna emig-
racje uczonych: jada na zachod, by zarobic, lecz takze po to, by w
spokoju pracowac i, jak dotad, mimo politycznych przemian, ruch
migracyjny jest nadal jednokierunkowy. W przeciwienstwie do tego co
znamy z naszej i obcej historii - mowia owi pesymisci - emigracja
naukowa nic lub niewiele zrobila dla kraju, pracujac tylko "na siebie".

Podsumowuja sytuacje stwierdzeniem, ze nauka w Polsce jest
chora: glowne objawy schorzenia to brak wewnetrznej odpornosci -
krytyki naukowej, to tworzenie sie lokalnych wielkosci i samozadowo-
lenie. Sadza, ze zmiany prawne, jakie nastapily, tylko poglebily
owe schorzenia i uniemozliwiaja wszelkie zewnetrzne, czasem
zgola niezbedne, interwencje; populistyczna ideologia, ktora
lezala u podstaw aktow prawnych dotyczacych nauki, jest dla niej
szkodliwa i przeszkadza podjeciu jakiejkolwiek kuracji. Propono-
wane leczenie w formie polityki grantow jest, ich zdaniem, dlu-
gotrwale i niepewne.

Wreszcie - mowia owi malkontenci - jakze w ogole do leczenia
mozna przystapic, jesli wszyscy za nauke odpowiedzialni prowadza
bezustanne, jawne i ukryte wojny, a ponadto nikt dotad nie podjal
pracy nad sformulowaniem zasad polityki naukowej panstwa.

Sklonny jestem przyznac racje reprezentantom krytycznego sta-
nowiska, wynikajacego z porownania z szerszym swiatem, jedynym
dopuszczalnym poziomem odniesienia. Ale na naszym domowym podworku
naukowy establishment moze chyba pretendowac do najwyzszych god-
nosci: jest krolem ubogich w demokracje.

Czy jest to jednak przedmiot do dumy?


Ryszard Herczynski

_______________________________________________________________________

Jurek Krzystek

                         INWESTYCJE W POLSCE
                         ===================


Problemem, ktory przewija sie w miare czesto przez mass-media
polskie i zagraniczne jest zagadnienie: czy Polska jest krajem, w
ktory warto inwestowac?

Poniewaz pytanie to pojawilo sie rowniez w dyskusjach na Poland-L
i bodaj soc.culture.polish, przygotowalem opracowanie kilku
artykulow, na ktore natknalem sie przegladajac prase krajowa.

W "Zyciu Warszawy" z 24.02.92. w artykule "Polska malo atrakcyjna
dla obcego kapitalu" czytamy o konferencji z polskimi przedsiebiorcami
zorganizowanej dla zagranicznych (potencjalnych) inwestorow przez
Ministerstwo Przeksztalcen Wlasnosciowych i Agencje Rozwoju Przemyslu
w Warszawie. Na konferencji, na ktorej nastroj panowal wyraznie
pesymistyczny, przedstawiano nastepujace z\ale:

- Mitem jest teza o wykwalifikowanej i taniej sile roboczej. Powstanie
  nowych niepodleglych panstw na wschod od Polski wyraznie taniosc te
  podwazylo.

- Nizszy poziom technologiczny i nizsza niz w krajach srednio
  rozwinietych wydajnosc pracy.

- Bardzo niska dyscyplina pracy i brak otwartosci na zmiany technolo-
  giczne i organizacyjne, co przekresla szanse na opanowanie produkcji
  wysoko specjalistycznej, na ktora tylko znajduje sie na swiecie popyt.

- Brak odpowiednio wykwalifikowanej kadry menadzerskiej.

- Ciagly spadek wartosci dolara w Polsce powoduje, ze towary tam
  wyprodukowane traca konkurencyjnosc na rynkach zagranicznych.

- Niestabilnosc prawna - ciagla zamiana cel i przepisow podatkowych, co
  doprowadza do strat, ktorych inwestorzy nie sa w stanie przewidziec.
  Stosowanie prawa dzialajacego wstecz.

- Niewydolnosc systemu bankowego. Gdyby banki zachodnie weszly do
  Polski, polskie banki musialyby szybko upasc.

- Znany stan systemu telekomunikacji.

- Silne zanieczyszczenie srodowiska naturalnego, utrudniajace
  uruchomienie wielu nowoczesnych technologii.


