______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 29.04.1994          ISSN 1067-4020             nr 102
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

            Anna Biedrzycka - Historia pewnej kolekcji
              Eric Hobsbawm - Nowa grozba dla historii
Nika Materska, Ewa Popiolek - Mr. Professor lapie karaluchy
              Jacek Walicki - Paszkwil na konserwe, czyli 
                                               skumbrie w tomacie
        Dariusz Lukasiewicz - Insurekcja pod przymusem
         Jurek Karczmarczuk - Kacik kulinarny: Mussaka

_______________________________________________________________________

Obchodzimy rowna rocznice Powstania Kosciuszkowskiego i zamieszczamy
przedruk felietonu okolicznosciowego. Trudno go nazwac
hura-patriotycznym i balwochwalczym, oj, trudno! Ale mamy nadzieje, ze
nikt sie nie obrazi, zreszta nie za bardzo wiadomo na kogo, a jesli
ktos uzna, ze zgryzliwe uwagi autora pod adresem naszego spoleczenstwa
i niektorych Wodzow sa nieudane, zapraszamy do dyskusji. A moze ktos
napisze cos o generale Bemie, ktory wlasnie wtedy sie urodzil?

Wznawiamy kacik kulinarny, zaniedbany nieco przez klopotliwa kuchnie
TeXowo-PostScriptowa. Prosimy o przepisy. Zechciejcie drodzy Czytelnicy
wziac jednak pod uwage, ze nie o suche przepisy nam chodzi (mamy
naprawde bogata literature), ale o sercu mila poezje kulinarna. No i
nie myslcie, ze przoczylismy fakt odkrycia kwarku <> przez
piekielnych kuchmistrzow z Fermilabu. Za to bedzie nagroda Nobla. Ale
niestety nic na ten temat nie napiszemy, chyba, ze wsrod Czytelnikow
znajdzie sie zapalony popularyzator. J. K_uk

_____________________________________________________________________

"Tygodnik Solidarnosc" 41/1993, wpisal Jurek K_ek


                         HISTORIA PEWNEJ KOLEKCJI
                         ========================


*Zbiory berlinskie - bezcenny, rozlegly zbior wielojezycznych rekopisow
z okresu od VIII do XX w.; starych drukow, nadzwyczajnych muzykaliow
zawierajacych m.in. ponad 200 rekopisow muzycznych z XII-XVIII w. i
okolo 400 woluminow autografow z XVII-XIX w. w tym: J. S.  Bacha, W. A.
Mozarta, L. van Beethovena, F. Schuberta, R. Schumanna i innych; grafik
ze slynna kolekcja ok. 50 rekopisow ilustrowanych (tzw. Libri
picturali) z XVI-XVIII w.; map i atlasow - w Polsce zwane sa, po
prostu, "Berlinka".*

Zbiory te, latami traktowane przez polskie wladze jako sprawa "scisle
tajna", staly sie obecnie przedmiotem dyskusji.  Niemcy, ktorzy
energicznie domagaja sie zwrotu dziel sztuki i obiektow kultury
utraconych podczas II Wojny Swiatowej, pragneliby odzyskac takze zbiory
biblioteczne znajdujace sie obecnie w Bibliotece Jagiellonskiej.

Losy "Berlinki" sa bardzo pogmatwane, a zarazem tak znamienne dla
powojennej historii naszego kraju, ze warto je - korzystajac z
wypowiedzi chyba najlepiej w nich zorientowanego bylego dyrektora
Biblioteki Jagiellonskiej, Jana Pirozynskiego - przypomniec. Juz
jesienia 1941 r.  najcenniejsze zbiory Pruskiej Biblioteki Panstwowej w
Berlinie (Preussische Staatsbibliothek), obejmujacej kolekcje "rara" i
"rarissima", zostaly wywiezione ze stolicy III Rzeszy w obawie przed
nalotami aliantow i rozlokowane w wybranych zamkach i klasztorach. W
latach nastepnych akcje te kontynuowano.  W ten sposob znaczna czesc
zabezpieczonych obiektow trafila na Dolny Slask (dzisiejszy Ksiaz pod
Walbrzychem), a pozniej do Krzeszowa pod Kamienna Gora. Tam bezpiecznie
przetrwaly wojne i burzliwy okres tuz po jej zakonczeniu. Po wojnie, w
latach 1946-47, pracownicy Delegatury Ministra Oswiaty do zabezpiecznia
ksiegozbiorow opuszczonych i porzuconych z siedziba w Bibliotece
Jagiellonskiej, przetransportowali je do Krakowa - wraz z innymi
zbiorami ratowanymi przed zniszczeniem i kradzieza.  Zbiory berlinskie,
zachowane na ogol w znakomitym stanie, zostaly zabezpieczone w
Bibliotece Jagiellonskiej i stanowily wedlug polskiego prawa wlasnosc
skarbu panstwa. Uporzadkowano je i spisano, pozostawiajac oryginalne
sygnatury, czesto cytowane w fachowej literaturze.

Az do konca lat siedemdziesiatych losy "Berlinki" to zalosny splot
nieodpowiedzialnych i czesto sprzecznych ze soba decyzji, podejmowanych
na szczeblu partyjno-rzadowym.  Przypuszczalnie Warszawa poczatkowo
traktowala te zbiory jako material przetargowy w przyszlych
pertraktacjach z Niemcami. Poza tym, mialy one, chociaz czesciowo,
powetowac straty poniesione w czasie wojny przez kulture polska.
Wkrotce powstaly jednak dwa panstwa niemieckie, pozniej dwie
biblioteki: Niemiecka Biblioteka Panstwowa w Berlinie Wschodnim
(Deutsche Staatsbibliothek) oraz Biblioteka Pruskiego Dziedzictwa
Kultury w Berlinie Zachodnim (Staatsbibliothek Preussischer
Kulturbesitz). Obie zaczely poszukiwac zbiorow zdeponowanych w czasie
wojny na Dolnym Slasku. Szczegolnie dopominala sie o nie NRD.

T ymczasem wladze polskie nie byly w stanie podjac zadnej rozsadnej
decyzji w sprawie zbiorow. Przyjeto wowczas absurdalne, a zarazem
niezgodne z zasadami stosowanymi w cywilizowanym swiecie, zalozenie, by
ukrywac fakt przechowywania zbiorow w Krakowie, otoczyc je scisla
tajemnica i zabronic do nich dostepu. Takie postepowanie wzbudzilo
miedzynarodowe oburzenie swiata nauki i zaowocowalo licznymi
protestami. Jednoczesnie umozliwilo powstanie i rozpowszechnienie
zupelnie fantastycznych opowiesci na temat losow i stanu zachowania
"Berlinki".

