______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

  Piatek, 5.03.1993          ISSN 1067-4020                   nr 65
_______________________________________________________________________

W numerze:
                    Eric Behr - Pajeczyny (dokonczenie)
              Jerzy Remigioni - List Otwarty w "GW" i "ZW"
             Tomek Wilanowski - Kilka wrazen z Kraju
           Zbigniew J. Tyrlik - Wiersze
               Kostek Malczyk - DNA a ukryte bezrobocie

_______________________________________________________________________

[Od Red. dyz.: W dzisiejszym numerze przedstawiamy m.in. dwa debiuty na
naszych lamach, wiersze Zbigniewa Tyrlika oraz humoreske polityczna
Kostka Malczyka. Dzieki objawiajacym sie nowym talentom pisarskim oraz
dzieki nie zapominajacym o nas autorom-weteranom udaje nam sie
produkowac co tydzien zestaw materialow, ktory stanowi interesujaca -
mamy nadzieje - lekture. Nieustannie zachecamy czytelnikow do wspolpracy
z nami. Jacy czytelnicy - takie pismo! M.B_cz]
_______________________________________________________________________

Eric Behr   


                          PAJECZYNY (dokonczenie)
                          =========

IV. Adresy

Wspominalismy juz, ze kazda siec komputerowa musi poslugiwac sie jakas
metoda jednoznacznej identyfikacji poszczegolnych komputerow. Internet
posluguje sie systemem, w ktorym kazdy wezel sieci jest oznaczony
symbolem skladajacym sie z czterech `oktetow', czyli osmiobitowych slow.
W tlumaczeniu na normalny system dziesietny, wyglada to np. tak:
138.87.132.21.

Poniewaz komputery sa mimo wszystko dla ludzi, nie musimy zwykle
pamietac tych liczb. Dobrze dzialajacy system umie tez poslugiwac sie
nazwami symbolicznymi, np. spider.math.ilstu.edu. Symbole takie mozna
dosc latwo odcyfrowac, czytajac je od tylu. Ostatni fragment oznacza
bardzo szeroka kategorie wezlow (tzw. `top-level domain'): np. `edu'
zarezerwowane jest dla uniwersytetow, `gov' oznacza instytucje rzadowa,
`com' -- jednostke komercjalna, `mil' -- wezel wojskowy. Od kiedy
Internet rozrosl sie poza granice USA, istnieja tez kategorie
oznaczajace kraje, np. `pl' przydzielono Polsce.

Pozostala czesc adresu symbolicznego zwykle reprezentuje coraz to nizsze
poziomy hierarchicznej struktury Internetu: ilstu.edu znaczy Illinois
State University, math.ilstu.edu to komputery na naszym wydziale
matematyki, a wreszcie spider.math.ilstu.edu jest nazwa nadana
komputerkowi czuwajacemu nad wydzialowa siecia.

W praktyce musimy czasem poslugiwac sie adresami liczbowymi. Nazwy
symboliczne rozpoznawane sa dzieki mechanizmowi zwanemu DNS, czyli
`Domain Name System'; polega on na tym, ze maszyna, ktora nie wie co
oznacza spider.math.ilstu.edu, usiluje zdobyc te informacje od kilku
wiekszych pobliskich komputerow; jesli one tez nie znaja adresu
liczbowego, to pytaja o to swoich sasiadow, itd, na zasadzie sztafety.
Jasne jest, ze system taki bedzie funkcjonowal prawidlowo tylko wtedy,
gdy polaczenia sa szybkie i stabilne, bo wszystko to musi sie dziac w
ciagu kilku sekund; no i oczywiscie wtedy, gdy administratorzy
sasiadujacych systemow znaja sie na rzeczy i wspolpracuja ze soba.
Wszystko to czesto zawodzi w przypadku polaczen z nowymi sieciami.

Dlatego warto miec w zapasie nie tylko adresy symboliczne, ale tez
liczbowe. Mozna je znalezc na wiele sposobow; np. uzywajac Unix'owych
programow arp i nslookup, albo korzystajac z bazy danych WHOIS na wezle
nic.ddn.mil (192.112.36.5) i innych.


V. Dzungla systemow

Od lat producenci komputerow mieli za punkt honoru wyposazenie swojego
produktu w najlepszy, najszybszy, najpotezniejszy system operacyjny.
Mamy w zwiazku z tym VMS i Ultrix; SunOS i Solaris; KRONOS i SCOPE;
Mach, MS DOS, OS-2, Xenix, System 7 i A/UX; VM, MVS i AIX; Unicos i
HPUX. Komputery oparte sa tez na rozmaitych procesorach: od takich za
cene skarpetek, do tych chlodzonych freonem i pozerajacych kilowaty
energii elektrycznej. Wszystkie te systemy znalezc mozna na Internecie,
bo na kazdym mozna zainstalowac specyficzna wersje protokolu TCP/IP.

W najlepszej sytuacji sa ci, ktorzy uzywaja ktorejs z wariacji systemu
Unix, bo prawie kazda ma TCP/IP wbudowany w standardowe oprogramowanie.
W innych przypadkach niezbedny jest albo wysilek (instalacja darmowych
implementacji TCP/IP), albo (czesto pokazny) wydatek.

Bardzo chcialbym dac nowicjuszom gotowy przepis na uzywanie Internetu,
ale nie jestem oczywiscie w stanie opisac wszystkich sytuacji i
procedur. Tam, gdzie Unix wymaga wstukania `ftp', DOS zazyczy sobie
najpierw inicjalizacji `miedzymordzia' sieciowego i pakietu TCP/IP, a
posiadacz Macintosha bedzie musial pstryknac dwa razy mysza w obrazek
programu XferIt... Opiszemy wiec wspolny mianownik -- jak poslugiwac
sie tymi programami w najbardziej prymitywnym wcieleniu, tj. przy pomocy
wystukiwanych na klawiaturze rozkazow (`command line interface').

Do przeprowadzenia ponizszych doswiadczen trzeba miec oczywiscie dostep
do Internetu: miec wlasne konto na jakims wiekszym komputerze bedacym
wezlem na tej sieci, albo mikrokomputer wyposazony w TCP/IP i podlaczony
do swiata zewnetrznego, itd. Niezbedne jest tez naturalnie odpowiednie
oprogramowanie.

VI. Do dziela

Opiszemy teraz bardziej szczegolowo jak korzystac z telnetu i ftp.
Podstawowa znajomosc tych dwoch funkcji pozwala na zdobycie innych
informacji i szczegolowych instrukcji dotyczacych innych protokolow,
wiec bedzie to dla nas dobry poczatek.

