______________________________________________________________________
___
__ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___
/ _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || |
/ / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | |
_/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || |
|__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
|___|
_______________________________________________________________________
Sroda, 23.12.1992. nr 56
_______________________________________________________________________
W numerze:
Slawomir Sapieha - Tradycje Swiateczne
Eliza Olczyk - Tajemnice Wigilii
Leszek Sipowski - Z cyklu "Kacik kulinarny"
Wywiad z H. von Herwarthem - Mial byc Danzig
Jerzy Remigioni - Prusacy a Niemcy
_______________________________________________________________________
[Od red.] Wszystkim naszym Czytelnikom zyczymy pogodnych Swiat i
pomyslnego Nowego Roku. Dziekujemy tez za nadeslane nam zyczenia.
Dzisiejszy numer otwieraja dwa okolicznosciowe artykuly przedstawiajace
geneze swiat Bozego Narodzenia i obyczajow z nimi zwiazanych.
Kontynuujemy przepisem na indyka (jesli ktos woli swietowac po
amerykansku), na zakonczenie zas mamy dwuglos na ciagle nas zajmujacy
temat historyczny. [J.K-ek]
Nastepny numer "Spojrzen" ukaze sie 8 stycznia.
_______________________________________________________________________
Slawomir Sapieha
TRADYCJE SWIATECZNE
===================
`A trzy krzesla polskim strojem
kolo stolu stoja prozne,
i z oplatkiem kazdy swoim
idzie do nich splacac dluzne.
I poklada na talerzu
Anielskiego chleba kruchy...
Bo w tych krzeslach siedza duchy.'
(Wincenty Pol: "Piesn o domu naszym")
Nie wiadomo dokladnie, kiedy urodzil sie Jezus Chrystus. Przyjmuje sie,
ze nastapilo to miedzy 8 a 4 r. przed nasza era, najprawdopodobniej w 6
lub 5 roku. Czyli w obecnym roku mija byc moze juz 2000, a co najmniej
1996 lat od Jego narodzin.
Na powstanie swiat Bozego Narodzenia (obchodzonych od IV w. naszej ery)
zlozyl sie bardzo dlugi i skomplikowany proces historyczny, ktorego
pierwsze stadia gina w pomroce dziejow. Zwyczaje ludowe i obrzedy
religijne roznych wyznan, narodowosci i kregow kulturowych nawarstwialy
sie na przestrzeni wiekow, splataly ze soba, laczyly w przedziwne formy.
Jedne z nich stopniowo zanikaly i do nowszych czasow dotrwaly jedynie w
formie szczatkowej, inne wzbogacaly sie i rozrastaly; antyczne,
poganskie zwyczaje zespolily sie ze zwyczajami chrzescijanskimi, a kazdy
narod zabarwil je specyficznymi cechami wlasnej kultury i nadal im
wlasna tresc.
Istnieje zastanawiajaca zbieznosc dat w obchodzonym przez chrzescijan
swiecie Bozego Narodzenia, dawnych swiat hellenistycznych i swiat
slowianskiego poganstwa. Na przelomie grudnia i stycznia obchodzil swiat
poganski wielki cykl swiat roku. Swieto przesilenia zimowego - 25
grudnia - mialo w kalendarzu slowianskim wielkie znaczenie i bylo
pierwszym dniem nowego roku. 24 grudnia obchodzono poganskie swieto
zmarlych, bedace zarazem ostatnim dniem roku i wigilia zimowego swieta
przesilenia dnia z noca.
W starozytnym Rzymie zas obchodzono nastepujace swieta zimowe: poczawszy
od 17 grudnia Saturnalia - obchodzone przez szereg dni, 23 grudnia -
Larentalia - rzymskie swieto zmarlych, 25 grudnia - Swieto Narodzin
Niezwyciezonego Slonca (Dies Natalis Solis Invicti) bedace starym
perskim swietem Mitry, wlaczonym od II w. n.e. do kalendarza rzymskiego,
a po nim 1 stycznia Calendae Januariae - rzymski Nowy Rok, 3 stycznia
Vota - swieto na czesc zdrowia i pomyslnosci monarchy i wreszcie 6
stycznia Epifania - objawienie sie boga.
Temu Niezwyciezonemu Sloncu poganskiego swiata Kosciol uznal za wlasciwe
przeciwstawic Chrystusa jako slonce sprawiedliwosci. Kosciol z cala
swiadomoscia zamienil wiec dzien Narodzin Niezwyciezonego Slonca w
narodziny Zbawiciela Swiata, Solis Salutis, slonca, ktore wzeszlo, aby
zbawic swiat. Kosciol wprowadzil wlasny cykl swiat zimowych, lecz pokryl
je dokladnie z terminami uroczystosci poganskich: Boze Narodzenie, Nowy
Rok i Trzech Kroli (upamietniajace objawienie sie Chrystusa poganom w
osobach trzech magow). Dopiero kilkaset lat po wprowadzeniu obrzedow
Swiat Bozego Narodzenia, tworca naszego kalendarza, mnich Dionizy
Exiguus (VI w. n.e.), w oparciu zreszta o watpliwe dowody w Pismie
Swietym (Sw. Lukasz 2 i 3), przyjal 25 grudnia za narodziny Chrystusa,
754 roku po zalozeniu Rzymu. Poczatkowo Boze Narodzenie i Nowy Rok byly
uznawane za ten sam dzien - na przyklad w Anglii (wg. kalendarza
julianskiego) bylo tak az do XIV wieku. Dopiero kalendarz gregorianski
(luty 1582) ustanowil zdecydowanie dzien 1 stycznia jak poczatek Nowego
Roku.
Ta dalekowzroczna i gleboko przemyslana polityka Kosciola Katolickiego
wiazania swiat chrzescijanskich z poganskimi sprawila, ze powstalo pewne
pomieszanie obrzedow swiatecznych. Stad tez bogata i wielce
skomplikowana obrzedowosc swiat Bozego Narodzenia. I tak, w ceremoniach
zwiazanych ze swietami Bozego Narodzenia splataja sie ze soba powazne i
smutne momenty, zwiazane z poganskim kultem zmarlych - z niefrasobliwym
nastrojem obrzedow saturnalijno-noworocznych i tajemniczym charakterem
przelomowej nocy wigilijnej, przemawiajacym szczegolnie silnie do
wyobrazni ludowej.