W 1959 roku czesc zbiorow - okolo 127 000 tomow, w tym 57 000 gazet i
czasopism - przekazano Niemieckiej Bibliotece Panstwowej w Berlinie
Wschodnim. W 1977 r. Gierek oddal Honeckerowi jako "dar narodu
polskiego" szesc autografow: J.  S. Bacha, W. A. Mozarta i L. van
Beethovena wlacznie z IX Symfonia. Przewazajaca czesc "Berlinki"
pozostala jednak w Krakowie.

Dyrekcja Biblioteki Jagiellonskiej byla bezsilna wobec centralnych
decyzji partyjno-rzadowych i w tej sprawie nie miala nic do
powiedzenia, co dyskredytowalo ja w miedzynarodowym swiecie nauki.
Sytuacja zmienila sie z koncem lat siedemdziesiatych, kiedy po dlugich
staraniach, bombardowana zapytaniami z zagranicy, dyrekcja uzyskala
zgode Ministerstwa Nauki, Szkolnictwa Wyzszego i Techniki na
udostepnianie "Berlinki". Odbylo sie to jednak w sposob zgola
kuriozalny, gdyz na udostepnienie pozycji nalezalo kazdorazowo uzyskac
decyzje dyrektora odpowiedzialnego departamentu ministerstwa!

Dopiero w 1981 r., na posiedzieniu specjalnej komisji miedzyresortowej,
przyjeto zasade swobodnego udostepniania zbiorow berlinskich. Wreszcie,
zbiory te zostaly wlaczone do normalnego obiegu naukowego. Od dwunastu
lat do biblioteki sciagaja zainteresowani zbiorami muzykolodzy,
historycy, historycy sztuki i germanisci z calego swiata. Po
zjednoczeniu Niemiec zbiorami interesuje sie takze Staatsbibliotek zu
Berlin Preussischer Kulturbesitz, czyli instytucja powstala po
zespoleniu bibliotek wschodnio- i zachodnioniemieckiej. Dwukrotnie
goscil w Krakowie dyrektor tej biblioteki, zwracajac sie z propozycja
podjecia formalnej wspolpracy miedzy bibliotekami. Oczywiste, ze
Niemcom zalezy na odzyskaniu zbiorow znajdujacych sie w Krakowie.

Z posiadanych przez nasze biblioteki przed 1939 r. 2,6 miliona tomow,
przetrwala wojne zaledwie jedna trzecia. Gros tych strat bylo
rezultatem planowej akcji Niemcow niszczenia dorobku polskiej kultury.
Najdotkliwiej ucierpiala spalona Biblioteka Narodowa w Warszawie, w
ktorej w czasie wojny znalazlo sie takze wiele bardzo cennych zbiorow
prywatnych przywiezionych z prowincji w przekonaniu, ze znajda tu
schronienie przed zniszczeniami i wojenna zawierucha. Z poczatkiem
pazdziernika 1944 r., po upadku powstania, niemieckie "Brandtkommando"
spalilo z pelna premedytacja 50 tysiecy rekopisow, okolo 2,5 tysiaca
inkunabulow i kilkaset tysiecy innych zbiorow specjalnych,
zgromadzonych w gmachu Biblioteki Krasinskich.

Zgodnie z miedzynarodowymi umowami, ktore zreszta Polska ratyfikowala,
zbiory biblioteczne i muzealne, uwazane za dorobek europejski, powinny
pozostac tam, gdzie powstaly. W mysl tych ustalen, Niemcy sa sklonni
zwrocic Polsce zrabowane dziela sztuki, pod warunkiem, ze zostanie
wskazane miejsce ich obecnego przetrzymywania. Co z tego, ze Polska
glosno mowi o wywiezionym z Polski np. obrazie Rafaela, skoro nie
wiadomo gdzie jest przechowywany. Jesli nawet jest prawda, ze w sejfie
w Australii, to zaden z tego pozytek.  Nie potrafimy udowodnic, co nam
zginelo, poniewaz brakuje zdjec, opisow. W Polsce przed wojna wielu
obiektow muzealnych i bibliotecznych nie skatalogowano.

Prawdopodobnie stracilismy bezpowrotnie na Wschodzie wielkie zbiory
sztuki, w tym ksiazek. Polska nie ma duzych szans, by je odzyskac,
wymieniajac chocby niektore dobra kultury polskiej powstalej lub
zgromadzonej we Lwowie i okolicach, np.  zbiory obecnej Lwowskiej
Galerii Obrazow, Muzeum im.  Ksiazat Lubomirskich, Biblioteki
Baworskich, Oddzialu Muzeum Narodowego im. Jana III we Lwowie, zbiorow
zamkowych w Podhorcach, Zolkwi, Rozdole. Tragiczna jest sytuacja
Biblioteki im. Ossolinskich, rozdartej pomiedzy Lwow a Wroclaw.
Sytuacja prawna tych zbiorow jest odmienna od pozostalych, poniewaz
zbiory te, co wyraznie zostalo zaznaczone w dokumentach zalozycielskich
Zakladu im.  Ossolinskich, zostaly ofiarowane narodowi polskiemu. Tym
samym nie mozna stosowac wobec nich wspomnianego wczesniej prawa,
zgodnie z ktorym spuscizna kulturowa, jako dorobek europejski, powinna
zostac tam, gdzie powstala. Niestety, wielu ludzi o tym nie wie i z
tego powodu sklonni sa pozostawic te zbiory we Lwowie. Inny przyklad, z
Litwy. Przekazano juz na Litwe pierwszy wykaz lituanikow znajdujacych
sie w Polsce, my zas nie mozemy doprosic sie archiwaliow bialostockich
z XX-lecia miedzywojennego, ktore byly wywiezione na Litwe przez
radzieckie wladze okupacyjne i ktore znajduja sie tam do dzis.

Wiele obiektow polskich przeszlo koszmar wtornej wywozki.  Przykladem
moze byc los kolekcji wilanowskiej. Niemcy, realizujac akt Hansa Franka
o konfiskacie dziel sztuki, wywiezli ja na Slask i w glab Rzeszy.
Pozniej "zabiezpieczyla" je Armia Czerwona i wywiozla do ZSRR. Do
dzisiaj prezentowane sa np. w muzeum w Carskim Siole obrazy Pompea
Battoniego, z wyraznymi sygnaturami muzeum wilanowskiego.  Moze w tym i
podobnych przypadkach istnieje szansa na odzyskanie tych obiektow. W
sytuacji jednak, gdy nie wiadomo, gdzie dokladnie w Rosji znajduje sie
dzielo, sprawa staje sie beznadziejna. Rosjanie sami nie wiedza, co
zrabowala Armia Czerwona i gdzie znajduja sie lupy. Nie dysponuja takze
zadnymi katalogami. Nie sposob nie wspomniec o wielkich polskich
zbiorach prywatnych, gromadzonych przez wieki w dworach i palacach na
kresach. Skladaly sie na nie nie tylko kolekcje obrazow, zbiory broni
bialej i palnej, strojow, kobiercow, mebli, ale tez rodowe dokumenty i
liczne ksiegozbiory gromadzone przez cale pokolenia. Po wielu slad
zaginal - zostaly zlupione i rozkradzione.