"Zycie Warszawy" nieznanej mi daty (ale lutowe) podaje korespondencje
z Niemiec Michala Jaranowskiego p.t. "Klopoty obcych inwestorow", a
wiec na ten sam temat. Jest to sprawozdanie z konferencji,
zorganizowanej dla dziennikarzy przez Volkera Ruehe, sekretarza
generalnego CDU (obecnie ministra obrony w rzadzie federalnym Niemiec)
po powrocie z podrozy do Polski. Wg. Ruehego, w Polsce istnieje cos
nazywanego juz w Niemczech 'polskim syndromem'. Syndrom ten ma polegac
na utyskiwaniu na brak inwestycji zachodnich przy podkreslaniu rzekomo
bardzo zachecajacego do inwestowania ustawodawstwa.

W istocie, ciagle wg. Ruehego, wlasnie to ustawodawstwo jest bardzo
niedoskonale i stanowi glowna przyczyne powsciagliwosci wielkiego
biznesu. Polska jest bardzo malo konkurencyjna jako obszar lokowania
kapitalu.

Przyklady: prawo znakomicie utrudniajace cudzoziemcom kupno parceli
(kazda decyzja jest rozwazana osobiscie przez MINISTRA spraw
wewnetrznych). Dominuje mit o infiltracji obcego kapitalu i kultury.
Przy tym nastawieniu kapitaly do Polski nie splyna. Wegry, ktore
licza 4 razy mniej ludnosci od Polski, sciagnely w ub. roku 3 razy tyle
kapitalu, co Polska.

(Wtret JK: z innego zrodla wiadomo mi, ze w Niemczech bacznie
sa odbierane wszystkie wystapienia publiczne czlonkow rzadu polskiego,
n.p. ministra ON Parysa, ktory kilkakrotnie ostrzegal przed niemieckim
zagrozeniem i ekspansja na wschod).

Organizacja przejsc granicznych jest fatalna. Znakomicie ogranicza
to wymiane ludzi i towarow przez granice.

Zeby byc sprawiedliwym, Ruehe widzi tez jasne punkty w Polsce:
wywiazywanie sie jak dotad z miedzynarodowych zobowiazan, korzystne
zmiany w sytuacji mniejszosci niemieckiej.

Ten sam temat zostal poruszony przez Dariusza Teresinskiego p.t.
"Niezyt inwestycyjny" w "Przegladzie Tygodniowym" nr. 43/1991.
Autor argumentuje, ze pieniedzy na inwestycje w Polsce nie ma i w
najblizszym czasie nie bedzie. Kapital zagraniczny jest w tej sytuacji
jedynym logicznym wyjsciem. Podaje przy tym te same przyczyny
powsciagliwosci ewentualnych inwestorow, co powyzej. Pisze tez, ze
"Planowanie w Polsce dzialan gospodarczych z kilkuletnim wyprzedzeniem
przypomina probe przewidzenia ostatniego ruchu w partii szachow, ktora
jeszcze sie nie rozpoczela i nie wiadomo, wedle jakich regul bedzie
przebiegala. To nie jest dobra rekomendacja dla obcego kapitalu".

Naplyw obcego kapitalu do Polski jest tak powaznym tematem, ze zabral
sie rowniez zan Slawomir Mrozek (Tygodnik Powszechny nr. 5/92) :-).


                        Z NOTATNIKA KRWIOPIJCY


Nareszcie! Wybila godzina gdy znowu bede ssal krew ludu bezkarnie.
Mam na mysli lud wschodnich krancow Europy, bo na zachodnich zawsze
ssalem do woli. A teraz zadnych juz przeszkod, a nawet sami do ssania
zapraszaja. Wkladam cylinder i jade.

                                   *

Juz jestem na miejscu. Przez caly wieczor czyscilem ssawke w hotelu.
Wyprobowalem na personelu w recepcji - dziala jak nowa. A zatem od jutra
- do dziela!

                                   *

Chcieli, abym kupil silownie atomowa, dotad nie dzialala z braku atomow.
Odmowilem, z tego samego powodu.

                                   *

Mam propozycje, zeby zainwestowac w rolnictwo na zasadzie kooperacji.
Gdy poprosilem o szczegoly, pokazali mi dolek i zaproponowali, ze ja
zloze kapital, a oni go przyklepia.

                                   *

Propozycja, zebym zainwestowal w telekomunikacje. Zapytalem, ile z tego
bede mial. Obiecali, ze odpowiedza telefonicznie, kiedy im zaloze
telefon.

                                   *

Czuje sie nie najlepiej; poszedlem do lekarza, ktory stwierdzil katar
ssawki. Radzil zmienic klimat.

                                   *

Mialem zwiedzac ferme kurza, ktora hoduje pstragi. Ale z ssawka coraz
gorzej, skracam pobyt i wracam do domu.