                              -- *** --

Przypomnijmy, ze telnet sluzy do polaczenia sie z innym komputerem tak,
jakby moj byl po prostu terminalem (`koncowka'). W wiekszosci wypadkow
ta druga maszyna bedzie chciala przeprowadzic normalny `login', czyli
zapyta o nazwe konta i haslo. Skazani wiec jestesmy na eksperymenty z
nielicznymi komputerami, ktore pozwalaja na publiczny dostep przy pomocy
telnetu.

Przyklad: maszyna e-math.ams.com, prowadzona przez Amerykanskie
Towarzystwo Matematyczne, akceptuje fikcyjnego uzytkownika e-math, z
haslem e-math. Piszemy `telnet e-math.ams.com'; po chwili pojawi sie
notatka o nawiazanym polaczeniu. Odpowiadamy `e-math' na pytanie o
login, `e-math' na pytanie o haslo. Nastepnie pilnie czytajac
instrukcje na ekranie uzeramy sie z antycznym systemem, ktory pozwala
nam na obejrzenie informacji o kolegach-matematykach, sciagniecie numeru
Biuletynu AMS, itd. Wreszcie przerywamy polaczenie wg. instrukcji na
ekranie, a w niektorych systemach piszac `logout', `exit', `signoff',
`logoff', albo jedna z jeszcze stu wariacji, ktorymi pokarali nas
programisci systemowi.

Po tym przezyciu jasne dla kazdego bedzie to, jak wazna jest emulacja
(`udawanie'?) odpowiedniego terminala. Maszyny wymieniaja miedzy soba
ciag prostych informacji, ktore musza zostac poprawnie interpretowane.
Niektore z tych sygnalow musza zamienic sie w znaki wyswietlane na
ekranie, inne musza przesunac w odpowiednie miejsce kursor, itd.
Porozumiewajace sie maszyny musza `dogadac sie' na temat tego, jaki
terminal udaja. Najbardziej popularnym typem jest obecnie `vt100',
dawno temu zdefiniowany przez Digital Equipment Corporation. Na pytanie
o rodzaj terminala najbezpieczniej jest podac wlasnie ten.

Niektore wieksze komputery produkowane przez IBM uzywaja zupelnie innego
rodzaju terminala, a mianowicie rodziny 3270. Zwykly telnet nie poradzi
sobie z ta emulacja; potrzebna jest jego odmiana, wystepujaca zazwyczaj
pod nazwa tn3270. Wiele dostepnych na sieci katalogow bibliotecznych
wymaga wlasnie tego typu emulacji.

                              -- *** --

Zabieramy sie teraz za ftp, czyli `file transfer protocol'. Jak juz
wspomnielismy, sluzy on na Internecie do szybkiego i niezawodnego
przesylania duzych plikow tekstowych lub binarnych. Dla przecietnego
smiertelnika najciekawsze jest tu korzystanie z publicznych archiwow, do
ktorych mozna podlaczyc sie przy pomocy `anonimowego ftp'. Wielu
operatorow systemow na Internecie tworzy fikcyjnego uzytkownika zwanego
`ftp', i nie zabezpiecza dostepu do jego plikow specjalnym haslem. Do
takiego konta moze podlaczyc sie przy pomocy ftp kazdy uzytkownik sieci.
Podkreslmy tu od razu jedna z podstawowych zasad kurtuazji sieciowej:
archiwa te sa czesto prowadzone na komputerach, na ktorych jednoczesnie
pracuja lokalni uzytkownicy, wiec nie nalezy ich obciazac w czasie
normalnych godzin pracy.

Przyklad: jedno z najwiekszych archiwow, zawierajace programy dla
rozmaitych komputerow i dokumenty na wiele tematow, prowadzone jest
przez Washington University w St. Louis. Otwieramy polaczenie piszac
`ftp wuarchive.wustl.edu' i po chwili widzimy pytanie o uzytkownika
(`ftp' albo `anonymous'), i o haslo. Niektore systemy zadowola sie tu
dowolna odpowiedzia, a inne wymagaja prawdziwego adresu pocztowego. Ja
na przyklad podaje haslo `behr@math.ilstu.edu', albo skrocona forme
`behr@'.

Po zaakceptowaniu polaczenia, `server' ftp oczekuje naszych polecen.
Zawartosc archiwum mozna obejrzec wstukujac `dir', co wyswietli liste
zwyklych plikow i kartotek (`directories') nizszego poziomu. Na
przyklad `cd usenet' i `dir' pokaze m.in.:

drwxrwxr-x  12 root  archive   512 Jun 25  1992 bionet.molbio
drwxrwxr-x   8 root  archive   512 Jan  8 02:04 comp.archives
drwxrwxr-x   3 root  archive   512 Jun 25  1992 comp.benchmarks
drwxrwxr-x   6 root  archive   512 Jan 18  1992 rec.food.recipes

Przenosimy sie teraz do innej kartoteki przy pomocy komendy `cd
rec.food.recipes/recipes/misc', i znow robimy `dir', albo `ls'.
Organizacja archiwow przypomina odwrocone drzewo z wieloma galeziami.
Czesto dotarcie do interesujacych nas informacji wymaga przejscia
kilkunastu takich rozgalezien. Mozemy zawsze zorientowac sie gdzie
jestesmy piszac `pwd', przeniesc sie o poziom wyzej (`cd ..' albo
`cdup'), lub skoczyc szybko do najwyzszego poziomu: `cd /'. Gdy
wreszcie mamy przed soba upragniony plik, np. `pierogi', sciagamy go na
nasz wlasny dysk piszac `get pierogi'.

Pliki komputerowe wystepuja w wielu postaciach; m.in. sa pliki tekstowe
(ASCII), w ktorych osmy bit kazdego `bajtu' (litery) nie ma znaczenia.
Normalnie ftp przekazuje pliki obcinajac wlasnie ten bit. Sa tez jednak
pliki `binarne', w ktorych osmy bit sie liczy. Przed przesylaniem
takiego pliku musimy kazac ftp odpowiednio sie zachowac, piszac
`binary', albo w skrocie `bin'. Gdy z kolei mamy do czynienia z
nieznanym systemem, i zamierzamy przeslac plik tekstowy, lepiej jest
wylaczyc przekaz binarny piszac `ascii'. Rozpoznawanie, ktory plik w
archiwum jest ASCII, a ktory jest binarny, wymaga nieco doswiadczenia.
Bezpieczniej jest zawsze uzywac przekazow binarnych. Wlasciciel systemu
zwykle daje nam wskazowki na temat typu pliku przy pomocy pewnych
standardowych skrotow dodawanych do nazwy:

.txt  --  zwykly tekst (ASCII)
.bin  --  plik binarny (program, itp.)
.Z    --  plik poddany kompresji, glownie pod Unixem (binarny)
.tar  --  `tape archive', kilka plikow zgrupowanych przy pomocy
          Unix'owego programu tar (binarny)
.arc  --  spakowane archiwum pochodzace zapewne z PC (binarny)
.zip  --  jak wyzej
.zoo  --  jak wyzej; dostepne takze na Atari i innych maszynach
.hqx  --  plik z Macintosha zakodowany przez BinHex (ASCII)
.sit  --  archiwum sporzadzone na Macintoshu przez program
          `StuffIt' (binarny)
.ps   --  program w jezyku drukarek, PostScript (ASCII)
.gif  --  plik graficzny w formacie GIF (binarny)
.jpg  --  plik graficzny w formacie JPEG (binarny)

Na przyklad `ftpd.tar.Z' to `scisniete' archiwum, ktore musi byc
przekazane binarnym ftp, a nastepnie odkodowane przez `uncompress' i
odpakowane przy pomocy `tar'. Natomiast `bbedit.sit.hqx' to archiwum
pochodzace z Macintosha, ktore mozna przeslac przy pomocy zwyklego ftp,
a pozniej odkodowac `BinHex'em' i odpakowac programem `StuffIt'.

Jak widac permutacji jest bardzo duzo; powyzsza lista jest tez bardzo
niekompletna. Czytelnik powinien sie tu zainteresowac szczegolnie
waznymi plikami, ktore mozna znalezc w setkach archiwow, a mianowicie
`FAQ' czyli `Frequently Asked Questions'. Listy takich podstawowych
pytan na rozmaite tematy sa zbierane przez ochotnikow i publikowane na
sieci wieloma metodami, m.in. jako pliki dostepne przez anonimowe ftp.

VII. Szukajcie, a znajdziecie

Zlokalizowanie konkretnego pliku w sieciowym oceanie informacji nie jest
proste. Jesli wiemy, ze nazywa sie on FTP.FAQ i jest na komputerze
tirana.berkeley.edu w kartotece /pub/VARIA/polish, to oczywiscie nie ma
problemu. Co innego, gdy np. szukamy `jakiegos programu, dzialajacego
pod MS-DOS, do sterowania klawiatura MIDI'...

Nieocenionym narzedziem jest tu `archie', czyli program, ktory laczy sie
z `serwerami archie'; te z kolei co kilka dni zbieraja dane o zawartosci
tysiecy archiwow. Archie przeszukuje te bazy danych wg. podanych slow
kluczowych, i wyswietla rezultaty na ekranie. Do uzywania archie nalezy
zainstalowac ten program na lokalnym komputerze (istnieja wersje
dzialajace pod wieloma systemami), albo podlaczyc sie przy pomocy
telnetu do jednego z `serwerow', np. archie.ans.net, jako uzytkownik
`archie'. Tej drugiej metody nie nalezy stosowac na dluzsza mete.

Szukanie programow przy pomocy archie wymaga wprawy w odpowiednim
doborze slow kluczowych. Czesto tez interesujace nas informacje moga
znajdowac sie w archiwum, ktore nie uczestniczy w tym systemie. Wtedy
musimy uzyc innych metod, np. systemu WAIS, gopher'a albo po prostu
bezposredniego pytania w jednej z grup dyskusyjnych `Usenet news'.

                                                 Eric Behr
_______________________________________________________________________

Jerzy Remigioni 


                      LIST OTWARTY W "GW" I "ZW"
                      ==========================


28 stycznia w "Gazecie Wyborczej" i kilka dni pozniej w "Zyciu
Warszawy" ukazal sie list otwarty przeslany przez Jana Nowaka-
Jezioranskiego, a podpisany przez wiele znaczacych osob publicznych,
zatytulowany "O sprawiedliwosc i prawde", zadajacy przyspieszenia
dochodzen w sprawach o morderstwa polityczne w czasach stalinowskich.
List podpisali, co mozemy stwierdzic z satysfakcja, pomiedzy innymi
znani nam z Poland-L/Spojrzen: Tadeusz Gierymski, ps. "Konrad", VM
[Order Virtuti Militari], AK, "Zgrupowanie Radoslaw"; psycholog, USA
i Andrzej Kobos, fizyk, historyk, Kanada.

Z braku czasu przytocze tylko obszerne fragmenty, a kilka zdan swojego
komentarza zachowam na koniec.

                              * * *

[...]

Pomimo uplywu czasu prokuratura nie wniosla dotychczas do sadu zadnego
oskarzenia, nawet przeciwko najbardziej znanym mordercom sadowym i
funkcjonariuszom bezpieki.

Prezes Sadu Najwyzszego, profesor Adam Strzembosz i dyrektor generalny
Glownej Komisji badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, senator
RP Ryszard Juszkiewicz dali na lamach prasy wyraz swej bezsilnosci.
Dowiadujemy sie, ze struktury prawne panstwa polskiego sa nieadekwatne,
a Glowna Komisja nie posiada dostatecznych srodkow nie tylko na
zatrudnienie potrzebnego personelu, ale i na korespondencje niezbedna
dla uzyskania relacji swiadkow i prowadzenia dochodzen.

Przewodniczacy Komisji skarzy sie, ze pracownicy organow sprawiedliwosci
wykazuja biernosc, opieszalosc i brak inicjatywy. Przywrocenie w Polsce
wlasciwego sensu pojeciom winy i zaslugi nie przeniknelo jeszcze do
swiadomosci wszystkich dawnych sedziow i prokuratorow, pelniacych
dzisiaj obowiazki w zmienionej rzeczywistosci.

W ramach tego listu nie sposob wymienic wszystkich przypadkow
bezkarnosci przestepcow stalinowskich. Pamietajac o tysiacu spraw,
ograniczamy sie do trzech tylko przykladow, urastajacych do wymiaru
symbolu.

[Nastepuja opisy meczenstwa i smierci trzech postaci: Augusta Emila
Fieldorfa (Nila), Witolda Pileckiego i Jana Rodowicza]

Apelujemy do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Premiera, Ministra
Sprawiedliwosci oraz Poslow i Senatorow Rzeczypospolitej o podjecie w
najkrotszym czasie nastepujacych krokow:

1. Uchwalenie w trybie przyspieszonym juz istniejacego projektu ustawy,
ktora stworzylaby jasne ramy prawne, pozwalajace na pociagniecie do
odpowiedzialnosci karnej sprawcow zbrodni przeciwko narodowi polskiemu,
popelnionych w okresie Polski Ludowej.

2. Powolanie Trybunalu Nadzwyczajnego dla rozpatrzenia tych spraw lub co
najmniej odsuniecie od ich prowadzenia tych pracownikow sprawiedliwosci
z okresu PRL, ktorzy obecnie przez swoja opieszalosc i biernosc
opozniaja lub wrecz uniemozliwiaja sciganie tych przestepstw.