W sprawie "Berlinki" mozna przyjac, rzecz jasna, dwie opcje: albo ja
zwrocic, albo zatrzymac. Zwolennicy tej drugiej opcji argumentuja, ze
Polska ma polityczne i moralne prawo do posiadania np. "Berlinki", jako
przynajmniej czesciowego zadoscuczynienia za straty i zniszczenia
dokonane przez Niemcow; za inwazje, w czasie ktorej rozmyslnie
niszczono kulture polska.

                                           Anna Biedrzycka

____________________________________________________________________

"The New York Review of Books", 16.12.1993 
przetlumaczyl, skrocil i przypisami opatrzyl: Mirek Bielewicz


                      NOWA GROZBA DLA HISTORII
                      ========================

Wyklad inauguracyjny na rozpoczecie roku akademickiego 1993/94 na
otwartym niedawno Uniwersytecie Srodkowoeuropejskim w Budapeszcie

Prosbe o wygloszenie wykladu inaugurujacego ten rok akademicki na
Uniwersytecie Srodkowoeuropejskim uwazam za osobisty zaszczyt. Spelniam
ja z niezwyklym odczuciem, bowiem chociaz naleze do drugiego juz
pokolenia urodzonych w Anglii obywateli, to jednak jestem rowniez
srodkowoeuropejczykiem. W rzeczy samej, bedac Zydem, jestem oczywiscie
czlonkiem diaspory narodow srodkowoeuropejskich. Moj dziadek przybyl do
Londynu z Warszawy. Moja matka pochodzila z Wiednia, jakoz i moja zona,
ktora obecnie mowi lepiej po wlosku niz po niemiecku.  Matka mojej zony
jako dziecko mowila jeszcze po wegiersku, a jej rodzice w pewnym
okresie swojego zycia w starej monarchii posiadali sklep gdzies w
Hercegowinie. Pojechalismy raz z zona do Mostaru z zamiarem
odnalezienia sladow tego sklepu, jeszcze w okresie kiedy w tej
nieszczesnej czesci Balkanow panowal spokoj. Dawno temu sam mialem
pewne koneksje z wegierskimi historykami. A wiec przybywam do was jako
<>, ktory jednoczesnie w jakis posredni sposob jest rowniez
<>. Coz chce wam powiedziec?

Pragne mowic o trzech sprawach.

Pierwsza dotyczy Europy Srodkowej i Wschodniej. Jesli ktos z was
stamtad pochodzi, a zakladam, ze prawie kazdy z was moze to stwierdzic,
to jestescie obywatelami krajow, ktorych status jest w podwojny sposob
niepewny. Nie twierdze, ze srodkowo- i centralnoeuropejczycy maja
monopol na niepewnosc. Jest ona obecnie w swiecie bardziej powszechna
niz kiedykolwiek indziej. Jednakowoz wlasnie wasz horyzont jest
szczegolnie mocno zachmurzony. W czasie mojego tylko zycia przez
wszystkie kraje w waszej czesci Europy przetoczyla sie wojna; zostaly
one podbite, byly okupowane, wyzwolone i od nowa okupowane. Kazde z
tych panstw ma inne granice niz w czasie, kiedy ja sie urodzilem. W
momencie moich urodzin istnialo tylko szesc sposrod dwudziestu trzech
krajow widniejacych obecnie na mapie pomiedzy Triestem a Uralem, a
raczej moglo istniec, gdyby nie okupowaly ich jakies obce wojska, a
mianowicie: Rosja, Rumunia, Bulgaria, Albania, Grecja i Turcja, bowiem
ani Austrii po 1918 roku, ani Wegier po tym samym roku nie mozna
porownac z Wegrami Habsburskimi czy z Monarchia Austro-Wegierska.
Niektore panstwa powstaly po I Wojnie Swiatowej, inne dopiero po 1989
roku. Jest w tej grupie kilka krajow, ktore nigdy w dziejach nie mialy
statusu niepodleglej panstwowosci w nowozytnym sensie, albo ktore mialy
go przez krotki okres - przez rok czy dwa lata, przez jedno czy tez dwa
dziesieciolecia - i nastepnie go utracily, a niektore go znow
odzyskaly: jak trzy male Republiki Baltyckie, Bialorus, Ukraina,
Slowacja, Moldawia, Slowenia, Chorwacja, Macedonia, zeby juz nie
wymieniac innych krajow polozonych dalej na wschod. W okresie mojego
zycia niektore kraje powstaly i rozpadly sie, jak np. Jugoslawia i
Czechoslowacja.

Jest rzecza calkowicie normalna dla starszego mieszkanca jakiegos
miasta srodkoweuropejskiego, ze posiadal on dokumenty osobiste
wystawione w trzech kolejno po sobie nastepujacych panstwach. Ktos w
moim wieku z Lemberga czy z Czerniowiec zyl w czterech panstwach, nie
wliczajac w to wojennych okupacji; a ktos z Munkacza mogl zyc w pieciu
panstwach, jesli wliczymy w to chwilowa autonomie Rusi Zakarpackiej w
1938 roku. W bardziej cywilizowanych czasach, jak np. w roku 1919,
czlowiekowi temu zostawiona by byla opcja wyboru przynaleznosci
obywatelskiej, ale od czasow II Wojny Swiatowej bywal on albo wygnany
sila, albo wcielany wbrew swej woli do nowego panstwa. A wiec gdzie
przynalezy srodkowo- czy wschodnioeuropejczyk? Kim jest on czy ona?
Pytanie to bylo bardzo realne dla ogromnej liczby ludzi, i jest takim w
dalszym ciagu. W niektorych krajach jest to pytanie laczace sie z
wyborem pomiedzy zyciem i smiercia, a w prawie wszystkich krajach
wplywa ono nieraz determinujaco na sytuacje prawna ludzi i ich zyciowe
szanse.

Jednakowoz istnieje jeszcze inna, bardziej kolektywna niepewnosc.
Wiekszosc krajow Europy Wschodniej nalezy do tej czesci swiata, dla
ktorej dyplomaci i eksperci ONZ-owscy od 1945 r. probowali ukuc
uprzejme eufemizmy: "kraje niedorozwiniete" czy "kraje rozwijajace
sie", chcac przez to powiedziec, ze sa one wzglednie czy tez absolutnie
biedne i zacofane. Pod pewnymi wzgledami nie istnieje zadna wyrazna
linia graniczna miedzy tymi dwiema Europami, lecz raczej ukosne zbocze
rozciagajace sie na wschod i na zachod od tego, co moglibysmy okreslic
jako glowny lancuch gorski albo szczyt europejskiej ekonomicznej i
kulturalnej dynamiki, ktory przebiega od polnocnych Wloch poprzez Alpy
do polnocnej Francji i Niderlandow, i ma swe przedluzenie za Kanalem La
Manche az w Anglii. Mozna go wytropic w handlowych szlakach okresu
sredniowiecza, a takze na mapie ukazujacej miejsca z zabytkami
architektury gotyckiej, jak rowniez w liczbach podajacych dochod
narodowy w tym regionie w obrebie Europejskiej Wspolnoty Gospodarczej.
W istocie obecnie ten region w dalszym ciagu jest kregoslupem EWG.