                                   *

Juz jestem w domu, ale zadnej poprawy. Znowu do lekarza. Ostre zapalenie
ssawki na skutek infekcji. Zlecil analize.

                                   *

Analiza jest bezsilna, to jakas tajemnicza choroba nieznana na Zachodzie,
odradza ponowna wizyte na wschodzie.

                                   *

Stosuje sie do porady lekarza.

-------------------------

Skompilowal: Jurek Krzystek

________________________________________________________________________


                            >>DOSTRZEZONE<<

Dzis wyjatkowo - zmiana perspektywy. "Dostrzezone" tym razem nie z
oddali, ale wprost z kraju.

                             #  #  #

     Wysiadam w Wielki Piatek wieczorem z pociagu Frankfurt-Krakow i
pedze do dworcowego "Ruchu" po jakis dziennik. '- Moze cos jeszcze po
dniu zostalo...' Jest dziewiata, kiosk czynny, szyby wytapetowane kolo-
rowymi magazynami i reklama gumy Wrigley's. Nie moge dostrzec ani
kioskarza, ani lady z gazetami. Zginam sie wiec w pol i zagladam do
okienka. '- Czy jest jeszcze jakas dzisiejsza...' - i gryze sie w jezyk.
Na ladzie tuz przed moimi oczami leza pozakladane winietami za siebie:
"Wyborcza", "Rzeczpospolita", "Glob 24", "Trybuna", "Polska Zbrojna",
"Sztandar Mlodych", "Gazeta Krakowska", "Czas", "Dziennik Polski" i
"Echo Krakowa". Nazajutrz (w sobote) laduja w kioskach jeszcze: "Nowy
Swiat", "Obserwator", "Nowa Europa". Razem trzynascie dziennikow!!!
Czy ktos z Czytelnikow w szerokim swiecie widzial cos podobnego?!

                             #  #  #

    Najglosniejszy i najbardziej poruszajacy opinie fakt polityczny
ostatnich dni stworzyla - to znamienne - gazeta. Szesciostronicowy,
demaskatorski tekst J.Kurskiego w GW (22.04) pt. "Wodz - przedostatni
rozdzial", skonstruowany z autoryzowanych wypowiedzi "ludzi prezydenta"
wywolal reakcje wszystkich gazet, TV a takze Prezydenta i politykow.

    Wydarzenie to ma swoja otoczke. Maszynopis tekstu znany byl jeszcze
przed publikacja kilkunastu poslom UD i KLD. Od nich to dziennikarze
(Glob 24) dowiedzieli sie, ze Kurski przygotowywal tekst nie tyle dla
"GW" co dla wydawcy amerykanskiego, u ktorego zabiega o wydanie ksiazki
"Wodz". Amerykanin zazadal jednak uzupelnienia "Wodza" o aktualne losy
i poglady wspolpracownikow prezydenta. Autor mial oswiadczyc znajomym
parlamentarzystom, ze opublikowal go w GW 'po drodze' i bez niczyjej
inspiracji, korzystajac z dobrego prawa dziennikarza.

    Artykul poprzedzil tekst piora Adama Michnika pt."Drapiezna walka o
wladze", wydrukowany na pierwszej stronie gazety. Oto zakonczenie:
"Zas cala Polska moze zobaczy (..) na czym polegaja rzady tych ktorzy
przed wyborami obiecuja miliony, zlote gory, gruszki na wierzbie,
'przelomy i nadzieje', a potem - jak bohaterowie Sienkiewicza - koncza
klotnia o 'postaw czerwonego sukna' ".

     "Sensacyjny i potrzebny tekst Kurskiego zostal z cala premedytacja
wykorzystany przez Michnika do wykazania, ze nie mylil sie w ocenach
kompetencji prezydenta" - stwierdzil nazajutrz pos. Lech Mazewski z KLD.
Ocenil to jako "malostkowe", dodajac, ze dzieki artykulowi dodatkowo
zyskaja Michnik i Geremek, ktorych nie obciaza fiasko rozmow koalicyj-
nych, bo byli im przeciwni. "Nie zdaja sobie sprawy - powiedzial posel
- ze ta bomba podlozona pod polska scene polityczna deprecjonuje caly
postsolidarnosciowy uklad wladzy, sankcjonuje ocenianie go w kategoriach
stosowanych przez "NIE" i postkomunistow."