Kosciol Katolicki w ciagu wiekow, zwalczajac pozostalosci poganskich
wierzen, byl jednak niezwykle tolerancyjny wobec ludowych zwyczajow
swiatecznych i obrzedow, do ktorych lud byl szczerze przywiazany potega
tradycji niezliczonych pokolen. Kosciol po uplywie bardzo dlugiego
czasu, dzialajac z wielka cierpliwoscia, nadawal dawnym zwyczajom nowy
sens, przyjal dawne formy i wypelnil je wlasna trescia. W poczatkach
naszej ery jednoczesne istnienie poganskiej i chrzescijanskiej
uroczystosci - obchodzonej co wiecej w jeden i ten sam dzien -
wytwarzalo dogodne warunki do przenoszenia poszczegolnych czynnosci
obrzedowych i obyczajow z jednej na druga.
Wplyw rzymskich swiat na czesc boga zasiewow i urodzajow Saturna -
legendarnego wladcy zlotego wieku (okresu dostatku, szczescia, rownosci
stanow i sprawiedliwosci spolecznej) wyraznie widac po dwoch tysiacach
lat w obrzedowosci Bozego Narodzenia. Saturnalia trwajace wiele dni
rozpoczynaly sie od darowania sobie nawzajem urazow (co przeszlo do
naszych zwyczajow wigilijnych). Domy rzymskie dekorowano zielenia, a do
wnetrza wnoszono zimozielone drzewko. Saturnalia mialy charakter
radosny, halasliwy, wrecz orgiastyczny. W ich okresie nastepowalo
zbratanie stanow, a nawet odwrocenie na ten czas rol spolecznych -
rzymscy panowie uslugiwali niewolnikom. Stad tez sie pewnie wywodzi
tradycyjny i u nas obyczaj zapraszania sluzby do stolu w wigilie. Silny
wplyw na ceremonie naszych swiat Bozego Narodzenia - oprocz rzymskich
Saturnaliow - wywarly rowniez poganskie swieta na czesc zmarlych.
Slowianie obchodzili takie swieta 4 razy w roku (w czasie przesilen i
rownonocy), a najbardziej uroczyscie w zimie, w dniu naszej Wigilii.
Zamiast naszej wieczerzy wigilijnej mieli dawni Slowianie stype
zaduszna.
Ogien w dniu wigilijnym - to bardzo stara tradycja. Palono swiatla,
w wielu okolicach ogien w piecu podtrzymywano przez cala noc, aby
zziebniete dusze zmarlych mogly sie przy nim ogrzac. Pod wplywem religii
chrzescijanskiej duchy zmarlych zastapione zostaly w ludowej wierze
innymi goscmi z zaswiatow - niewidzialnymi uczestnikami wieczerzy
wigilijnej stali sie: Matka Boska, swieci panscy, aniolowie niebiescy.
Poczatkiem wieczerzy wigilijnej w tradycji chrzescijanskiej byly w
dawnych wiekach wielogodzinne widowiska koscielne, na ktore wierni
przynosili jedzenie i napoje. Tradycja dzielenia sie oplatkiem pochodzi
od prastarego zwyczaju eulogiow, jaki zachowal sie z pierwszych wiekow
chrzescijanstwa. Eulogia - czyli obdarowywanie sie chlebem nieofiarnym -
byla powszechna w pierwszych wiekach naszej ery w poludniowej Europie i
stamtad zwyczaj ten przedostal sie do Polski. Sama wieczerze wigilijna
slusznie tez mozna nazwac przypomnieniem dawnej agape - uczty pierwszych
chrzescijan na pamiatke wieczerzy Panskiej.
Do tradycji wigilijnych nalezy, aby do wieczerzy zasiadala parzysta
liczba osob, poniewaz nieparzysta liczba miala wrozyc rychla smierc
jednego z biesiadnikow. Najbardziej obawiano sie liczby 13, uwazanej za
zlowieszcza, gdyz przy ostatniej wieczerzy w Ogrojcu Chrystus usiadl do
stolu z 12 apostolami. `Feralna trzynastka' pochodzi wlasnie stad.
Niezwykle swojskim akcentem kazdych swiat sa nasze narodowe marzenia
przeistoczenia Polski w kraj szczesliwy. Swietnie to oddaje "Modlitwa na
Dzien Bozego Narodzenia" Stanislawa Wyspianskiego, jakze aktualna i
obecnie:
O Boze, pokute przebylem
i dlugie lata tulacze;
Dzis jestem we wlasnym domu
I krzyz na progu znacze...
Bozego Narodzenia
ta noc jest dla nas swieta
Niech ida w zapomnienia
niewoli gnusne peta.
Daj nam poczucie sily
i Polske daj nam zywa,
by slowa sie spelnily
nad ziemia ta szczesliwa
Jest tyle sil w narodzie
Jest tyle mnogo ludzi;
Niechze w nie duch Twoj wstapi
I spiace niech pobudzi.
Niech sie Krolestwo stanie
nie krzyza, lecz zbawienia.
O daj nam Jezu Panie
Twa Polske objawienia.
Slawomir Sapieha
Zrodla: "Polska Wigilia": Hanna Szymanderska, Watra 1990 (z ksiazki tej
zostaly przytoczone fragmenty); Biblia - Pismo Swiete; Encyclopaedia
Britannica; Bible Times; National Geographic Society.
________________________________________________________________________
[Rzeczpospolita - Magazyn, 4.12.1992, skroty red.]
Eliza Olczyk
TAJEMNICE WIGILII
=================
`A zasiadlszy do stolu godzina zmierzchowa jadl polewke migdalowa,
na drugie zas danie szedl szczupak w szafranie. Dalej okon, pa,czki
tluste, wegorz i liny z kapusta, karp sadzony z rodzynkami, na
koniec do chrzanu grzyby i rozne smazone ryby...'
W ten sposob Alojzy Zolkowski opisywal wigilie szlachcica w 1820
roku.