Otoz istnieje historyczna linia oddzielajaca Europe "zaawansowana" od
Europy "zacofanej", ktora dawniej przebiegala mniej wiecej przez srodek
cesarstwa Habsburgow. Wiem, ze ludzie sa na ten temat szczegolnie
wrazliwi. Lublana mysli o sobie, ze znajduje sie o wiele blizej centrum
cywilizacji niz, powiedzmy, Skopje, Budapeszt - blizej niz Belgrad, a
obecny rzad w Pradze nie zyczy sobie nawet, zeby jego kraj nazywal sie
"srodkowoeuropejskim" z obawy, zeby nie skazil go kontakt ze wschodem.
Uparcie mowi o swej wylacznej przynaleznosci do Zachodu. Moim zdaniem
jednak zaden kraj ani region w Europie Centralnej i Wschodniej nie
uwazal, ze znajduje sie w tym centrum. Kazdy z nich spogladal gdzies
indziej w poszukiwaniu modelu prawdziwego postepu i nowoczesnosci,
nawet, jak podejrzewam, wyksztalcona klasa srednia Wiednia, Budapesztu
i Pragi.  Spogladali na Paryz i Londyn, tak jak intelektualisci z
Belgradu i Ruse, miejsca urodzenia Eliasza Canettiego w Bulgarii [1],
spogladali na Wieden. [...]

Dziewietnastowieczna i dwudziestowieczna historia krajow zacofanych
jest historia usilowan dogonienia bardziej zaawansowanego swiata
poprzez jego nasladowanie. Japonczycy w dziewietnastym wieku obrali
sobie za wzor Europe, zachodni Europejczycy po Drugiej Wojnie Swiatowej
imitowali gospodarke amerykanska. Historia Europy Centralnej i
Wschodniej w dwudziestym wieku jest zasadniczo historia usilowan
dogonienia poprzez nieudane nasladownictwo kilku modeli jeden po
drugim. Po 1918 roku, kiedy wiekszosc krajow zwycieskich byla nowymi
krajami, model stanowila zachodnia demokracja i ekonomiczny liberalizm.
Prezydent Wilson - czyz dworzec centralny w Pradze nie jest jego
imienia? - byl swietym patronem tego regionu, z wyjatkiem bolszewikow,
ktorzy poszli swoja droga. (Wlasciwie oni rowniez mieli obce wzorce:
Rathenaua [2] oraz Henry Forda.) To jednak nie zadzialalo. W latach
20-tych i 30-tych model sie nie sprawdzil politycznie i ekonomicznie.
Wielka Depresja zlamala w koncu wielonarodowosciowa demokracje nawet i
w Czechoslowacji.

Kilka z tych krajow probowalo wowczas przez krotko flirtowac z modelem
faszystowskim, ktory prezentowal sie jako ekonomiczny i polityczny
sukces lat 30-tych. (Sklonni jestesmy zapominac, ze nazistowskie Niemcy
odniosly nadzwyczajny sukces w przezwyciezeniu Wielkiej Depresji.)
Integracja z wielkoniemieckim systemem ekonomicznym rowniez nie udala
sie. Niemcy zostaly pokonane. Po 1945 roku wiekszosc z tych krajow
wybrala - albo zostala zmuszona do jego wybrania - model bolszewicki,
ktory w zasadzie polegal na modernizacji zacofanych gospodarek
rolniczych poprzez planowa rewolucje przemyslowa. Nie mialo to nigdy
wiekszego znaczenia dla kraju obecnie zwacego sie Republika Czeska, ani
dla kraju zwanego do 1989 roku Niemiecka Republika Demokratyczna,
natomiast mialo znaczenie dla wiekszosci tego regionu, wlacznie z
ZSRR.

Nie musze wam mowic o ekonomicznych niedoskonalosciach i wadach tego
systemu, ktore w rezultacie doprowadzily do jego zalamania sie, ani tym
bardziej o nieznosnych, coraz bardziej nieznosnych systemach
politycznych narzuconych Europie Centralnej i Wschodniej. W jeszcze
mniejszym stopniu musze wam przypominac o niewiarygodnych cierpieniach
sprowadzonych na narody bylego ZSRR, zwlaszcza w zelaznym uscisku
Jozefa Stalina. Jednoczesnie jednak musze stwierdzic, chociaz wielu z
was moze sie nie zgodzic z moim stwierdzeniem, ze do pewnych granic
system ten dzialal lepiej niz jakikolwiek inny od upadku kilku
monarchii w 1918 r. Dla wiekszosci zwyczajnych obywateli najbardziej
zacofanych krajow tego regionu - powiedzmy Slowacji i wiekszosci
Polwyspu Balkanskiego - byl to prawdopodobnie najlepszy okres w ich
dziejach. System zalamal sie, poniewaz pod wzgledem ekonomicznym coraz
bardziej sie usztywnial i przestawal dzialac, a szczegolnie przez to,
ze okazal sie w rezultacie niezdolny do wytworzenia czy tez
ekonomicznego wykorzystania innowacji, nie mowiac juz o stlumieniu
intelektualnej oryginalnosci. Co wiecej, okazalo sie niemozliwym
ukrycie przed lokalna ludnoscia faktu, iz inne kraje dokonaly znacznie
wiekszego postepu materialnego niz kraje socjalistyczne. Jesli
pozwolicie, okresle to innymi slowami: system ten zalamal sie, poniewaz
przecietni obywatele okazali w stosunku do niego obojetnosc lub
wrogosc, i poniewaz same rezymy stracily wiare w to, w co udawaly ze
wierza. A zatem, jakkolwiek by to opisywac, system ten zalamal sie w
najbardziej spektakularny sposob w latach od 1989 do 1991.

A jak to jest obecnie? Teraz jest inny model, ktory kazdy pospiesznie
nasladuje: w zyciu politycznym - demokracja parlamentarna, a w sferze
gospodarczej - skrajnosci kapitalistycznego wolnego rynku. W obecnej
formie nie jest to wlasciwie model, lecz glownie reakcja na to, czego
juz nie ma. Moze ta sytuacja sie ulozy i wszystko bedzie dzialalo
bardziej sprawnie - jesli powstana warunki na to ulozenie. Gdyby nawet
tak mialo sie stac, to jednak z perspektywy doswiadczenia historycznego
od 1918 r. nie istnieje wieksze prawdopodobienstwo, ze ten region, z
mozliwymi marginesowymi wyjatkami, dolaczy do klubu "prawdziwie"
zaawansowanych i nowoczesnych krajow. Rezultaty nasladowania prezydenta
Reagana oraz pani Thatcher przyniosly rozczarowanie nawet w krajach nie
spustoszonych wojna domowa, chaosem i anarchia. Powinienem tez dodac,
ze rezultatow wprowadzania w zycie modelu Reaganowsko-Thatcherowskiego
w krajach, w ktorych ten model powstal, wcale nie charakteryzowalo
wspaniale powodzenie, ze uzyje tutaj typowo brytyjskiego
niedomowienia.