                                #  #  #

    Wiadomosc o fiasku rozmow koalicyjnych, ktora przyszla w dzien po
artykule Kurskiego nie wywolala wiekszych emocji. "Rozmowy zakonczyly
sie fiaskiem - jak twierdza obie strony - nie z ich winy" - lagodnie
poinformowala GW. "Nowa Europa" odnotowala wydarzenie na drugiej
stronie. W pozostalych gazetach spokojne komentarze, po ktorych prze-
czytaniu mozna bylo odniesc wrazenie, ze juz od swiat "dobrze poinfor-
mowani" wiedzieli o wszystkim. Dzis z tygodniowym dystansem dowiadujemy
sie o atmosferze rozmow. Polityka (2.05): "...przerwy na milczenie
trwaly od kilku do kilkunastu minut. () Premier milczal tak intensywnie,
ze w pewnym momencie Mazowiecki wzniosl oczy do nieba i westchnal
- 'Boze jak on powoli mowi!' - czym wprowadzil najwieksze ozywienie w
szeregi negocjatorow" (karykatura lidera Unii w "Polskim ZOO" jest zolw).

                               #  #  #

    Dzisiaj (30.04) konczy sie "urlop" Jana Parysa. Tymczasem na margi-
nesie sprawy, o ktorej wciaz glosno, komentarz w Przegladzie Tygodniowym
(26.04): "Wypowiedzi ministra wojny (..) wywolaly burze w szklance wody.
Prawdziwe zaangazowanie wykazaly media, ktorym spadl z nieba material
do aktualnych doniesien, politycy starajacy sie wygrac rozdanie oraz
senatorowie w prostocie swojej wyrazajacy szczere zaniepokojenie. Lud
okazal doskonala obojetnosc."

                              #  #  #

    Lud 'rozmawial z wladza' w pochodzie "S" na ulicach Warszawy, przed
sejmem, senatem i Belwederem. "Panie, nie mow mi pan o inflacji, bo mnie
pan tylko draznisz" - wolal jeden z przedstawicieli klasy robotniczej do
posla liberala probujacego tlumaczyc, ze druk pustego pieniadza zadnego
pozytku nie przyniesie. 70 tys. ludzi przyszlo pod parlament w poczuciu
sily i pelni obrzydzenia do politycznych elit, czemu dali wyraz w
haslach, skandowanych i na transparentach: "Poslowie oslowie", "Politycy
kolki walczace o stolki", "Poslowie na zasilki", "Polskie zoo, nie
chcemy zolwia!", "Precz z kaczorem!" (to wzieli sobie podobno do serca
tak Donald Tusk jak i Jaroslaw Kaczynski - widziano ich potem dlugo i po
cichu konwersujacych w kuluarach). Nawet piwoszom rozmowa sie nie
powiodla: "Jeszcze partie prostytutek zalozycie!". Za to dzialacze
(i niektorzy poslowie!) KPN nie zasypywali gruszek w popiele. Wmieszani
w tlum grali role obroncow ludu. "Leszek, Leszek" - skandowal tlum i w
pewnym momencie wzial "Wodza" (nie mylic z Prezydentem) na rece. (na
podst. "Polityki" 2.05.92)

                             #  #  #

    Przez tygodniki przetoczyla sie dyskusja dotyczaca aktualnego sporu
miedzy zwolennikami religii w szkolach, a jej przeciwnikami. Spor jest
czescia szerszego zagadnienia, okreslenia miejsca religii i Kosciola w
panstwie oraz idei panstwa neutralnego, co zreszta zauwazono ostatnio w
Sejmie.

    Na pierwszej stronie "Polityki" (25.04) rozmowa z min. A. Stelmacho-
wskim. Pyt: - To iscie makiaweliczny sposob uczynienia z religii przed-
miotu obligatoryjnego - etyka do wyboru! Odp: Rzecz polega na nieporozu-
mieniu! Nikt nie zamierza wprowadzic obligatoryjnosci religii! () Mlo-
dziez otrzyma propozycje lekcji etyki, wyrastajacej z innego niz chrze-
scijanski swiatopogladu. Uwazam, ze w imie pluralizmu nalezy te programy
dopuscic. Minister podsumowal: Mlodziez powinna stykac sie z pozytywnym
systemem wartosci.

    Problem udzialu katolikow w zyciu politycznym rozwaza w "Tygodniku
Powszechnym" senator Wl.Findensein (UD). Wedlug dokumentow Kosciola
'katolik swiecki' nie moze rezygnowac z udzialu w polityce, bo ta sluzy
tworzeniu wspolnego dobra. Te same dokumenty jednak stanowczo ostrzegaja,
ze nie czyni on tego w imieniu Kosciola, ale na wlasny rachunek.
Findensein dostrzega perspektywe dzialalnosci politycznej katolika:
"Powolania chrzescijanskiego, misji Kosciola nie mozna spelnic przy
pomocy przepisow panstwowych. Nie mozna doprowadzic czlowieka do Boga
za pomoca prawa".