Dzis z tradycji wigilijnej pozostalo niewiele. Wiadomo, ze na
wieczerzy wigilijnej powinno byc wiele postnych dan, ze swieta nie
moga obejsc sie bez choinki i prezentow. W niektorych domach do
dzis dnia kladzie sie pod obrusem odrobine siana. Symbolika tych
obrzedow nie jest jednak powszechnie znana, a Wigilia to dzien
niezwykly. Pelen barwnych obrzedow i tajemniczych wydarzen - dzien
cudow.
[...]
W tym samym czasie Praslowianie obchodzili swieta wyprawiane na
czesc zmarlych, polaczone ze swietami agrarnymi. Na to wszystko
nalozyly sie obrzedy katolickie. W potrawach wigilijnych znajduja
sie potrawy charakterystyczne dla styp zadusznych.
Do takich potraw naleza: mak - danie zalobne, groch - zawsze
spozywany na stypach, niektore jarzyny, jablka, miod, pszenica.
Typowa potrawa zalobna, spozywana podczas wigilii, jest rowniez
kutia.
Zwyczaje antyczne dotarly do Polski za posrednictwem misjonarzy
(glownie wloskich i francuskich), ktorzy przeszczepili je na grunt
polski wraz z chrzescijanstwem. Wigilia, czyli przedswiecie,
ochodzona jest dopiero od VI wieku.
Najwazniejszym elementem Wigilii jest wieczerza. Zawsze byla ona
postna (w przeszlosci nie wolno bylo spozywac nawet nabialu i
slodyczy), ale bardzo obfita. Rozmaicie traktowano alkohol. W
niektorych domach nie byl on dozwolony, ale w innych pito go nawet
w ciagu dnia, przegryzajac odrobina chleba z miodem, po to, by caly
nadchodzacy rok byl dostatni i napitku nikomu nie brakowalo.
Wieczerza musiala sie skladac ze wszystkiego, co roslo w polu,
lesie i ogrodzie. Ryby spozywano poczatkowo tylko w domach
rybackich, mieszczanskich i szlacheckich. Tradycyjna wigilia
skladala sie z potraw sporzadzonych z kapusty oraz kaszy, klusek z
makiem, suszonych owocow, kutii, kisielu owsianego, siemiescia
(tluczone siemie lniane i konopne, gotowane i podawane w postaci
mleczka lub zupy). Obowiazkowo podawano tez grzyby.
Potrawy z plodow produkowanych przez czlowieka mialy zapewnic
urodzaj w przyszlym roku. Jedzac je mowiono - `Rodzcie sie
ziemniaki, skladaj sie kapusto, wij sie groszku'. W ten sposob
zaklinano urodzaj.
Liczba potraw wigilijnych nie byla okreslona. Wiadomo tylko, ze
powinna byc nieparzysta. Generalnie uznawano, ze potraw
wigilijnych powinno byc jak najwiecej po to, by w nadchodzacym
roku byl jak najwiekszy dostatek. Duzo pozniej na dworach
magnackich i szlacheckich stala sie prawdziwa uczta, podczas
ktorej podawano rowniez ciasta - strucle z makiem i piernik.
Przy stole musiala natomiast zasiadac parzysta liczba osob. Gdyby
biesiadnikow bylo nie do pary, mogloby sie zdarzyc, ze ktorys z
nich umarlby w nastepnym roku. Zasiadano nawet wedlug starszenstwa
do stolu, by odchodzic z tego swiata w naturalny sposob, a wiec
wedlug starszenstwa. Gdy biesiadnikow byla liczba nieparzysta,
radzono sobie zapraszajac dodatkowego goscia.
Potrawy wigilijne dawano rowniez zwierzetom (na wsiach zdarza sie
to jeszcze dotychczas), aby nie mialy do nich przystepu czary.
Zostawialo sie tez resztki jedzenia dla zmarlych, wierzono bowiem,
ze dusze moga przychodzic niewidzialne lub w postaci zwierzat do
domu.
Siano i oplatek
Wylacznie polska specyfika jest dzielenie sie na wigilie
oplatkiem. Zwyczaj ten pojawil sie na przelomie XVIII i XIX wieku
na dworach szlacheckich. W przeszlosci rowniez zwierzeta dostawaly
oplatek, barwiony na rozne kolory, na przyklad zolty dla krow, aby
maslo z ich mleka bylo jak najbardziej zlociste, a czerwony,
chroniacy przed zolzami, dla koni.
Wigilijne mieszkanie musialo byc tez odpowiednio przystrojone, co
mialo znaczenie symboliczne. Do tradycyjnych ozdob nalezala sloma,
siano i ziarno. Na poludniu Polski rozscielano slome na calej
podlodze dla wygody zmarlych dusz, aby mogly swobodnie podejsc do
stolu. Sloma miala rowniez oznaczac urodzaje. Krecono z niej
powrosla, ktorymi opasywano drzewa, co mialo sie przyczynic do
urodzaju owocow. Slome rzucano tez pod sufit. Jezeli zaczepila sie
o drzazgi w powale, oznaczalo to, ze w nadchodzacym roku bedzie
wysokie zboze.
Stol okrywano warstwa siana, na ktorej kladziono obrus. Ten
obyczaj tlumaczono m.in. faktem, ze Jezus urodzil sie na slomie.
`Stary obyczaj w tym maja chrzescijanskie domy, na Boze Narodzenie
po izbach slac slomy' - pisal Waclaw Potocki.
Tradycja swiat Bozego Narodzenia sa rowniez bogato zdobione
choinki. Choinka przybyla do Polski z Niemiec, jednak zdobienie
domow galazkami sosny lub swierku jest zwyczajem polskim. W
wierzeniach poganskich mialo to symbolizowac odnowienie wegetacji
roslin, a takze powodzenie, obfitosc przychowku, sily witalne i
zdrowie. Charakterystyczna dla Polski poludniowej byla
"podlazniczka" - rozwidlony czubek sosny lub swierku, na ktorym
wieszano ciastka, pierniki, kolorowe papierki, krazki oplatkow
oraz duza kule symbolizujaca swiat.