Tak wiec, ogolnie rzecz biorac, narody Centralnej i Wschodniej Europy w
dalszym ciagu beda zyly w krajach rozczarowanych swoja przeszloscia,
prawdopodobnie niezmiernie niezadowolonych ze swojej terazniejszosci,
oraz niepewnych swojej przyszlosci.  Jest to bardzo niebezpieczna
sytuacja. Ludzie zaczna szukac kogos, na kogo by mogli zwalic wine za
swoje niepowodzenia i brak poczucia bezpieczenstwa. Ruchy spoleczne i
ideologie, ktore najprawdopodobniej skorzystaja na tych nastrojach, nie
sa, przynajmniej w tej generacji, tymi, ktore pragna powrotu do jakiejs
wersji czasow sprzed 1989 r. Raczej beda to ruchy inspirowane przez
ksonofobiczny nacjonalizm i nietolerancje.  Najlatwiejsza zawsze rzecza
jest obarczyc wina obcych.

                                              Eric Hobsbawm


*Dokonczenie w nastepnym numerze <>*

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

[1] Eliasz Canetti, pisarz niemiecki urodzony w Bulgarii (1905-),
    autor slynnej powiesci "Auto da fe" 1935), laureat literackiej
    Nagrody Nobla (1981).
 
[2] Walther Rathenau (1867-1922), polityk niemiecki;
    wspolorganizator niemieckiego przemyslu wojennego. 1922 - minister
    spraw zagranicznych, podpisal traktat w Rapallo, zamordowany.

_______________________________________________________________________

"Zycie Warszawy", 8.02.1994; znalazl Zbyszek Pasek


                     MR. PROFESOR LAPIE KARALUCHY
                     ============================


*Uniwersytet Warszawski zatrudnia obecnie 78 cudzoziemcow na
stanowiskach nauczycieli akademickich. Najwiecej jest wsrod nich
Brytyjczykow i Amerykanow. Wiekszosc z nich uczy w Polsce przez jeden
lub dwa semestry w ramach umowy miedzyrzadowej zawieranej na 5 lat.*

- Na waszym uniwersytecie podoba mi sie kameralnosc zajec. W malej
salce z niewielka grupa studentow moge zrobic duzo wiecej, niz podczas
wykladow w auli kairskiej uczelni - mowi Ahmed Nazmi, wykladowca
orientalistyki. - W Egipcie, gdzie uczylem, zanim trafilem do waszego
kraju, panuja inne zwyczaje - sztywne, oficjalne stosunki. Bezposredni
kontakt ze studentami jest dla mnie wazniejszy, niz najlepsze pomoce
naukowe, ktorych jest u was malo.

UW zatrudnia 78 obcokrajowcow na stanowiskach nauczycieli
akademickich.  Na prace w Polsce nie musza miec zgody Wojewodzkich
Urzedow Pracy, wystarczy wiza wielokrotna wazna na okres zatrudnienia
na uczelni.  Najwiecej cudzoziemcow przyjezdza do nas z krajow
anglojezycznych: USA, Wielkiej Brytanii, Kanady oraz Bliskiego Wschodu.
Jest tez kilku Niemcow i Francuzow, a takze Finowie, Wegrzy czy Czesi.

- Praca ze studentami polskimi to jedno z najciekawszych moich
doswiadczen - mowi wykladowca literatury amerykanskiej. - Nie wiedza
rzeczy oczywistych nawet dla amerykanskich dzieci, ale sa
spostrzegawczy, zadaja smiale pytania. Lubie ich sposob myslenia.
Amerykanscy studenci wydaja sie przy nich sztampowi. W ich esejach nie
zobacze niegrzecznych zwrotow "czarnuch" czy "kobieca inteligencja",
ale nie przeczytam tez nic co mnie zastanowi.

Niektorym jednak przeszkadza niefrasobliwosc studentow i polski
balagan.

- To straszne miejsce - twierdzi Mr. Tomys, kulturoznawca brytyjski. -
Nikt nikogo nie kontroluje, brak kontroli nauczycieli ze strony
uczelni, brak sprawdzania listy na zajeciach. Studenci prosza o "zal."
na koniec semestru, zamiast zdawac porzadny egzamin, a trzy prace w
semestrze to dla nich za duzo. Na mojej uczelni test byl co tydzien i
wszyscy sie cieszyli.

Zagraniczni wykladowcy ucza w Polsce w ramach umow miedzyrzadowych,
ktore zawiera sie zwykle na 5 lat. Na etat zapewniany przez taka umowe
przyjezdza czesto kilka osob, z ktorych kazda zostaje tu przez jeden
lub dwa semestry. Uniwersytet placi im tyle samo co Polakom, a ambasady
doplacaja jeszcze polowe tej pensji. Niektorzy cudzoziemcy mimo
nieatrakcyjnych warunkow finansowych decyduja sie zostac dluzej.

- Do Polski przyjechalem na poczatku lat 80. na rok. Wtedy wlasnie
wprowadzono stan wojenny - wspomina Mr. Philip Smith z anglistyki. -
Pierwszy raz w zyciu poczulem, ze Historia dzieje sie tu i teraz, chyba
dlatego postanowilem zostac dluzej. Dostalem mieszkanie pelne
karaluchow. Moje przekonania ekologiczne nie pozwolily mi ich zabijac,
wynosilem wiec kazdego w sloiku na lono natury. Wkrotce jednak sytuacja
zmusila mnie do zakupu "Prusakolepu" i to byl koniec moich przekonan.

Cudzoziemcy zgadzaja sie, ze obserwacja zycia akademickiego na
warszawskiej uczelni moze byc zrodlem przykladow, ktore swietnie
uzupelniaja prowadzone przez nich zajecia.

- W Polsce po raz pierwszy wyplacono mi pensje w banknotach - mowi
podczas wykladu Ms. Margaret Soltan, specjalistka od modernizmu w
kulturze. - Zobaczylam prawdziwa ekonomie wczesnokapitalistyczna,
ciezar pieniadza, a nie tylko zmiane cyferek na mojej karcie
kredytowej.  Przekonalam sie, co to znaczy prawdziwa machina
biurokracji, dopiero teraz moge w pelni docenic geniusz Kafki, ktory
dotad byl dla mnie dosc teoretyczny.

Studenci lubia zajecia z cudzoziemcami, uwazaja je za zabawniejsze,
niekiedy traktuja "natywnych" z przymruzeniem oka. Tylko czasem maja im
cos za zle.