    Ten sam numer Tygodnika zamieszcza na pierwszej stronie obszerny
wywiad dominikanina Macieja Zieby z prezesem ZChN i marszalkiem Sejmu
Wieslawem Chrzanowskim pt. "Nie wierze w panstwo neutralne". 'Wydaje
mi sie - mowi Chrzanowski - , ze cala deklaracja o panstwie neutralnym
jest proba przeforsowania swiatopogladu pelnego relatywizmu. () Dla mnie
zas celem polityki jest takie ksztaltowanie instytucji zycia publicznego
w konkretnych warunkach miejscu i czasie, by sprzyjaly budowaniu zycia
w zbiorowosci na pewnych wartosciach. () Polityka to oddzialywanie,
a nie determinowanie czlowieka. Instytucje moga czlowiekowi pomagac
lub mu przeszkadzac, ale nigdy nie zrobia z niego swietego.'

    Rowniez tygodnik "Wprost" (26.04) wywoluje ten temat, choc nieco
inaczej. Na okladce zdjecie "z 13.04 br., gdy przed Ministerstwem
Edukacji demonstrowalo przeciwko obowiazkowej nauce religii kilkuset
uczniow, rodzicow i mauczycieli." Na nim w pierwszym planie transparent
trzymany przez ucznia w kurtce dzinsowej, a przedstawiajacy karykature
grubego ksiedza przeciskajacego sie przez drogowy znak zakazu. Artykul
"Modlitwa o rozum" osnuty jest na tym wydarzeniu. Koncentruje sie zwla-
szcza na ograniczeniach swobod mlodziezy. "Uczen wedlug min. Stelmacho-
wskiego nie ma prawa milczenia w sprawie wlasnej wiary."  Wiary, ktorej
 - wedle autorki "nie mozna uczyc, mozna ja jedynie wpajac" jako
"jedynie sluszny swiatopoglad". Jako dowod zlej woli ministerstwa przy-
tacza informacje, ze do tej pory nie ma w ministerstwie programu
nauczania etyki i podrecznikow.

                         >>ROZWAZONE<<

- po tym goracym przegladzie prasy pozostawiam dzis Czytelnikom.

--------------

Maciek Cieslak (ufciesla@plkrcy11.bitnet - chwilowo)

________________________________________________________________________

Adach Smiarowski (smiarowski@cua.bitnet)


                                CIOCIA
                                ======


Ludzie jak dnie. Przemijaja. Dwa razy nie wejdziesz do tej samej rzeki,
dwa razy nie spotkasz tego samego czlowieka.

Przychodzi czas, kiedy tysiace molekulek zjednoczone sila tajemna w
kombinacje przedziwnie ludzka przestaja istniec jako system. I juz nigdy
nie bedzie tej samej kombinacji.

Sa ludzie, o ktorych sie opowiada z luboscia. Takie czy inne przymioty
czynia ich niezwyklymi. Sa wielcy poczciwcy i wielkie swinie, wielcy
naiwni i wielcy cwaniacy, wielcy madrale i wielcy gluptacy. Wspaniali,
slawni, politycy, zolnierze, sportowcy, hetery, ludzie, ludziki.

Poza tym sa jeszcze ludzie zwyczajni.

Ida przez zycie swoimi waskimi pyrciami i zwalaja sie niedostrzezeni
na koncu urwiska.

Mialem kiedys ciocie, a moze to ciocia mnie miala. Nigdy dobrze nie
dowiedzialem sie jak sie pojawila i jak zniknela z naszej ziemi.
Znalazlem w ocalalych z wojny dokumentach jej list, gdzies z
poczatku stulecia. List pisany byl do domu z hotelu na Saskiej
Kepie. Staranne, zaokraglone pismo, zdania skladne, staroswieckie.
Ciocia opisywala wydarzenia z ekskursji stolecznej.

W starym, oprawnym w skore albumie, wsrod mnostwa dagerotypow z
prababkami w gorsetach i z wasatymi pradziadkami, jest jedno zdjecie
z laboratorium pani Curie. Ponurzy, brodaci studenci posrod muzealnych
przyrzadow. Skupione twarze, poblask nauki. Wsrod nich ciocia, w dlugiej
do ziemi sukni, buzia puculowata, usmiechnieta lekko. Miala moze 18 lat.
Studiowala na Sorbonie. Nagle wrocila do kraju. Nie wiadomo dlaczego.
Podobno jakis romans gwaltowny. Ciocia nigdy nie wyszla za maz.