3. Wyposazenie Komisji do Spraw Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi
Polskiemu w pelnomocnictwa i srodki dostateczne dla przeprowadzenia
poszukiwan i studiow oraz zbierania materialow dowodowych.

4. Opracowanie i podanie do wiadomosci publicznej imiennego spisu
funkcjonariuszy UB, prokuratorow i sedziow, ktorzy prowadzili
bestialskie sledztwa, oskarzali i wydawali wyroki, uznane pozniej za
bezpodstawne.

5. Upamietnienie nazwisk i zaslug ludzi niewinnie straconych czy
zamordowanych oraz ustalenie w granicach mozliwosci dat i miejsc ich
kazni oraz ich grobow.

Przyszlosc Polski wymaga, aby pokolenia, ktore nie doswiadczyly na sobie
zbrodni i nieszczesc, jakie w niedawnej przeszlosci spadly na nasz kraj,
poznaly prawde historyczna, ktora tak dlugo byla falszowana i ukrywana,
by zachowaly z swojej swiadomosci poczucie sprawiedliwosci oraz pamiec o
straconych i wymordowanych, czesto bezimiennych, bojownikow o
niepodleglosc.

Styczen 1993 roku.

[Podpisy]

                                  * * *

Mysle, ze sprawy poruszane w powyzszym apelu maja dwa aspekty: moralny i
praktyczny. Aspekt moralny nie podlega zadnej dyskusji. Sam bym sie
podpisal, gdybym mogl.

W aspekcie praktycznym nasuwaja mi sie jednak pewne watpliwosci:

Jak rozumiem, instytucja, do ktorej nalezy zglaszac najwiecej zastrzezen,
jest prokuratura. Skadinad wiadomo, ze od z gora dwu lat urzad ten
niejako `z klucza' podlega partii ZChN, jako ze Minister Sprawiedliwosci
jest automatycznie Prokuratorem Generalnym. Jezeli instytucja ta nic
(albo niewiele) robi, to do kogo konkretnie nalezy miec pretensje?

Nie jestem rowniez pewien, czy nawolywanie do przeznaczania wiekszych
srodkow (materialnych) na prowadzenie dochodzen, spotka sie z uznaniem
ogolu spoleczenstwa. W sytuacji, gdy brakuje pieniedzy rzadowych na
niemal wszystko, z emeryturami na czele, mam spore watpliwosci.

Wreszcie, punkt 4, nawolywanie do publicznego ogloszenia spisow sedziow,
prokuratorow itp. Niby wszystko O.K., jesli pelnili te funkcje, to sie
im nalezy rozgloszenie (zwlaszcza, ze nawet przed wieloma laty bardzo
troskliwie dbali o zachowanie anonimowosci!). Ale jesli po 40 latach
popelni sie omylke, a o to bardzo latwo? Sprawa teczek Macierewicza
dowodzi, ze nawet po kilku latach mozna pokrecic nazwiska lub funkcje
i wyrzadzic niewinnym ludziom krzywde. A co dopiero po pol wieku?
Obawiam sie, ze uczynienie tego bez udzialu sadu skonczy sie co najmniej
paroma prawdziwymi tragediami. Apel powoluje sie na podobny tekst Adama
Strzembosza, nie byle kogo, bo Prezesa Sadu Najwyzszego. [Byl
przedrukowany w "Spojrzeniach" nr 39]. Owze mial, zapewne z frustracji,
pomysl, aby dochodzenia powierzyc m.in... dziennikarzom. Hmm... czytajac
polska i nie tylko polska prase, mam duzo uznania dla tego zawodu, ale
nie az tyle, abym zgodzil sie na wyreczanie przez jego reprezentantow
prokuratorow i sedziow, nawet w wypadku nieudolnosci czy niespiesznosci
tych ostatnich.


                                                  Jerzy Remigioni
_______________________________________________________________________

Tomek Wilanowski 


                         KILKA WRAZEN Z KRAJU
                         ====================

Niedawno odwiedzilem Polske w towarzystwie mojej narzeczonej. Strasznie
trudno jest napisac cos ciekawego o Polsce; prasa polonijna i e-mailowa
pelne sa relacji, mnostwo ludzi tam bylo niedawno, co tu takiego
napisac, zeby nie powtarzac tego, co juz napisali inni? Nie bedzie to
latwe, ale sprobuje. Zamiast regularnego zapisu podrozy, raczej kilka
wrazen osobistych.


                               Prezenty.

Nie zdawalem sobie poczatkowo sprawy, jak strasznie trudno kupic ladne
prezenty dla rodziny! W dawnych, `dobrych' komunistycznych czasach, gdy
sklepy byly puste, a dolar stal wysoko, nie bylo z tym problemu. Jednej
babci dalo sie kilo kawy, drugiej kilo rodzynek i po klopocie. A teraz
nici z takich pomyslow. Sklepy pelne, wszystko jest, co tu takiego
wymyslic, czego w Polsce nie maja. Na szczescie bylem na przelomie
roku, wiele problemow rozwiazaly kalendarze z australijskimi
krajobrazami i zwierzakami, ale dla najblizszej rodziny byloby to za
malo. Kupilem wiec bumerang (reczna robota aborygenska; w Polsce teraz
taka przestepczosc, ze kazda bron sie przyda:-), albumy, figurki
kangurow i koali, znalazlem tez kilka makatek do zawieszenia na sciane.
Nazywalo sie to: tea-towels, ale sliczne, z kangurami i koalami, na
scianie bedzie ladnie wygladac. No i rzeczywiscie prezent by sie
podobal, ale niestety nie zauwazylem metek z zaskakujacym napisem `Made
in Poland'. Okazalo sie, ze Australia zasypywana jest pamiatkami
polskiej produkcji do tego stopnia, ze chodza tutaj pogloski, jakoby
bumerangow miano uzywac w starozytnej Polsce.


                                Zakupy.