Zarty, hulanki, swawola
Wszystkie przygotowania do wigilii trzeba bylo zakonczyc do
pojawienia sie pierwszej gwiazdy, bowiem caly dzien wigilijny byl
bardzo znaczacy. Wierzono, ze to, co przydarzy sie w Wigilie,
bedzie sie powtarzalo w nowym roku. W tym dniu nie wolno bylo sie
klocic. Okazywano sobie zyczliwosc. Tego dnia klusownicy wyruszali
na polowania, aby ich korzystny wynik zapewnil obfite polowania i
polowy w nastepnym roku. Noc wigilijna byla niezwykla. Wierzono,
ze zwierzeta odzywaja sie ludzkim glosem, a ziemia ukazuje swoje
skarby. Zwierzeta na te jedna noc byly obdarzone darem
przewidywania. Czesto mowily o losach rodziny, a nawet mogly
przepowiedziec smierc smialka, ktory chcial podsluchac, o czym
rozprawiaja zwierzeta.
Po pasterce, ktora zamykala czas oczekiwania, zaczynalo sie swieto
wlasciwe.
Pierwszy dzien swiat przebiegal bardzo spokojnie. Wigilia byla tak
bogata w obrzedy, ze ludzie byli zmeczeni. Poza tym Boze Narodzenie
bylo tak wielkim swietem, iz nalezalo je odbywac w skupieniu. Nie
wolno bylo w tym dniu niczego robic, nawet sie uczesac. Nie skladano
wizyt.
Nie wolno bylo tez gotowac, dlatego spozywano wczesniej przygotowane
zimne potrawy. Dozwolony byl jedynie niezbedny obrzadek zywego
inwentarza. Nie nalezalo tez klasc sie do lozka, zeby nie pokladlo sie
zboze i zeby samemu sie nie rozchorowac.
W drugim dniu swiat nastepowal wybuch wesolosci - zabawy towarzyskie,
wizyty zalotnikow, zarty i psoty. Od swietego Szczepana poczawszy
zaczynaly sie obchody kolednikow. Po domach chodzili zarowno kwestarze
(ktorzy za odspiewanie koled dostawali datek), jak i grupy starannie
przygotowanych do wystepow kolednikow. W owych czasach byly to
autentyczne teatry ludowe, w ktorych wystepowali aktorzy i kukielki.
Zabawy i wizyty trwaly az do swieta Trzech Kroli.
Przytoczyl Zbigniew J. Pasek
________________________________________________________________________
Leszek Sipowski
(Inzynier budowlany, aktualnie w Provo, Utah)
Z cyklu "Kacik Kulinarny"
TUREK W POLEWIE POMARANCZOWEJ
=============================
Szanowny Panie Redachtorze,
Ot i znerwil mnie Pan Jacek. No bo tak: za gorko tylko (znaczy sie
w Kolorado) mieszka, z Wroclawia sie pisze, znaczy sie swojak.
Odkrywam ja ci "Spojrzenia" i oczom nie wierze. Slipie przecieram, ale
nie, stoi wyraznie, bialo na sinienkim (bo ja w wordperfekcie sobie
patrzam), ze On amerykanckie indory lubi. Malo lubi, On `palcy
lizac' o niech piszy.
Tak ja i ratowac lece, bo przecie krzywda ludziom sie stanie. Zje
kto takiego turka i pomyszli, ze w ty Ameryce to juz nam ze wszystkim
smaki pomieszali sie.
Bo z temi jendorami to bylo tak. W pierszym roku to nas jeszcze
zaprosili, niby zeby pokazac, jak to sie robi. No to my zjedli, ale
trochu dziwno bylo, co wszystko od razu na jeden talerz klasc
trzeba. Syn narzekal, bo nie lubi jak mu sie grejwi z zielono
slodko galareto mieszalo.
Na rok drugi, to my sami poprobowali. Poki goroncy ten jendor byl,
a i winko my popili pod niego, to i dobrze sie jadl. Dalej bylo
gorzej. Zostalo tego ptaszka moc, tylko jesc go nikt nie chcial. W
sobote my jeszcze pojedli, ale juz w niedziele uchwalili kluskow
nagotowac, co by odmiana byla. W poniedzialek Zonka jego do
zamrazalnika wsadzila, a jak za pare dni po lody siegajac go
namacal, to i wyrzucic mozna bylo, bo stary.
Ale spokoju my nie mieli. Dziwno nam sie wydalo, ze tak nic do
niego nie dajo. Ani majeranku, ani jablek, no nic. Fabryka jak te
jendory pakuje, to cos tam do ty wody domiesza, ale co tam jest, nikt
nie wie. To my i szukac zaczeli. Jak znalezli my przepis z
poludnia, to Zonka moja mowi, co oni na tym poludniu wszystko co
dobre mieli. I orzechy rozne i cukier i maslo. I to dopiero palcy
lizac okazui sie!
A zaczyna sie gotowic od klukwy. Bo jo najlepiej pare dni raniej
zrobic a duzo, i w lodowce trzymac, bo potem do kazdego miesa ona
sie nada. Jak ja przeczytal, ze Pan Jacek galarete z klukwy gotow
jesc (co to tak pfffffft z blachi wylatui, na talerzu sie trzensie,
nozem na plastry okrongle jo pokrojo i jedz tu czlowieku), to mnie
sie nudno zrobilo.
Nie tak trzeba.
U nas klukwa w lodowce zawsze jest. Bo jo musowo szybko lapac. Jak
oni te sklepy kolo Nowego Roku na czerwono przemanio (znaczy sie na
Walentajnz dej), to juz ty i klukwy, choc siadszy placz, nie
znajdziesz. Ale jak zdonrzysz zlapac, to ona potem w zamrazarce i
rok przesiedzi i do gotowania zdatna.
Tak ty bierz po kolei:
Zurawina do miesa
=================
1 nieduza pomarancza ze skorka, pocieta w talarki
2 1/3 szklanki soku pomaranczowego
2 szklanki cukru
2 lyzki i 2 lyzeczki swiezego soku z cytryny
2 paczki po 12 uncji (35 dag razem 70 dag) zurawiny (cranberry)
3 lyzki i 1 lyzeczke likieru pomaranczowego, lepiej triple-sec.