Po ostatniej wojnie ciocia zostala komisarzem gdzies na Ziemiach
Odzyskanych. Uczciwa czesc rodziny cieszyla sie, ze to sie wreszcie i
ciocia oblowi w tym El Dorado. Tymczasem wrocila do Warszawy tak jak i
wyjechala, z jednym tobolkiem. I tak juz zostalo.

Ciocia Fela, jak ja pamietam, byla drobna, szczupla staruszka o
poczciwej, puculowatej nieco twarzy. Mieszkala na Zoliborzu, za
Teatrem "Komedia". Kuchenka i malenki pokoik z zelazna prycza. Trzy
polki na ksiazki dodawaly splendoru tej chudobie. Wzdluz sciany
tloczyly sie pisma, artykuly, gazety, powiazane starannie
sznurkami. Od czasu do czasu nadchodzily jakies akta, glownie z
Francji. Nie wiem czy ciocia oplacala prenumeraty. Renty miala
kilkaset zlotych.

W mieszkaniu cioci Feli zawsze troche tracilo, bowiem ciocia z
pasja karmila golebie, ktore odwdzieczaly sie z rowna pasja na
parapecie kuchni. Wpadlem do niej na Zoliborz wszystkiego kilka
razy. Ciocia zawsze cieszyla sie serdecznie, parzyla herbate i
zaciagala mnie do ksiazek. A to Borhardta "Krazownik spod
Somosierry" mi poczytala, a to z francuskiego mi potlumaczyla
Prousta. Zasuwala pod lozko zmaltretowane woluminy dociekan
fizycznych by mnie nie nuzyc zawilym aparatem matematycznym, ktorym
zabawiala sie wieczorami, kiedy inne ciocie ustawialy sobie
pasjanse. Raz nieopacznie wymadrzylem sie cos o Dedekindzie i
granicach. Ciocia wyprostowala mi sciezki i wrocila szybciutko do
opowiesci marynarskich. Czajnik pykal na kuchence.

Ktoregos cieplego lipca zbieralem sie na polnoc i wyskoczylem na
Zoliborzu by odwiedzic ciocie. O, jak dobrze, ze wpadlem, jak
dobrze! Ciocia ucalowala mnie na progu. Wchodz, no wchodz. Napijesz
sie czegos, Adasiu? Przechodzilem przez prog, kiedy nagle mnie cos
tknelo! Cofnalem sie na korytarz. Spojrzalem uwaznie. Tam do licha!
Nie moze byc!

Ciocia podreptala do kuchni. Wchodzilem powoli, dumajac. Zamknalem
drzwi za soba. Nie bylo watpliwosci. Cioci mieszkanie bylo okotwiczone.
Znaki, wiadome tylko wtajemniczonym, zamykaly niewidzialna antaba drzwi
ciocinego kwaterunku. Chocby i same drzwi byly otworzone na osciez,
przejscie przez prog bylo zamkniete dla swiata podziemnego. Ciocia byla
nietykalna.

Pierwsza mysl jaka przylazla mi do oglupialej glowy, to to, ze
ciocia ma mete. Ciocia Fela na paserce. Ha, swietne, doskonale!
Ciocia Fela.

Nic mi nie pasowalo. Narkotyki moze. Wchodza w mode. Poza tym, zaden
grubszy kaliber by sie u cioci nie zmiescil.

Nagle mnie olsnilo! Cynk byl wprawdzie jawny, ale moze jednak
chodzi o mete. Cicha. Ciocia moze nawet nie wiedziec co sie tu
wyrabia. Zaczalem delikatnie indagowac. Nie przylazi to tak kto do
cioci, paczek moze nie zostawia dla innych? A, przychodza tu
studenci mat-fizu, ciocia im tlumaczy to i owo. Nie, nic tu nie
zostawiaja, chyba ze zapomna. A sasiedzi moze? O, nieczesto,
nieczesto.

Nic mi moje okrazanie nie dalo, a pytac obces nie smialem. I pewnie
bym sie nie dowiedzial przyczyny, gdyby nie cytryna. Ciocia stala
w kuchni i szperala po szafkach.

 - Adasiu, nie ma cytryny. I nawet nie mam niczego do jedzenia.
   Jakos tak mi wyszlo. A ty pewnie glodny.
 - Bron Boze, ciociu. Ale to, widze, wymiotlo cioci kuchnie do
   czysta.

Faktycznie, w szafkach niewiele bylo. Nawet chleba sie nie
dopatrzylem. Ciocia usmiechnela sie serdecznie.

 - Ach, bo to, wiesz, taka smieszna historia.