Moja narzeczona czula sie jak ryba w wodzie robiac zakupy w Polsce.
Icza jest Indonezyjka, wiec bazary, stragany itp. sa jej doskonale
znane. Dziwila sie nieco, bo przed wyjazdem sadzila, ze polski handel
bedzie przypominal raczej Australie a nie Indonezje, ale na pewno jej
sie to podobalo. Sklepy tez sie zrobily swietnie zaopatrzone (chociaz
drogie). Na moj gust to w sferze handlu wcale nie jest gorzej, niz bylo
za komuny. Lepiej tez nie jest; jest inaczej. Kiedys nic nie mozna
bylo kupic, bo sklepy byly puste; dzis tez nic nie mozna kupic, ale z
innego powodu: bo jest za drogo :-)

W Warszawie jest calkiem niemalo sklepikow z azjatyckimi przyprawami,
mozna tez kupic wolowe wedliny, co bylo niezmiernie wazne, jako ze
muzulmanie nie jadaja wieprzowiny. Ryz, ktory mozna kupic w Polsce,
jest fatalny; zrobiony przez Icze "nasi goreng" byl duzo gorszy od
robionych przez nia w Kanberze ("nasi goreng" to naprawde znakomite
danie: ryz smazony z miesem, jajkami, warzywami, przyprawami itp.;
narodowa potrawa indonezyjska, ktora Icza gotowala na spotkania z moja
rodzina, aby zaimponowac im swoim kunsztem kulinarnym). No i te ceny...
Egzotyczne przyprawy i nawet owoce sa wprawdzie dostepne, ale np.
rambutany byly blisko trzy razy drozsze niz w Kanberze (gdzie tez nie
uwazam ich za tanie owoce). Dla mnie poprawa zaopatrzenia to duze
osiagniecie, pamietam jeszcze czasy, kiedy mozna bylo kupic ocet (i nic
wiecej). Nie wyobrazam sobie zywienia Iczy w Polsce kilka lat temu.

W Polsce jest jednak drogo, totez prezentow z Polski kupilismy niewiele.
Jesli sie chce kupic cos uzytecznego, to zawsze wyjdzie to taniej w
Australii. A ludzie zarabiaja okolo dziesiec razy mniej, niz w
Australii. I to jest naprawde tragedia.


                               Toalety.

Bardzo malo sie o tym mowi i pisze, bo to taki wstydliwy temat. Ale
prawda jest nieublagana: polskie toalety sa najbrudniejsze na swiecie.
To byl dla mnie najwiekszy wstyd przed narzeczona. Pierwszy szok
przezyla na wycieczce do Gniezna. Jechalismy z Warszawy poczatkowo na
Poznan, jedna z wazniejszych miedzynarodowych tras tranzytowych wschod -
zachod. No i moje biedactwo dostalo biegunki. Stacji benzynowych jest
na tej trasie sporo, w Australii zwykle na stacjach sa toalety, wiec
zatrzymalem sie na kilku. Patrzyli na mnie jak na idiote: kibelek
tutaj? Pewnie z Hameryki przyjechal, albo mu odbilo! (bylo jeszcze
gorzej - przyjechalem z Australii). Wreszcie pod Klodawa na lesnym
parkingu byl kibelek w polskim stylu: dziura w betonie (wewnatrz prawie
pelno), smrod ogluszajacy, zadnego haczyka przy tzw. drzwiach,
oczywiscie brak papieru toaletowego. Sytuacja byla alarmowa, wiec Icza
skorzystala, ale bylo to najgorsze przezycie podczas jej pierwszej
wizyty w Europie. Potem juz staralismy sie unikac korzystania z toalet
(na ile fizjologia na to pozwalala), i jakos dotrwalismy do wyjazdu.
Odetchnelismy dopiero w Rzymie (dokad udalismy sie z Polski).

Ja wiem, ze polskich toalet posprzatac nie sposob: gen. Slawoj
Skladkowski probowal upowszechnic ich budowe, a Marek Kotanski -
utrzymywanie ich w czystosci, ale zadnemu sie nie udalo. Ale wiem tez,
ze bez posprzatania kibli nie moze byc mowy o dogonieniu Afryki (o
Europie juz nawet nie wspomne). Swoja droga, ten poscig Polski za
Europa jest dla mnie czyms wrecz niepojetym. Bo ja, jesli bym mial taka
mozliwosc, to znacznie chetniej osiedlilbym sie na stale w Ameryce
Polnocnej albo w Australii. Idea europejskosci tchnie dla mnie
strasznie zapyzialym prowincjonalizmem. Ale na szczescie nie jest to
polska idea, wiec nie musimy sie za nia wstydzic :-).


                              Mass media.

Liczne obowiazki towarzyskie i narzeczenskie bardzo skutecznie
utrudnialy mi ogladanie telewizji i czytanie gazet, ale troche sie
zawsze udalo zobaczyc i wyczytac. Sila mnie zmuszono do ogladania
"Polskiego Zoo", poniewaz jest ono ponoc genialne. Patrzylem, patrzylem
i niewiele rozumialem. Bylem w Polsce tylko niecaly miesiac, wiec
obejrzalem tylko trzy odcinki; pod koniec nawet niekiedy udawalo mi sie
rozpoznac, kto jest kto. Niektore postacie dobrano nawet trafnie (np.
Mazowiecki - zolw), ale za to niektore inne wrecz skandalicznie. No bo
czym, jesli nie skandalem, jest przedstawianie bylego premiera
Olszewskiego jako koali! Widzialem koale nie raz, trzymalem na reku,
tulilem; jest to sliczne, delikatne, slodkie zwierzatko. Zywe
zaprzeczenie Jana Olszewskiego.

Probowalem tez czytac urbanowskie "Nie", o ktorym prawdziwi emigranci
zawsze wyrazaja sie z nalezyta odraza. Czy ja wiem? "Nie" nie jest az
takie zle. Oczywiscie, wiele materialow jest po prostu niesmacznych
(plotkarstwo i tyle), ale jest tam tez sporo rzetelnego dziennikarstwa
(wlasnie z "Nie" dowiedzialem sie o sytuacji w nauce i budownictwie
mieszkaniowym: bardzo rzetelne analizy!). Moj brak odrazy do "Nie"
wynika tez pewnie z posiadanego ukladu odniesienia: otoz w porownaniu z
melbernenskim "Tygodnikiem Polskim" takie "Nie" jest naprawde szczytem
grzecznosci, dobrego wychowania i wysublimowanych obyczajow (ze juz o
inteligencji nawet nie wspomne).

Szczerze mowiac, z polskich gazet najlepsze sa "Donosy". O tym, co sie
dzialo w Polsce podczas mojego tam pobytu, dowiedzialem sie najwiecej
wlasnie z "Donosow" (oczywiscie czytajac je juz po powrocie do
Australii).


                                Nauka.

Odwiedzilem swoja dawna Alma Mater, zarowno Wydzial Chemii jak tez
Zaklad Genetyki Uniwersytetu Warszawskiego. Zaskakujace, ale
wyposazenie nie jest tam wcale gorsze od tego, ktore mam do dyspozycji w
Kanberze! Ponoc na sprzet i materialy przynajmniej tym instytucjom
udaje sie znalezc pieniadze.

Mimo to, osiagniec naukowych nie ma wiele. Pieniadze na sprzet sie
znajda, ale na place juz nie. Moi znajomi zarabiaja ponizej 200 AUD
miesiecznie, z czego wyzyc sie nie da. Zatem wszyscy, od asystentow po
profesorow, jakos dorabiaja do pensji. W ten sposob utrzymuja sie przy
zyciu, ale nie pozostaje wiele czasu na prace naukowa. Sprzet, choc
dobry, nie jest wiec dobrze wykorzystany. Nadzieje na poprawe sytuacji?
Oj, chyba ich nie ma.