(nie ma obowiazku)
Pomarancze zmiksuj. Soki i cukier zagotuj w grubym garnku,
mieszajac, az sie cukier rozpusci. Zmniejsz ogien i pogotuj 5
minut. Dodaj pomarancze i zurawiny i pogotuj az jagody zaczna
pekac, ok. 8 minut, mieszajac. Zdejmij z ognia, dodaj likier i
ostudz.
Indyk w polewie pomaranczowej
=============================
Polewa
3/4 szklanki soku pomaranczowego
3/4 szklanki powidel pomaranczowych (powinny miec kawalki skorki)
1 lyzka miodu
Indyk
1 20-funtowy (9-10 kg) indor
po 2 lyzeczki soli, pieprzu, suszonego czabra, szalwii (savory i
sage)
1 kostka (10 dag) niesolonego masla, stopiona
2 gruszki obrane, pokrojone w cienkie talarki
1 duza cebula i 1 seler naciowy cienko pokrojone
Sos
3/4 szklanki rosolu z drobiu z puszki
5 lyzek maki
Polewe mozna zrobic dzien wczesniej. Zagotuj wszystko i pogotuj z
kwadrans na malym ogniu az zgestnieje. Jak robisz wczesniej,
przegotuj przed uzyciem.
Nastaw piec na 375 F (190 C). Indyka obmyj i osusz. Wymieszaj sol,
pieprz i ziola i natrzyj go w srodku. Reszte wymieszaj z maslem i
polej z wierzchu. Na dnie brytfanny uloz gruszki, cebule i seler,
poloz na tym indyka. Piecz 45 minut.
Zmniejsz ogien do 350 F (180 C) i piecz 1 1/2 godziny polewajac
sosem z brytfanny. Posmaruj indyka 1/3 polewy. Piecz jeszcze przez
45min (albo az termometr wyskoczy) smarujac polewa.
Sos
Wez sos z indyka. Oddziel szklanke gruszki i warzyw.
Odlej tluszcz zostawiajac 5 lyzek na zasmazke. Wlej odtluszczony
sos do miarki. Dodaj rosol drobiowy dopelniajac, zeby razem bylo
3 3/4 szklanki. Zrob zasmazke z 5 lyzek tluszczu. Dodaj sos i
zagotuj mieszajac. Gotuj dalej mieszajac az zgestnieje (kolo 10
min). Zmiksuj gruszki i warzywa, dodaj do sosu, przypraw sola i
pieprzem, zagotuj.
Slodkie ziemniaki (ale my robimy yamy z puszki bo latwiej)
=================
na 12 porcji wez
3 kostki masla niesolonego
3 lyzki swiezego soku z cytryny
1 lyzeczke tartej skorki cytrynowej
1 lyzeczke czarnego pieprzu
sol
2 puszki yamow albo 12 8-uncjowych (22 dag razem 2.75 kg) slodkich
ziemniakow
1 szklanke brazowego cukru
marshmallows do smaku (mozna nawet wiecej)
Jak robisz ziemniaki, ubij mikserem pierwsze skladniki. Upiecz
kartofle (350 F - 180 C, godzine) naloz maslo, posyp cukrem.
Jak robisz z puszki, rozpusc maslo, dodaj reszte. Do brytfanki
wyloz yamy, polej rozpuszczonym maslem, naloz na wierzch
marshmallows wedlug uznania i zapiecz az sie rozpuszcza.
Jeszcze mielismy brukselke z orzechami i tymiankiem, no i stuffing
czyli praktycznie rzecz biorac grzanki z chleba z przyprawami.
Szczegoly w listopadowym numerze Bon Apetit z 1990 roku, albo ode
mnie.
Wedlug przepisu pije sie Chardonnay kalifornijski.
No, to dal ja odpor Panu Jackowi. Niech wszystkie wiedzo, ze i w
Ameryce mozna dobrze podjesc.
Leszek Sipowski
______________________________________________________________________
[Przeglad Tygodniowy z 1.11.1992. Rozmowa Tadeusza J. Zolcinskiego z
Hansem von Herwarthem, sekretarzem ambasadora Niemiec w Moskwie w
latach 1931-1939.]
MIAL BYC DANZIG
===============
- Pana obecny tygodniowy pobyt w Polsce poprzedzilo wydanie ksiazki
"Miedzy Hitlerem a Stalinem", czyli "Wspomnienia dyplomaty i oficera
niemieckiego 1931-1945". U polskiego czytelnika wyczulonego na sprawy
niemieckie, nie tylko zwiazane bezposrednio z ostatnia wojna, lektura
tej ksiazki budzi wiele zastrzezen. Dlaczego, na przyklad, praktycznie
do konca sluzyl pan Hitlerowi?
- Moglem oczywiscie na poczatku, zaraz po dojsciu Hitlera do wladzy,
zrezygnowac ze sluzby dyplomatycznej, zbiec za granice, poprosic w
ktoryms z neutralnych wowczas krajow o azyl polityczny. Trudno mi dzis
oczywiscie dociec, dlaczego tego nie zrobilem. Pozniej bylo juz za
pozno. Ale wiedzialem tez jedno: sluzac w dyplomacji i to na tak waznej
placowce, jaka byla Moskwa, moglem pewne sprawy opozniac, a w ukladach
towarzyskich, kontaktach nawiazanych z dyplomatami zachodnimi,
przestrzec ich i informowac na biezaco o tajnych i niebezpiecznych dla
owczesnego pokoju europejskiego poczynaniach Hitlera.
- A kiedy w kregach tworzacej sie wowczas liberalnej opozycji
niemieckiej zaczeto sie zastanawiac, i to konkretnie, nad usunieciem
Hitlera?
- Oczywiscie caly czas. Ale realnie gdzies kolo roku 1943. Gdyby
wowczas doszlo do zamachu, zupelnie inaczej wygladalaby mapa Europy, a
przede wszystkim my, Niemcy, moglibysmy wyjsc z honorem z tej wojny.
Terytorialnie nie tak okrojeni, psychicznie i moralnie nie tak
sponiewierani.
- A po 20 lipca 1944?