- Zdarzylo nam sie miec zajecia z pewnym Kolumbijczykiem, ktory
przyznawal, ze traktuje prace w Polsce jako rodzaj poczekalni. Chcial
przedostac sie na Zachod, a ze nie mogl tego zrobic od razu, zdecydowal
sie uczyc tutaj - mowia studenci dziennikarstwa.

- Amerykanie czasem traktuja nas jak zupelnych barbarzyncow. Tlumacza,
co to DNA albo wyjasniaja z cala powaga, ze wynaleziono juz telefony z
przyciskanymi numerkami, na ktorych nie trzeba wykrecac numerow.

- Kiedy na pierwszym roku mialam zajecia z "natywem" mowiacym wylacznie
piekna, oksfordzka angielszczyzna, zrobilam radosne zalozenie, ze nie
rozumie po naszemu - wspomina studentka. Pol roku obgadywalysmy
bezczelnie jego krawaty, az pewnego razu uslyszalysmy, jak facet mowi
po polsku nie gorzej od nas...

                                          Nika Materska, Ewa Popiolek

      
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

[Drobna uwaga skladacza dyzurnego. Niewiele z tego tekstu wynika
 bezposrednio, natomiast pozwala on postawic kilka pytan. Dlaczego
 wsrod zagranicznych wykladowcow na wyzszych uczelniach dominuja
 Anglosasi?  Czy jest to nasza polityka lub tradycja, czy innych? Czy
 Niemcy, ktorzy na rynku sa wszechobecni, w dziedzinie ksztalcenia
 odpuscili z wlasnej woli, czy im sie utrudnia? Co z Francuzami,
 przeciez inicjatyw kulturowych i dydaktycznych poza wyzszymi
 uczelniami, np. w Instytucie Francuskim jest sporo. Wyznam, ze nie
 rozumiem. Chcialbym tez ow przyklad z Amerykanami wyjasniajacymi, ze
 sa telefony cyfrowe, moc traktowac czysto rozrywkowo, a nie jako
 przyklad na to, ze *native speakers* przyjezdzajacy do nas to sa zbyt
 czesto "odrzuty eksportowe", tacy, ktorym poziom kompetencji utrudnil
 znalezienie pracy u siebie...  Jurek K_uk.]

_______________________________________________________________________

Jacek Walicki  


             PASZKWIL NA KONSERWE CZYLI SKUMBRIE W TOMACIE...
             ================================================


Widmo utopijnego konserwatyzmu krazy nad Polska. Utopijny konserwatyzm
niesie tyle samo wartosci co utopijny socjalizm. I choc nikt rozsadny
nie rozwaza juz utopijnego socjalizmu, to w dziwny sposob utopijne
aspekty konserwatyzmu dominuja dyskusje nad jego praktycznymi cechami.
Jest to wielkie demagogiczne klamstwo. Konserwatyzm ma byc sluszny, bo
jest antyteza totalitarnego socjalistycznego panstwa. Ale jezeli to
prawda, to moze sie to tylko odnosic do konserwatyzmu utopijnego,
nigdzie i nigdy nie istniejacego. Bo w praktyce za wygodna zaslonka
utopijnego konserwatyzmu chowa sie bardzo realne lenistwo, egoizm,
domaganie sie respektu dla moich roszczen, i jednoczesnie ignorowanie
cudzych praw. Pewni ludzie i ich politycy maja paszcze pelne
konserwatyzmu, co w praktyce oznacza "wara ci od mojego zycia, ale
twoje to ja ustawie wedlug mojego widzimisie, bo pod oslona ochrony
moich praw, zapewnie sobie, ze Panstwo odbierze ci twoje, zwlaszcza te
odmienne od moich zasad".


Reagan to byl, zwlaszcza wg. Polakow, modelowo konserwatywny prezydent.
Konserwatyzm dzialan Reagana (i Busha) oznaczal odwrocenie sie tylem od
potrzebujacych, zamkniecie oczu na niesamowita pazernosc, ktora w
przypadku skandalicznego zignorowania problemow instytucji
oszczednosciowo-pozyczkowych, bedzie kosztowac podatnikow 500 miliardow
dolarow. Rownoczesnie ten sam "konserwatyzm" wykazywal (i wykazuje)
absolutna latwosc w uzywaniu panstwowej palki (co ma niby byc zupelna
anatema dla konserwatystow) do forsowania swojego waskiego i
nietolerancyjnego zrozumienia moralnosci.

A wiec ten rzeczywisty konserwatyzm to ideologia ekonomicznego
oportunizmu motywowanego przez waskie pojecie wlasnych interesow,
polaczona z panstwowo sankcjonowana aktywnoscia spoleczna, ukierowana
nie na polepszenie bytu wszystkich, ale na odgrodzenie i
zneutralizowanie elementow "nieslusznych i nieposlusznych".

Zaczalem od Polski, a przyklad daje amerykanski. Dlaczego? Ano dlatego,
ze nie widze zadnej roznicy pomiedzy polskim a amerykanskim, i zadnym
innym konserwatyzmem. Tym praktycznym, bo juz ustalilismy, ze
rozwazanie pojecia konserwatyzmu na podstawie jego domniemanych,
utopijnych wartosci, tyle ma sensu co dyskusja o bylych Demoludach
przez pryzmat osiemnastowiecznego utopijnego socjalizmu.

I do moich, i do krajowych konserwatystow odnosza sie madre slowa ...
trafnie okreslajace juz ponad 200 lat temu istote praktyki
konserwatyzmu

*Conservatism offers no redress for the present, and makes no
preparation for the future. - Benjamin Disraeli.*

No to co to jest ten konserwatyzm naprawde? Ano w znakomitej i
praktycznej wiekszosci wlasnie taki leniwy, glupi, zapatrzony w siebie,
otyly i bezwzgledny potwor opisany powyzej. Ale przeciez to nie o to
naprawde chodzi. Chodzi bowiem o to, zeby prawa jednostki byly
wazniejsze niz moc panstwa, zeby mechanizmy ekonomiczne byly naturalne,
a zatem nie sterowane sztucznie przez panstwo, zeby (w celnym zwrocie
Wlodka Holsztynskiego) panstwo bylo biedne a ludzie bogaci. O to
chodzi. Ale komu? Tym co sie tak chetnie nazywaja konserwatystami?
Wcale nie. Powyzsze credo to podsumowanie linii edytorskiej i
politycznej <>, ktory okresla sie jako liberalny
("extreme centre"). Liberalny!!

Coz z tego wynika? Otoz to, ze konserwatyzm uzurpuje sobie prawo do
pozycji moralnej wyzszosci; zwlaszcza ponad zdyskredytowanym panstwem
socjalnym, i zwlaszcza po bankructwie "realnego socjalizmu". Ale gdy
sie blizej konserwatywnej praktyce przyjrzec, to okazuje sie ona byc
oportunistyczna kukulka, ktora wypycha przy pierwszej okazji wszystkie
mysli, ktore zagrazaja jego prymitywnemu i egoistycznemu pojeciu
wlasnego interesu.