                               Meczety.

Icza jest muzulmanka, wiec koniecznie chcialem pokazac jej polskie
meczety, ktorych mamy chyba az trzy. Wybralismy sie wiec cala rodzina
na Bialostocczyzne, do Kruszynian i Bohonik, gdzie znajduja sie dwa
zabytkowe meczety. Bialostocki szlak tatarski lezy naprawde na koncu
swiata, w bardzo romantycznych okolicach bagienno-puszczanskich. To
wlasnie tam krol Jan III Sobieski w 1679 roku nadal ziemie polskim
Tatarom, ktorych potomkowie zyja na Bialostocczyznie do dzis. Zachowali
swoja religie i obyczaje, ale zostalo ich tam juz bardzo niewielu. Bieda
az piszczy, widzielismy wiele chalup i gospodarstw opuszczonych. Jednak
zapewniono nas, ze na wielkie swieta muzulmanskie zjezdzaja sie do
starych meczetow muzulmanie z calej Polski i z zagranicy; choc opuscili
ziemie za chlebem, to o swoim rodowodzie nie zapomnieli. Meczet w
Kruszynianach byl wlasnie w remoncie; za remont i utrzymanie swiatyn
placa wyznawcy, pomocy finansowej od panstwa nie ma zadnej. Meczet w
Bohonikach byl czynny, jest on malutki, drewniany, ma piekny wystroj
wnetrza, widac ze wierni nie zaluja na jego utrzymanie. Mysle, ze warto
polecic te okolice do odwiedzenia podczas pobytu w Polsce. Polski islam
to spora egzotyka, a jest to na pewno czesc dziedzictwa kulturowego
Polski i Polakow. Warto tez sie z tym pospieszyc, zanim katolickie
panstwo narodu polskiego nie wypali poganstwa az do korzeni :-(. Choc
musze uczciwie przyznac, ze miejscowi byli bardzo tolerancyjni
religijnie. Mowili: ja jestem katolikiem, ale mam znajomych muzulmanow,
bardzo porzadni ludzie, lubie ich i szanuje. Wypada miec nadzieje, ze w
narodzie polskim to wlasnie oni sa regula, zas poslowie ZChN sa jedynie
niechlubnym wyjatkiem... :-(

To tyle wrazen na teraz. A jakie sa moje ogolne odczucia? W Polsce
zmienilo sie niezbyt wiele; to ja sie bardzo zmienilem. Kiedys do wielu
minusow bylem przyzwyczajony, ale po kilku latach w diasporze zaczynaja
one razic. Poziom zycia w Polsce byl zawsze niski i, niestety, nic nie
wskazuje na to, zeby mial on sie znaczaco poprawic w dajacej sie
przewidziec przyszlosci. Na pare dni mozna tam pojechac, ale z powrotem
 na stale nie ma co sie spieszyc. Najbardziej niespodziewane wrazenie
mialem w chwili powrotu do Kanbery: jaka ta Kanbera jest sliczna!
Wlasnie byla wiosna, slonecznie ale nie za goraco, cisza, spokoj,
bajecznie kolorowe papugi siedza na eukaliptusach, po prostu chce sie
zyc! Nie wiem, za czym bede bardziej tesknil, ale chyba raczej za
Australia (jesli bede zmuszony do jej opuszczenia), a mniej za Polska.

                                             Tomek Wilanowski
_______________________________________________________________________

Zbigniew J. Tyrlik 

[Zbigniew Tyrlik mieszka z zona w Cleveland. Zajmuje sie na przemian
komputerami i psychologia.]


                                 WIERSZE
                                 =======

                                   ***

                        Szary pielgrzym

                        stawia kroki powoli,
                        przysiada przy drodze,
                        usmiecha sie do slonca.

                        Szary pielgrzym

                        nosi dobytek w zanadrzu.

                        oglada swiat oczami malego dziecka,
                        cieszy sie ze swiergotu ptakow,
                        i teskni za smakiem domowego chleba.

                        Wieczorem stuka do czyichs drzwi,
                        i prosi o goscine. Pokornie.
                        Zaplaci gaweda, dobrym slowem, bajka.

                        Nie pamieta
                        gdzie sie urodzil, jak go zw,a.

                        Czasami,
                        gdy odejdzie w marzenia
                        Twarz mu sie wygladza,
                        oczy rozjasniaja,
                        usta skladaja sie do slow
                        ....kochana...

                        lzy tocza sie z oczu,
                        twarz blaknie, szarzeje.

                                   Cleveland, 9 kwietnia 1992



                               Wizyta...


                        Kolejne stukanie do drzwi,
                        kolejna wizyta.

                        Coraz trudniej zapamietac twarze
                        i smiac sie na pokaz.
                        Coraz dalej od znajomych katow,
                        codziennego zgielku,
                        bliskosci zawistnego sasiada.

                        Niczym w Galczynskim wciaz uciekamy.
                        Cwiercswiatowcy.
                        polinteligenci.
                        Pelni tchorze....

                        Byc moze przez pomylke wygralismy los,
                        nie znajac zasad,
                        nie majac stawki,
                        ot tak - przypadkiem.

                        Przepustk,a do dnia jutrzejszego
                        tym co pozwala nam codziennie
                        spojrzec w lustro
                        dla wielu z nas jest pol/o'wka,
                        dla innych niepami,ec'.

                        Cytat z Kafki
                        `Jak moze byc czlowiek w ogole winny'
                        nabiera szyderczej wartosci.
                        Jestesmy winni
                        jestesmy _inni_
                        jestesmy soba.


                        Kolejne stukanie do drzwi,
                        kolejna wizyta.....

                                   Cleveland, 9 kwietnia 1992

                                            Zbigniew J. Tyrlik
_______________________________________________________________________

Kostek Malczyk 

[Kostek Malczyk jest ekonomista, od 15 lat zatrudnionym na rzadowej
posadzie w Victorii, Kolumbia Brytyjska (prowincja Kanady). Poprzednio
doktorant University of Alberta w Edmonton, jest rowniez adeptem sztuki
dziennikarskiej. Pisuje w "Pacyfiku" - pismie wydawanym w Vancouverze
i Victorii.]


                     DNA A UKRYTE BEZROBOCIE
                     =======================

Na miedzynarodowej konferencji chirurgow przechwalaja sie swoimi
osiagnieciami Rosjanin, Polak i Kanadyjczyk.