- Byla to juz zupelnie inna sytuacja. Mielismy juz swiadomosc, ze
jestesmy skazani na bezwzgledna kapitulacje, ktorej domagali sie od nas
alianci i Zwiazek Sowiecki. Owszem, moglismy pertraktowac, ale
wiedzielismy, ze bedziemy musieli zaplacic za przegrana.
- Za przegrana, czy za wojne?
- Za jedno i za drugie.
- Przepraszam, a jak sobie wyobrazaliscie wowczas powojenne granice
panstwa, szczegolnie w odniesieniu do Polski?
- Mielismy swiadomosc, i bardzo sie tego balismy, ze bedziemy musieli
na przyklad oddac Schlezwik - Danii, Zaglebie Ruhry - Francji, cos nam
tez moze uszczknac Belgia czy Holandia. Na wschodzie, z Polska i
Czechoslowacja chcielismy miec granice z 1937 roku. Gdansk pozostalby
oczywiscie w granicach Niemiec.
- Czyli Danzig. A Prusy Wschodnie?
- Zawsze traktowalismy je jako czesc Niemiec i ich utrata nie wchodzila
w gre. Liczylismy sie rowniez z tym, ze przywodcy Rzeszy hitlerowskiej
osadzeni zostana na przyklad na ktorejs z wysp Falklandzkich.
- Nowa Swieta Helena?
- Dzis moze sie to wydawac smieszne. Prosze jednak nie zapominac, iz
byl to rok 1944, daleko bylo jeszcze do Poczdamu. Ponadto niektorzy z
nas wierzyli, iz po likwidacji Hitlera, natychmiastowym wycofaniu sie
wojsk niemieckich z terenow Polski i Czechoslowacji, zawarciu
porozumienia z Zachodem, Amerykanie zaproponuja nam wspolna krucjate
przeciwko komunistycznej Rosji.
- Tymczasem wszystko stalo sie inaczej i pozostalo tak przez
czterdziesci piec lat. Obecnie kolo historii zarowno Europy, jak i
swiata obrocilo sie o nastepne iles stopni. Niektorzy twierdza, ze
wracamy do sytuacji sprzed 1939 roku, i ze Niemcy znowu zagrazaja
Polsce.
- To jakies nieporozumienie. Rozumiem, ze wraca sie do pewnych
konkretnych tradycji, ktore zostaly przerwane, zniszczone. Ale mapa
Europy wyglada dzis zupelnie inaczej i mimo upadku komunizmu wszyscy
musimy sie liczyc z realiami powstalymi po roku 1945. Ostatecznie
Adenauer i Brandt przeorali nasze umysly, zobowiazali sie wobec Europy
zagwarantowac Niemcy demokratyczne, nie zagrazajace wojskowo nikomu z
sasiadow.
- Wlasnie tego zagrozenia najbardziej sie boimy. Tak samo zreszta jak i
gospodarczego. Boimy sie nie tyle odwetu, co checi odzyskania ziem
przyznanych nam w Poczdamie. Boimy sie jakiegos nowego porozumienia
Niemiec z Rosja, osiagnietego ponad glowami Polakow.
- Nie uwazam za sluszne myslenie kategoriami sprzed wojny. Hitleryzm
byl doswiadczeniem nie tylko dla was, ale i dla nas. To nas hitleryzm
bardziej zniszczyl, okaleczyl psychicznie. To nam dal poczucie winy
wieksze anizeli te wszystkie doswiadczenia, ktore wynieslismy z
pierwszej wojny swiatowej i dzieki ktorym Hitler doszedl do wladzy.
--------------
Uwagi przepisywacza dyzurnego [J.K_uk]
Bardzo polecam ksiazke von Herwartha (polskie wyd. Bellona). Ma posmak
autentyku, pisana jest suchym, zolnierskim jezykiem, a opisuje nie
wojne, a krecace sie wokol niej mysli i dzialania roznych ludzi
zwiazanych z autorem. Von Herwarth opisuje tworzenie w Zwiazku
Radzieckim oddzialow Wlasowcow i innych wojsk `ochotniczych' majacych
wspomagac armie niemiecka. Wspomina swoje kontakty i przyjazn z von
Stauffenbergiem, ktorego niezwykle wysoko cenil. Wspomina tez roznych
dygnitarzy partyjnych, np. Rosenberga, uwazajac ich za durni. Streszcza
dni konca Rzeszy i opisuje barwnie, jak udalo mu sie `wyjsc na swoje'
dzieki spotkaniu w wojsku alianckim znajomych, ktorzy go pamietali z
sluzby dyplomatycznej.
Taki juz jestem, ze zawsze robi na mnie wrazenie slowo drukowane
AUTORSKIE, nie bedace tylko przekazem cudzych sformulowan i cudzych
interpretacji faktow. Mam wtedy sklonnosc wierzyc we wszystko i musze
czasami przeczytac cos powtornie i zadac pare kontrolnych pytan,
autorowi i samemu sobie.
Tak wiec czytajac von Herwartha zastanawialem sie, co tez on myslal o
granicach powojennej Europy, gdy siedzial w tej Moskwie, na
`dobrowolnym dyplomatycznym zeslaniu' wsrod tej dziczy, ktora nawet
Goethego nie potrafila poprawnie cytowac... Coz na przyklad myslal o
Polsce? W ksiazce nie ma praktycznie niczego na ten temat. No, to
dzieki wywiadowi Zolcinskiego juz wiem! I bardzo mi sie to nie podoba.
Nie jestem naiwny i nie sadze, aby dyplomata wysokiego szczebla mial na
widoku interesy innego panstwa niz swojej ojczyzny. Wiec oczywistym
jest, ze Slask, Prusy Wschodnie, Pomorze itp. mialy zawsze pozostac
niemieckie, ze opor wobec Hitlera mial pomoc ograniczyc straty na
zachodzie. Tak mozna sobie wyobrazic niemiecki patriotyzm i nie trzeba
robic zadnych lamancow umyslowych.
Tak rozumiany patriotyzm von Herwartha skrystalizowal sie jednak
niedawno publicznie, ksiazka ma pare lat. Dowiadujemy sie, ze mial
przeszkody w karierze, bo nie byl czystym aryjczykiem, jego matka miala
troche krwi zydowskiej. Smutne to bylo, wiec na wszelki wypadek nic juz
o Zydach dalej nie pisze. Choc zreszta, moze przeoczylem, moze napisal
np. ze von Stauffenberg gardzil tymi, co zakladali obozy smierci, albo
cos rownie slusznego.