Tak jak ideologie socjalizmu i komunizmu byly okrutnym zartem
cynicznych tyranow, tak konswerwatyzm jest slepa uliczka ucieczki dla
tych, ktorzy nie potrafia spojrzec dalej i glebiej niz wlasne paranoje
i kieszenie.
          
                                               Jacek Walicki

______________________________________________________________________

"Wprost", 17.04.1994; wpisal J. K_uk


                        INSUREKCJA POD PRZYMUSEM
                        ========================

Wiosna 1794 r. Rosjanie nie mogli sie doczekac, kiedy powstanie
wreszcie wybuchnie. Potrzebowali jakiegos pretekstu do ostatecznego
rozbioru Polski.

*Zaczelo sie od nieudanej proby samobojstwa. W lutym roku 1794 do
Drezna w Saksonii, gdzie w Hotelu Polskim mieszkal Tadeusz Kosciuszko,
przybyl w imieniu krajowych spiskowcow emisariusz Prozor. Nie mogac
naklonic generala do objecia dowodztwa nad powstaniem, zamknal sie z
nim w pokoju "i z nabitym pistoletem w reku oswiadczyl mu, ze tu sobie
zycie odbierze, jezeli Kosciuszko trwac bedzie dalej w odmowie
ratowania ojczyzny". Zamiast jednego Prozora zginac mialy dziesiatki
tysiecy.  Pietnascie tysiecy ludzi wymordowali Rosjanie w slynnej rzezi
po zdobyciu Pragi, dwadziescia piec tysiecy wywieziono na Syberie. A
Prozor dozyl sedziwego wieku patriarchy.*

General Tadeusz Kosciuszko poczatkowo ani myslal stawac na czele
powstania, skoro nie mozna bylo liczyc na udzielenie Polsce pomocy ani
przez Francje, ani przez inne panstwo. "Zwazylem rzecz - pisal wowczas
- widze ja niedojrzala, chca mnie wziac za naczelnika, ale poki nie
ujrze, ze jest z czym zaczac i utrzymac sie, nie chce ni kraju, ni
siebie na srozsze jeszcze wydawac nieszczescia". Ocenial, ze aby
insurekcja miala jakiekolwiek szanse powodzenia, liczba powstancow na
poczatku powinna wynosic przynajmniej 100 tys. ludzi, a potem wzrosnac
do dwustu. Nigdy nie osiagnela nawet polowy pierwszej z tych liczb.

W Warszawie tymczasem podniecenie spiskowcow osiagnelo poziom wrzenia.
Bankier Kapostas zachecal do cierpliwosci, bo "lepiej, by tysiac zginal
niz sto tysiecy przez nasza nierozwage", okrzyknieto go jednak
zdrajca.  Gdy sie rozejrzec po kraju, w istocie nie widac bylo
szczegolnego zapalu do walki.

7 maja 1793 r. szlachta wielkopolska skladala tlumnie przysiege na
wiernosc krolowi pruskiemu. Na oltarzu kosciola jezuitow zawieszono
portret tlustego Fryderyka Wilhelma II, przed ktorym przysiegali
Polacy.  Kosciol byl katolicki, krol protestancki, a portret trudno
bylo nazwac arcydzielem. W dodatku osoba, ktora przedstawial,
skutecznie realizowala marzenia wszystkich swoich poddanych plci
meskiej o tym, o czym w kosciele monogamicznym nawet myslec nie
wypadalo. Przy tym trudno bylo ocenic, czy krol jest bardziej lubiezny,
czy pobozny. Po zlozeniu przysiegi na krucyfiks przyszedl czas na czesc
rozrywkowa imprezy. Coz to byla za uczta! Na 1300 nakryc. Na worki
rozdawali Prusacy szlachcie duze i male zlote medale. Wina nie
brakowalo i wsrod salw armatnich wznoszono toasty za zdrowie monarchy:
"Vivat Fryderyk Wilhelm!".  Wieczorem bal na 1000 osob w palacu
Gurowskich, iluminacje i muzyka na rynku trwala do bialego rana. Tak
samo bawiono sie w Gdansku, Toruniu, Lesznie, Wschowie, Wolsztynie,
Piotrkowie i innych miastach.

Wiosna 1794 r. Rosjanie doczekac sie nie mogli, kedy powstanie wreszcie
wybuchnie. Spiskowcom przygladali sie z sympatia. Trzeba im bylo
jakiejs ruchawki jako pretekstu do ostatecznego rozbioru Polski.
Gubernator carski, a wlasciwie pelnomocny minister Igelstrm,
przestepowal z nogi na noge, nie mogac doczekac sie patriotycznego
wybuchu. Chwala poskromiciela Polakow pozwalala oczekiwac stosownych
gratyfikacji.  Slynny marsz brygady Madalinskiego Rosjanie jeszcze
zignorowali, a Igelstrm pisal z zadowoleniem do Platona Zubowa, ze
polska szlachta jest juz dosyc mocno podniecona przeciw Rosji. Tego
22-letniego oficera wydlubala caryca ze swej gwardii wraz z jego bratem
Walerianem. W 1794 r. Zubow trwal w lapczywym oczekiwaniu, kiedy
wreszcie mozna bedzie sie dobrac do resztek Polski i wzbogacic swoj juz
bardzo znaczny majatek.

Kosciuszko przybyl do Krakowa 23 marca 1794 r. Nastepnego dnia stanal
na krakowskim rynku, by oglosic akt wybuchu powstania. W tym czasie
jedni mieszkancy miasta wiwatowali na jego czesc, inni - z prezydentem
Krakowa, Lichockim - pakowali kufry i w oczekiwaniu na najgorsze
zbierali sie do ucieczki.

Tak wiec powstanie - troche popychane przez spiskowcow, troche
prowokowane przez Rosjan - sie zaczelo. Jak wiadomo, w tym czasie
przytlaczajaca wiekszosc narodu stanowili chlopi. Najslynniejszy z
nich, Bartosz Glowacki, pochodzil z Rzedowic pod Miechowem,
stanowiacych wlasnosc starosty Antoniego Szujskiego. Wlasciwie Wojciech
Bartosz, panszczyzniany, nalezal do inwentarza pana starosty. Mial zone
i trojke dzieci - dwie corki, 10- i 6-letnia, trzecia przyszla na swiat
wlasnie w 1794 r. Wypic to Bartosz lubil. Po latach mieszkaniec
Rzedowic wspominal: "Jak szedl rano do roboty, wypil polkwaterek, w
poludnie szedl z pola - wypil polkwaterek, a na wieczor szedl, to takze
wypil polkwaterek".