I ciocia poczciwinka opowiedziala mi co sie jej przygodzilo. Pare
tygodni temu obudzil ciocie w nocy dziwny szmer w kuchni. Ciocia
miala bardzo delikatny sen, wydrapala sie z pryczki i co to? W
kuchni stal jakis czlowiek, ktory ujrzawszy ciocie podskoczyl do
niej jak kot i wyciagnal z kieszeni noz. I co? Jak wyciagnal tak i
trzymal, a ciocia lekliwa nie byla. Zanim sie bandzior zmiarkowal
ciocia poprosila go do pokoju i zaparzyla herbatke. Tam sie
dowiedziala, ze jegomosc dopiero co z wiezienia wyszedl, pracy i
pieniedzy nie ma. Uchylone okno upatrzyl od podworka i wlazl po
daszku. Porozmawiali sobie dlugo. Ciocia dala mu wszystko, co jej
zostalo z renty sumitujac sie, ze wiecej nie ma. Wlamywacz za nic
nie chcial wziac, ale go ciocia przekonala, ze dla niej to nie
klopot, ma cos tam odlozone na ksiazeczce. Nie zabrzmialo to
prawdziwie, przeto ciocia uciekla sie do argumentu, ze juz nie
bedzie sie musial wlamywac i ryzykowac odsiadke. Poza tym moze to
traktowac jako pozyczke i sprawa zalatwiona.

 - Zrobilam mu jeszcze kanapke na droge i juz musial isc, bo sie
zaczynalo robic jasno.

 - Jak wygladal?

 - Nie wiem, bo poszedl zanim sie zrobilo jasno. Przeciez nie
zapalilam swiatla, bo by sie moze wstydzil. Tak po ciemku
przyjemniej sie nam rozmawialo. Bardzo inteligentny i sympatyczny
czlowiek. Powiedzialam mu, zeby mnie jeszcze odwiedzil, najlepiej
noca, to sie nie bedzie musial obawiac.


Ktorejs jesieni ciocia przemknela sie cicho droga na cmentarz. I
juz. Jaka byla? Nie mam pojecia. Taka zwyczajna ciocia.

----------------------------

Adach Smiarowski

________________________________________________________________________


Jolanta Glodowska

                         ZYCIE WEDLUG PANA WALDKA
                         ========================

["Zycie Warszawy", 30.01.1992, przytoczyl Zbyszek Pasek]


Pan Waldek ma trzydziesci lat i twierdzi, ze zna zycie. Od
dziesieciu z gora lat w jednym ze stolecznych osiedli prowadzi
kiosk warzywniczy. Przez ten czas napatrzyl sie wiele, a zycie,
jak mowi, przez pryzmat pietruszki, jest niezwykle interesujace.

Oto np. taka Jola. Dla p. Waldka ta dwudziestokilkuletnia dzis
kobieta zawsze bedzie Jola. Jeszcze dwa lata temu Jola nosila
zniszczony paltocik, palila "Klubowe" i kupowala kapuste kiszona.
Dzis ma najnowszy model BMW, nosi futro, pali "Marlboro". Wpada
teraz do budki i bierze winogrona. Ile kosztuja, nie pyta. Prosi
tylko o slodkie. - Dobry klient - wzdycha p. Waldek, choc wie, ze
pieniadze p. Joli do najczystszych nie naleza.

Otwiera swoja budke o godz. 8. Do 10 ruchu prawie zadnego. Siada
wiec miedzy skrzynkami, wyglada przez okienka i patrzy. U Oli np.
spod "jedynki" znowu wczoraj byla awantura... Kobieta slania sie
na nogach, budke omija z daleka. - A przedtem lubila wpadac,
pogadac dzis nie ma o czym - mowi p. Waldek. - Taka to byla
przeciez porzadna rodzina - sklepikarz nie moze sie nadziwic. -
Trzypokojowe mieszkanie, samochod, dom za miastem. Ola duzo
kupowala, z groszem sie nie liczyla. Maz, mechanik samochodowy,
duzo zarabial. Teraz tez dobrze zarabia, ale pije. Kazdy grosz
przeznacza na wodke. Wiec Ola juz nie bierze w styczniu pomidorow
ani ogorkow. Kupuje kapuste.

Rozwazania przerywa wejscie klientki. Starsza pani rozglada sie
po polkach zastawionych zagranicznym towarem. Milczy. Pan Waldek
nie ponagla, p. Marie zna od lat. Wie, ze za zycia meza,
przedwojennego profesora zagranicznych uczelni, p. Maria jezdzila
po swiecie, nawet w Afryce byla. Jadla nie takie rzeczy, co w
budce p. Waldka. Kiedys nawet tlumaczyla sklepikarzowi roznice
miedzy kawiorami, bo dla p. Waldka one wszystkie jednakowe. Dzis
p. Maria ma 700 tysiecy zl renty. Kupuje dwa jajka. Nawet nie
wiejskie, bo drogie, ale fermowe. Szybciutko wychodzi, a p.
Waldkowi serce sie kraje. Dalby nawet jej ten sloiczek kawioru,
ale brakuje odwagi. To wielka dama - szepcze.