Armia Wlasowa to byl znakomity pomysl realizowany przez kompetentnych
oficerow, niestety zaprzepaszczony przez glupich NSDAPowskich
funkcjonariuszy partyjnych, ktorzy nie potrafili sie wczuc w
psychologie braci Rosjan i narzuconych im `opiekunow' wojskowych
nazwali `komisarzami', co tamci, nie lubiac bolszewikow potraktowali zle
i byly kwasy. A potem tych `ochotnikow' okrutni Amerykanie oddali
Stalinowi i ten ich wykonczyl. Von Herwarth tego juz nie pisze, ale,
slowo honoru, przed oczami jakbym widzial: `a przeciez tak sie mogli
jeszcze przydac'...
Von Herwarth stwierdza, ze Niemcy nikomu nie zagrazaja, przeciez Brandt
i Adenauer obiecali. Wierze. Ale, a propos, jak sie nazywal ten, co
obiecywal po pierwszej wojnie swiatowej? Nie pomnimy juz. Wiemy
natomiast, ze teraz Niemcy maja jeszcze wieksze poczucie winy, niz po
pierwszej wojnie, a poniewaz dzieki tamtym do wladzy doszedl Hitler,
wiec te dzisiejsze sentymenty sa gwarancja pokoju. Wiemy, ze to Niemcow
hitleryzm najbardziej okaleczyl, zniszczyl. I to tez jest gwarancja
pokoju. Tadeusz Zolcinski zgrabnie juz nie skomentowal ostatniej
wypowiedzi naszego bohatera.
Von Herwarth uwaza, ze gdyby w 1943 roku Hitlera usunieto, to Niemcy
wyszliby z wojny z honorem. Oczywiscie. Nie byloby zadnych obozow
koncentracyjnych, morderczych pacyfikacji u nas i bardziej na
wschodzie. W pamieci zostalby tylko szlachetny oficer Wehrmachtu w
czystym mundurze, cos w rodzaju centuriona legionow rzymskich.
Uwazam, ze tacy ludzie jak von Herwarth, ktorzy pokazuja swiatu, ze w
czasie wojny byli przyzwoici Niemcy, majacy pelna swiadomosc klopotow,
w ktore wkopal ich Hitler, moga paradoksalnie tylez przyniesc dobrego,
co i zaszkodzic. Okazuje sie, ze ci porzadni Niemcy TAKZE popierali
Drang nach Osten. Ze ci porzadni Niemcy NIGDY nie pomysleli o
wschodnich sasiadach jako o partnerach, raczej jako o miesie armatnim.
Slabe mam zaufanie do szlachetnego dyplomaty. Z przymruzeniem oka
czytam, jak von Herwarth na swym biurku znalazl list od von
Stauffenberga juz po nieudanym zamachu i egzekucji tamtego. Wzniosle to
bylo i jakze niebezpieczne! I nikt juz nigdy tego nie sprawdzi, bo list
oczywiscie natychmiast zostal zniszczony, a ksiazka zostala napisana,
gdy zaden z mozliwych swiadkow owych dni juz niczego nie powie...
Ksiazka przemyca w dosc niejasny sposob, ze von Herwarth cos tam
donosil aliantom (zachodnim) na temat kontaktow miedzy Rosjanami, a
Hitlerem. Jest to dosc metnie zaznaczone, wiadomo: granica miedzy
bohaterem a zdrajca jest plynna.
Bylem nieraz w Niemczech, pracowalem tam przez rok, mam znajomych,
lubie ten kraj i mam zaufanie do znanej mi probki wspolczesnego
pokolenia. Sa normalni. Traktuja historie jak historie. Nie maja ochoty
odpowiadac za grzechy swoich ojcow. Nie musza. Wolalbym wiec, zeby w
ramach odcinania sie od przeszlosci hitlerowskiej niekoniecznie musieli
identyfikowac sie z junkrami w stylu von Herwartha, ktorzy Hitlerem
gardzili, ale z zelazna konsekwencja realizowali jego polityke udajac
teraz bohaterow, ktorzy `dzieki kontaktom' mogli `pewne sprawy
opozniac'. Niesmaczne.
Jurek Karczmarczuk
_______________________________________________________________________
Jerzy Remigioni
PRUSACY A NIEMCY
================
Dzieki uprzejmosci red. Karczmarczuka mialem okazje zapoznac sie z
powyzszym artykulem przed opublikowaniem go w "Spojrzeniach", co
pozwolilo mi przerobic moja wczesniejsza wypowiedz na Poland-L.
Podobnie wiec jak w red. K_uku, osoba von Herwarta nie wzbudza we mnie
specjalnej sympatii. Jest to typowy pruski junkier, gatunek wrecz z
definicji wrogi Polsce (choc bywaja rowniez wyjatki - zeby wskazac osobe
Marii hr. von Denhoff, rodem z Prus Wschodnich i szereg jej artykulow w
"Die Zeit", jak rowniez ostatnio w jednym z numerow jesiennych
"Tygodnika Powszechnego" z tego roku).
Zastanawialem sie wiele razy, jak pogodzic naturalna poniekad niechec
ogolu Polakow do Niemcow z potrzeba uregulowania wzajemnych stosunkow na
osobistym (niezaleznie od oficjalnego) poziomie. Albowiem jest
moim wrazeniem, ze stosunki te ciagle na poziomie prywatnym nie sa
wolne od wzajemnych uprzedzen, niecheci lub wrecz wrogosci. Widac to
dosc czesto chocby w moim Instytucie Maxa Plancka, kiedy przyjezdzajacy
na stypendia polscy naukowcy, zdarza sie, nie uwazaja swej ostrej
antyniemieckiej niecheci za nic niewlasciwego.
Rzucilo mi sie wiec w oczy (nie jest to moje odkrycie), ze niefortunnym
i mocno obciazajacym stosunki faktem jest to, ze Polacy widza Niemcy
nieodmiennie przez pryzmat Prus.