                   Opowiada Rosjanin:

- Bylo to jeszcze za czasow budowy i utrwalania naszego bylego a
swietlanego ustroju. Jako mlodego chirurga wyslano mnie na Ukraine,
gdzie trwala szczytna akcja rozkulaczania, czyli zaprowadzania
popularnej wsrod Kozactwa wladzy rad. Nie obywalo sie jednak bez
sporadycznych akcji dywersyjnych organizowanych przez roznych
pamieszczikow, ktorzy torpedowali nasze tak korzystne dla narodu
ukrainskiego przeobrazenia systemowe.

Pewnego dnia zawolano mnie na miejsce wybuchu bomby dywersanckiej.
Okazalo sie, ze burzuazyjni kontrrewolucjonisci dokonali zamachu na
zycie miejscowego predsiedatiela rajkomu. Roznioslo biedaka w pyl i
dopiero po wielu wysilkach odnaleziono tylko jego lewy but. Szybko
stwierdzilem, ze wsrod slomy, ktora ten but byl wymoszczony, uchronily
sie nieznaczne resztki malego palca u nogi. Od razu wzialem to do
laboratorium, wyodrebnilem DNA i na tej podstawie zaczalem tworzyc, i
rozmnazac, komorki. W krotkim czasie zarysowal sie ksztalt najpierw
malego palca u lewej stopy, nastepnie calej stopy, nogi, w koncu postaci
ludzkiej. Gdy prace ukonczylem, towarzysze zakrzykneli zgodnie: taz eto
on, wykapany, tfu, odbudowany predsiedatiel!

Niedlugo potem okazalo sie, ze ten odbudowany przeze mnie priedsiedatiel
z malego chutoru zrobil blyskawiczna kariere, najpierw stajac sie szefem
Ukrainy, a pozniej przywodca calego imperium. Najbardziej zas znamienne
bylo to, iz wykazal sie niesamowitymi wrecz zdolnosciami w tropieniu i
eliminowaniu tzw. ukrytego bezrobocia, czyli najwiekszego wypaczenia
socjalizmu. Najpierw pozbyl sie setek tysiecy pasozytniczych kulakow -
wyrazny przejaw tego wypaczenia! - wysylajac ich na Sybir. Nastepnie,
juz na szczeblu centralnym, zlikwidowal bestie Berie oraz tysiace innych
pasozytniczych kanalii, wyroslych z tego wypaczenia socjalizmu. I kto
wie, czy nie zlikwidowalby, na dlugo przed Gorbaczowem i Jelcynem, calej
partii i tego diabelskiego, jak sie pozniej okazalo, imperium, gdyby nie
pewien doktryner, tez przybyly z Ukrainy. To wlasnie slynna doktryna
niejakiego Brezniewa polozyla kres dalszym niezwyklym postepom w
eliminowaniu ukrytego bezrobocia przez moj fenomen operacyjny.

Na koniec dodam jeszcze jedna ciekawostke o tym moim klonie. Otoz
najblizsi z jego otoczenia czesto zauwazali, ze byl on wrecz
zafascynowany swoim lewym butem. Do tego stopnia, ze w chwilach
najwiekszego podniecenia ten but zdejmowal i walil nim z calych sil np.
w biurko, nie zdajac sobie nawet z tego sprawy. Stad ponoc wywodzi sie
powiedzenie: madry jak but z lewej nogi.

Rosjanin skonczyl,
                       nastepny byl Polak

- Moja najciekawsza historia az tak w czasie odlegla nie jest, choc tez
zdarzyla sie przed wojna, tyle tylko ze ta ostatnia, jaruzelska. Bylem
akurat na stazu na Wybrzezu, gdy rozpoczely sie strajki w stoczni.
Zaraz pierwszego chyba dnia zdarzyl sie straszny wypadek. Otoz pewien
elektryk, nie majac nic do roboty z racji strajku, wybral sie na jablka
- sierpien byl - do ksiezowskiego sadu. Z ksiedzem byl bardzo
zaprzyjazniony od lat, znal wiec z jego opowiesci, gdzie najlepsze
jablka rosna. Nie wiedzial tylko, ze ksiezulo po kryjomu, i to bez
niczyjej wiedzy ani fachowej pomocy, zainstalowal na plocie ogradzajacym
sad urzadzenie elektryczne przeciwko zlodziejom jablek. I stalo sie,
nasz elektryk, przelazac przez ksiezowski plot, podlaczyl sie do linii
3-fazowej. Albowiem ksiadz, w niewiedzy - choc ksiedza akurat o
niewiedze nie powinno sie posadzac - podlaczyl do urzadzenia tzw. sile.
`Zeby bylo skuteczne, jak jedna czy nawet dwie fazy wylacza' - tlumaczyl
sie pozniej.

Gdy przybylem na miejsce wypadku, niewiele co znalazlem. Kupka popiolu,
ot co zostalo po elektryku. Udalo mi sie jednak odnalezc jeden, w
stanie nienaruszonym, wlos. Byl to wlos z wasow. Popedzilem do
laboratorium. Rozlozylem ten wlos na czynniki pierwsze, udalo mi sie
wyodrebnic DNA. Reszty moga sie panstwo domyslic. Krotko mowiac:
najpierw odtworzylem wasy, dobudowalem do wasow twarz, glowe i cala
reszte. Ujrzawszy rezultat, ksiadz zakrzyknal: - Wszelki duch Pan Boga
chwali! - I pamietam, jak dzis, moj nowo sklonowany elektryk
odpowiedzial: - I ja jestem za, a nawet przeciw.

Tak oto jakby bez sensu zaczela sie zawrotna kariera odtworzonego przeze
mnie elektryka. Przeskoczywszy plot stoczniowy, tym razem jednak juz
bez wypadku, zostal najpierw Przewodniczacym, wysadzajac z siodla nie
tylko innego przewodniczacego, ale i cala jego owczesna rade, zwana
CRZZ, czy jakos tam, nazwy dzisiaj juz nikt nie pamieta. Wiadomo tylko
bylo, ze miala ta rada cos wspolnego ze wspomnianym juz przez kolege
Rosjanina ukrytym bezrobociem, za likwidacje ktorego wzial sie, i to jak
skutecznie, nowy Przewodniczacy.

Jego wyczyny w temacie eliminowania ukrytego bezrobocia nie skonczyly
sie na likwidacji CRZZ. On stal sie jeszcze wynalazca zaklecia, tak
potrzebnego w tej dziedzinie. Bylo ono niezwykle proste, a przy tym
niesamowicie skuteczne i brzmialo po prostu: - Czuj sie odwolanym! - Nie
wyobrazacie sobie panstwo, co sie dzialo, gdy on to zaklecie wypowiadal.
Pojedynczy osobnicy, chocby i najwyzsi ranga, po uslyszeniu tego
zaklecia momentalnie rezygnowali z funkcji partyjnych czy panstwowych,
poprzez sprawowanie ktorych od lat bezwstydnie ukrywali swoje
bezrobocie.