Bo uczuciowy to p. Waldek jest, az za bardzo. Panu Jozefowi np.
da pietruszke na kredyt. P. Waldek ma specjalny zeszyt, w
czerwonej okladce. Klientow "na kreske" teraz sporo, coraz
wiecej, trudno spamietac, a na uczciwosc trudno liczyc. Ale p.
Jozef, emerytowany nauczyciel, zawsze wszystko odda. Co do
zlotowki, nawet zapisywac nie trzeba. Nauczyciel duzo nie kupuje
- trzy jabluszka, dwie marchewki, kilogram ziemniakow. Zal p.
Waldkowi takich ludzi. Cale zycie uczciwie przepracowali, a na
starosc - pietruszka na kredyt.

Ma p. Waldek inna tez slabosc - dzieciaki. Lubi je, ot co.
Wprawdzie, gdy wpadnie ich cala gromada, oczy musi miec dookola
glowy, bo zawsze cos sciagna z lady. Najczesciej gumy. Ale tak w
sumie, to nieba by dzieciarni przychylil. Zwlaszcza malym p.
Zosi. Takie to grzeczne stworzenia. Dwa, cztery i piec lat. A maz
p. Zosi, inteligent, jak w miesiacu zarobi dwa miliony, to radosc
wielka. Wiec prosi pania Zosie, aby przyszla wieczorem, przed
zamknieciem. Zawsze przeciez w kartonie znajdzie sie kilka
gorszych mandarynek. P. Jola (ta od BMW) juz ich nie kupi, ale p.
Zosia - owszem. Jeszcze podziekuje. P. Waldek nie da jej tego
oczywiscie za darmo, bo kazdy ma swoja godnosc, ale sprzeda.
Oboje jednak wiedza, ze dwa tysiace za kilo mandarynek to suma
symboliczna. Tym bardziej, ze do kilku gorszych, p. Waldek wrzuci
dobre. Straty odbije na innych klientach. Tych, ktorych stac.

Jest ich kilku. Pani Mariola np., dla ktorej specjalnie
sprowadzil tunczyki (koniecznie czarne). Pani Anna, ktora pije
wylacznie wode z "lodowca" ("bo wie Pan, nasza jest niestrawna").
Pan Marek, ktory jada tylko ananasy (zywe) i kiwi, bo jablka mu
obrzydly. Ale w sumie takich klientow jest niewielu. - Oj,
zbiednialo nam spoleczenstwo, zbiednialo - mowi p. Waldek. -
Sasiad obok (butik) plajtuje, ja jeszcze ciagne, bo ludzie jesc
musza. Tyle tylko, ze codzienne obiady sa teraz bez zup, a
surowka to kapusta kiszona i marchewka.

________________________________________________________________________


                          KSIEGARSKIE BESTSELLERY
                          =======================

[Zycie Warszawy, 4-5.04.1992, przytoczyl Zbyszek Pasek]

 1. Isaac Bashevis Singer "Niewolnik", Wyd. Alfa, Warszawa 1991
 2. Aleksander Wat "Poezje zebrane", Wyd. Znak, Krakow 1992
 3. Zygmunt Broniarek "Bialy Dom i jego prezydenci", Polska
    Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1992
 4. Jozef Tischner "Etyka solidarnosci oraz homo sovieticus",
    Wyd. Znak, Krakow 1992
 5. Edward Stachura, Wlodzimierz Wysocki, Leonard Cohen
    "Piosenki", Anagram, Warszawa 1992
 6. Henryk Grynberg "Zycie rodzinne i artystyczne", Panstwowy
    Instytut Wydawniczy, Warszawa 1991
 7. John Hands "Pieriestrojka w imie Chrystusa", Dom Wydawniczy
    Rebis, Poznan 1991
 8. Aleksander Krawczuk "Poczet cesarzy bizantyjskich", Iskry,
    Warszawa 1991
 9. Veronique Babin "Moj swiat. Encyklopedia dla najmlodszych",
    Ksiazka i Wiedza, Warszawa 1991
10. Barbara Rose "Malarstwo amerykanskie XX wieku", Wydawnictwo
    Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1991

_______________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)

Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne w formie 'compressed'
dostepne przez anonymous FTP, adres: 
(128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish.

____________________________koniec numeru 23____________________________