Prusy i Niemcy nie jest to jednak jedno i to samo. (Jest
charakterystyczne, ze nazwanie kogos w Stuttgarcie `Prusakiem' jest
niemal obrazliwe, a na pewno pogardliwe). Nie bede wdawal sie w
historie, bo latwo ja znalezc w ksiazkach, warto jednak zaznaczyc, ze
Prusy sa tworem politycznym duzo mlodszym od Niemiec. Co wiecej,
powstalym nie na terenach odwiecznie niemieckich, lecz albo uzyskanych
na poganskim plemieniu Prusow, albo zrabowanych Polsce. Jest ogromna
wina polskiej mysli panstwowej z lat, kiedy mysl ta liczyla sie w
Europie, ze przyjeto Hold Pruski zamiast podporzadkowac pobite przez
Korone w Wojnie Trzynastoletniej Prusy Polsce i dopuszczono do
ugruntowania sie dynastii Hohenzollernow. Od tego czasu Prusy byly jak
zlosliwa narosl, ktora oportunistycznie karmila sie polskim terytorium
az do nieslawnego konca w 1945 roku.
Stosunki niemiecko-polskie sa duzo starsze, niz Prusy. Swiadczy o tym
chocby pogardliwa nazwa Niemca - `Szwab'. Tak sie bowiem zlozylo,
ze wiekszosc sredniowiecznych przybyszy z Niemiec pochodzila ze Szwabii,
czyli dzisiejszej Wirtembergii, w ktorej pisze te slowa. Byla to
tradycyjnie najbiedniejsza czesc Niemiec, przesladowana ciaglym
przeludnieniem.
Sredniowieczne kontakty polsko-niemieckie nie byly wiec nieustannym
ciagiem wojen, jak chciala tego polska propaganda (wiecej o tym
ponizej). Przeciwnie, ekspansja niemiecka, bo byla to niewatpliwie
ekspansja, miala charakter glownie pokojowy. Bardzo wczesnie wiekszosc
patrycjatu miejskiego, chocby we Wroclawiu czy Krakowie, byla niemiecka.
Przybysze przynosili ze soba swoje osiagniecia cywilizacyjne i mozna
uwazac, ze Polska na tym korzystala. Polska tracila na rzecz Niemiec
terytoria, ale do XVII wieku wlasciwie nie wskutek wojen, tylko fatalnej
polityki dynastycznej lub braku zainteresowania kierunkiem zachodnim, w
przeciwienstwie do wschodniego (to teza Pawla Jasienicy). Dopiero w
XVIII wieku, gdy Polska popelnila polityczne samobojstwo, Prusy
skorzystaly z okazji i zachecone przez Rosje przylaczyly sie do
rozbiorow.
Skad wiec sie biora resentymenty polskie wobec Niemiec i Niemcow?
Niewatpliwie wskutek ostatniej wojny, ale nie tylko. Moim zdaniem (i nie
tylko moim) jest to w duzej mierze dziedzictwo ideologii Obozu
Narodowego, zakorzenionej gleboko w XIX wieku. Wiemy dobrze, ze naczelna
idea polityczna zalozyciela tego Obozu, Romana Dmowskiego, byla wrogosc
wobec Niemiec przy wspolpracy z Rosja. W czasie, kiedy ideologia ta
powstawala, miala ona gleboki sens. Polityka antyniemiecka okazala sie
tez w pelni usprawiedliwiona w okresie miedzywojennym, choc zabraklo dla
niej jakiejkolwiek alternatywy - ZSRR byl rownie malo apetyczny.
Po II Wojnie ideologia narodowa zostala calkiem zrecznie podchwycona
przez komunistow. Trzeba bylo jakos podbudowac teoretycznie zamiane
utraconych Kresow Wschodnich na przylaczone Ziemie Zachodnie, ktorych
polskosc byla bardzo dawnej i watpliwej daty. W tym kierunku podazyla
machina propagandowa: pamietamy, ile miejsca w podrecznikach szkolnych
zajmowaly rozdzialy o bitwie pod Cedynia, obronie Glogowa, Niemczy,
bitwie na Psim Polu (ktora zreszta wg. najnowszych twierdzen historykow w
ogole sie nie odbyla), tak, jakby byly to wydarzenia przelomowe dla
historii Europy. Z nowszych czasow - wielu z nas pamieta niesmiertelna
zbitke Hupka-Czaja, dwoch dzialaczy ziomkostw niemieckich, ktorzy
istotnie istnieli i istnieja, tylko ze ich wplywy i znaczenie sa
dyskusyjne. W prasie polskiej w latach 50-tych mielismy Adenauera
przedstawianego nieodmiennie w krzyzackim plaszczu, podczas gdy byl on
wlasnie tym politykiem, ktory Prusami i prusactwem gardzil.
Tymczasem zmarly niedawno i podziwiany przeze mnie polityk niemiecki
Willy Brandt powiedzial: `Kazdy czas potrzebuje swoich odpowiedzi'. Moim
zdaniem niedobrze by bylo, gdyby ideologia narodowa w swej skamienialej
postaci miala okreslac polityke niemiecka Polski, a taki trend daje
sie zauwazyc. Oprocz bowiem von Herwartha, ktory, jak wynika z
opublikowanego w tym numerze wywiadu, jest nieuleczalnym przypadkiem
Prusaka, sa jeszcze Niemcy, ktorym ten duch jest bardzo obcy. Dlatego
tez mozna patrzec z podejrzliwoscia, gdy Klaus von Bismarck,
dlugoletni dyrektor Instytutu Goethego, i stryjeczny (pra?)wnuk
Zelaznego Kanclerza, nawoluje do zaciesnienia wiezow z Polska i daje
pieniadze na odbudowe rodzinnego majatku na Pomorzu, ale trzeba tez
pamietac, ze poza Bismarckiem i Herwarthem jest jeszcze cale mlode
pokolenie, ktoremu ich idee wydaja sie obce i muzealne.
Jerzy Remigioni
________________________________________________________________________
Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu)
Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)
stale wspolpracuje: Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet)
Copyright (C) by Jurek Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP, adres: (128.32.123.30), directory:
/pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia
____________________________koniec numeru 56___________________________