Ale najzabawniej to wygladalo podczas pewnego przyjecia przy okraglym
stole: zaklecie zostalo wypowiedziane i zaraz potem wszyscy
niby-gospodarze przyjecia zaczeli masowo opuszczac stanowiska panstwowe,
chwytajac byle jakie posady w byle jakich spolkach. W ten to sposob
zostala rozwiazana cala nikomu niepotrzebna partia, a na jej miejsce
powstaly tak pozyteczne dla narodu owe spolki, nazywane dzisiaj
nomenklaturowymi. W calej zreszta gospodarce nastapilo wyrugowanie
owego bezrobocia ukrytego. Na jego miejsce powstalo tak od
piecdziesieciu lat juz pozadane bezrobocie prawdziwe, ktorego liczebnosc
wcale dzisiaj juz nie ustepuje niegdysiejszej liczebnosci partii. Nasz
zas bohater z Przewodniczacego stal sie Prezydentem i do dzisiaj
milosciwie panuje calemu narodowi.

I tylko slabosc do przeskakiwania plotow podobno mu do dzis zostala, jak
twierdza pracownicy ogrodow przypalacowych. Idzie bowiem sobie
spacerkiem, idzie, a tu raptem do plotu podbiegnie i hyc!, na druga
strone przeskoczy. Czasem jeszcze zanuci: - Jesten za a nawet przeciw,
jestem za a nawet przeciw. -  Ot, taka niewinna zabawa, ku uciesze
licznych dzieci oraz goryli, czyli calej rodziny belwederskiej.

Wreszcie przyszla
                             kolej na Kanadyjczyka

- Moja historia jest stosunkowo swieza, jesli to tak akurat mozna
nazwac. Przechodzilem kiedys kolo gmachu parlamentu w Ottawie i raptem
zalecialo nieswiezym powietrzem. Mowi sie, ze Ottawa to tylko `hot air'
i musi w tym byc sporo prawdy. W kazdym badz razie cos mnie tknelo.
Wyciagnalem z kieszeni worek plastykowy i zlapawszy odrobine tego,
nazwijmy to w koncu po imieniu, smrodu, popedzilem ile sil w nogach do
laboratorium. Tam dokonalem analizy, jakos udalo mi sie wypreparowac
DNA i zaczalem najpierw tworzyc, a pozniej rozmnazac komorki. W krotkim
czasie utworzyly sie tkanki miesniowe, nastepnie zarysowaly sie
posladki, wreszcie cale siedzenie. Reszta byla dziecinna igraszka, jak
zapewne mozecie sobie panstwo wyobrazic: wszystko juz samo wyrastalo z
czterech liter, jak to kiedys odkryl soliter. I objawil sie wkrotce
caly klonman: niewysoki, wystajaca broda, waskie usta - typowy political
animal czyli bydle polityczne.

Kariera jego byla blyskawiczna. Na szefa partii Wstecznych Postepowcow
(po angielsku: Progressive Conservatists) wykreowal sie po zorganizowaniu
rewolty przeciwko jej owczesnemu przywodcy. Premierem kraju zostal przy
pierwszym podejsciu, zdobywajac rekordowa ilosc manadatow w parlamencie.
I juz w pierwszej kadencji swoich rzadow osiagnal najwiekszy sukces
zyciowy: zalozyl 2-milionowa armie UICR, czyli armie Unemployment
Insurance Compensation Recipients. W skrocie sie mowi: armia UI, w stylu
najlepszych kanadyjskich tradycji i wzorow UN, czyli ONZ-owskich.
Armia ta powstala po wyeliminowaniu setek tysiecy nikomu niepotrzebnych
stanowisk pracy, co panstwo byscie zapewne nazwali likwidacja ukrytego
bezrobocia. Nas ta plaga jednak nigdy nie dotknela, jako ze z
socjalizmem nie mielismy nic wspolnego. Znamy tylko owo tak korzystne,
jak to ktos juz z panstwa zauwazyl, bezrobocie prawdziwe. Dzieki niemu
wlasnie moj klon mogl tak latwo utworzyc slynna juz na calym Zachodzie,
potezna armie UI, z ktora dzisiaj musza sie liczyc wszyscy nasi
partnerzy gospodarczy.

W drugiej kadencji swoich rzadow pobil nastepne w tej dziedzinie
rekordy, z powodzeniem oczyszczajac gospodarke z kolejnych setek tysiecy
nikomu niepotrzebnych pracownikow, ktorych przesunal w szeregi o wiele
bardziej produktywnej armii UI. Dzisiaj zas wszyscy czekaja z
utesknieniem na rozkoszny, i niewatpliwie majacy wkrotce nadejsc stan
blogiej szczesliwosci. W stanie tym, w wyniku jego przemyslnych posuniec
gospodarczych, takich jak FTA i NAFTA, wiekszosc narodu przejdzie na
zold UI. Wtedy to dopiero skonczy sie zatruwanie powietrza przez nas
samych, jako ze caly przemysl przeniesie sie do USA czy moze do Meksyku,
im zreszta dalej od nas, tym lepiej.

Jedynie w Ottawie dalej beda psuli powietrze, jako ze nic innego nie
pozostanie naszym politykom do roboty. Ja jednak juz drugi raz nie dam
sie wykorzystac do celow politycznych. Po prostu wiecej woreczkow
plastykowych - szkodliwe dla srodowiska! - przy sobie nosil nie bede.

                                           Kostek Malczyk
-----------------------------------------------------------------------

[Ostatnia czesc tekstu Kostka Malczyka okazala sie bardzo na czasie.
Dotyczy premiera Kanady, B. Mulroneya - to dla mniej domyslnych - ktory
przed tygodniem zrezygnowal z przewodnictwa partii Postepowych
Konserwatystow, co w demokracji wedlug brytyjskiego wzoru oznacza, ze z
chwila wyboru nowego przewodniczacego tej partii, przestanie on pelnic
funkcje premiera. Na krok ten czekal caly kraj z wielkim juz
zniecierpliwieniem, gdyz prawie 9-letni okres dominacji osobowosci
Mulroneya w zyciu politycznym nie tylko zrujnowal przecietnych
Kanadyjczykow ekonomicznie, ale tez, tak jak nigdy, podzielil cale
spoleczenstwo, oraz wyrobil w nim negatywny stosunek do osoby premiera.
Szkoda, ze Kostek Malczyk nie zajal sie kreacja nowych indywidualnosci,
przypominajac nam te, ktore az do obrzydzenia dobrze znamy. :-( M.B_cz]
_______________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@univ-caen.fr)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)
stale wspolpracuje:  Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet)

Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP, adres:  (128.32.123.30), directory:
/pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia

____________________________koniec numeru 65___________________________