Kosciuszko zaraz po przybyciu do Krakowa przyznal wszystkim chlopom od
18 do 28 roku zycia przywilej walki w obronie ojczyzny, co - rzecz
jasna - nie bardzo spodobalo sie szlachcie, bo ojczyzna jak
najbardziej, ale robota w polu czeka. Gorzej, ze sami chlopi niezbyt
rozumieli, na czym polega przywilej gwaltownej i bardzo nieprzyjemnej
smierci od armatniej kuli i do wojska szli "niechetnie i tylko pod
silnym naciskiem". Jan Pachonski pisal, ze w osobie Bartosza chciano
sie ze wsi pozbyc "zawadiaki" i "elementu niepozadanego fermentu". No
wiec "i Bartosz poszedl na wojenke, a choc sie troche zapoznil, bo sie
zatrzymal w karczemce, zeby sobie wypic na odwage, to przeciez pierwszy
przyszedl na armaty i zakryl czapina zapal". Ano wlasnie. Pod
Raclawicami postawiono go w grupie 320 kosynierow, ktorych general
Kosciuszko poprowadzil osobiscie na rosyjskie armaty. Chlopi armaty
wzieli szturmem, po czym, jak to bywalo na wojnie, jeli obdzierac trupy
Rosjan z rzeczy co bardziej wartosciowych.

W tym czasie nieopodal stala druga armia rosyjska i przygladala sie
bezczynnie rzezi swoich pobratymcow. Gdyby wowczas uderzyla na Polakow,
losy powstania potoczylyby sie inaczej. Dowodzacy nia general Denisow
serdecznie nie lubil wlasnie bioracego baty kolegi, generala Tomasowa,
i nie kiwnal palcem. Podobno zreszta widzial ow palec co najmniej
podwojnie.

Zwyciestwo raclawickie, zaslugujace bardziej na miano potyczki,
napelnilo Polakow zludna nadzieja. Powstanie rozprzestrzenialo sie wiec
lepiej lub gorzej. Warszawa strzasnela z siebie rosyjski garnizon. Na
koniec ruszyla sie i Wielkopolska, gdzie general Dabrowski zgotowal
Prusakom takie lanie, ze Niemcy w przygranicznych miastach Prus
pakowali manatki i wyjezdzali na zachod. Bylo wiec cos na oslode
nieuchronnego finalu, ktory przyjsc musial, gdy do Rosjan przylaczyli
sie Prusacy. Po bohaterskiej obronie Warszawy nastapily kleski pod
Szczekocinami i katastrofa pod Maciejowicami, gdzie naczelnik Tadeusz
Kosciuszko dostal sie do rosyjskiej niewoli. Po dzielnej obronie
dwakroc liczniejsi Rosjanie zdobyli Prage.

Delegacja kapitulujacej przed Suworowem Warszawy tak opisywala Prage po
jej zdobyciu przez Rosjan: "Przejezdzajac przez Prage, widzieli okropny
widok, wszedzie ziemie tak po ulicach, jako i we dworkach trupami
obnazonymi zaslana, miedzy ktorymi nie tylko zolnierze, obywatele, ale
tez kobiety, dzieci i Zydzi nawet widziec sie dali. Domy i dworki
wszedzie porujnowane i jeszcze po wiekszej czesci palace sie".

Najpierw delegacje polska Kozacy oskubali z pieniedzy i zegarkow. Potem
wsrod stosow trupow poslowie spotkali sie z rosyjskim generalem.
Poplynelo angielskie piwo, wegierskie i francuskie wino, rozmowy byly
pelne uprzejmosci i wzajemnej atencji. 9 listopada 1794 r. magistrat
Warszawy wital wkraczajacego do stolicy Suworowa chlebem i sola. On sam
raportowal do Katarzyny: "Na Pradze ulice i place zaslane byly cialami
zabitych, krew lala sie strumieniami, zaczerwienione wody Wisly niosly
ciala tych, ktorzy szukajac ratunku, utoneli w jej nurtach".

Zawiodly od poczatku zludne nadzieje na pomoc Francji, ktora polskie
powstanie byc moze uratowalo przed kleska, lecz ktora nawet zlamanego
grosza dac nie chciala na uzbrojenie insurekcji. Prusacy zasadniczo nie
poszli sladem Rosjan i zamiast wykosztowywac sie na wysylanie i
utrzymanie tysiecy jencow na Syberii, na drodze procesow sadowych
karali szlachte grzywnami.

Kraj pograzyl sie w zalobie, na zachod ruszyla nowa fala emigrantow,
myslano juz o walce o wolnosc ojczyzny przy boku Francji. Wiekszosc
ludnosci z prozaicznych wzgledow musiala jednak pozostac w domu. Zycie
toczylo sie dalej. W Warszawie i Poznaniu, gdzie rzadzili pruscy
urzednicy, blysnelo swiatlo znakomitej gospodarczej koniunktury.
Interesy szly jak nigdy. Na rynek wkroczyly pruskie banki, oferujac
ogromne i tanie kredyty, na ktore szlachta rzucila sie z rownym
entuzjazmem, z jakim przed chwila przepedzala z Wielkopolski pruskie
garnizony. Ceny majatkow szly ciagle w gore, wiec zadluzano sie i
dokupowano nowe, sprzedawano i zarabiano. A przy tym duzo wina i
jeszcze wiecej kobiet. Niedawno insurekcyjny general, ksiaze Jozef
Poniatowski, za pozyczone od Prusakow pieniadze urzadzal teraz kanonady
korkow od szampana i konne szarze na golasa.  Kraj bynajmniej nie
zasnal i nie obudzil sie w roku 1806, gdy wraz z cesarzem Napoleonem
pojawila sie kolejna szansa na odzyskanie niepodleglosci.

Od dwustu lat tocza sie spory, czy powstanie 1794 r. w ogole mialo
jakis sens. Jedni powiadaja o jego roli w ksztaltowaniu narodowej
swiadomosci pod zaborami, inni zas mowia o jej deformowaniu przez
kolejne, okupione tysiacami ludzkich istnien, a skazane z gory na
niepowodzenie powstancze zrywy. Przed insurekcja 1794 r. splajtowaly
warszawskie banki, wsrod nich najwiekszy - bank Teppera. Na lodzie
pozostali jego akcjonariusze i wystawieni do wiatru wlasciciele
depozytow. Gdy wybuchlo w Warszawie powstanie 1794 r., tlum
zrujnowanych warszawiakow skorzystal z okazji, wdarl sie do palacu
bankiera i poturbowal go tak, ze ten po kilku dniach zmarl. O ironio,
Tepper splajtowal, poniewaz pozyczyl pieniadze krolowi Stanislawowi
Augustowi na wojne z Rosja w 1792 r. Ale Tepperom pomnikow sie u nas
nie stawia.

                                                 Dariusz Lukasiewicz

________________________________________________________________________

Z cyklu: Kacik Kulinarny

Jurek Karczmarczuk


                                MOUSSAKA
                                ========

Mimo niejakiego doswiadczenia zyciowego baklazany ciagle mnie
fascynuja. Nie rozumiem jak to wlasciwie jest, ze mozna z nich robic
takie pyszne rzeczy. Jak ktos nie zna, to niech kupi, przekroi,
przyjrzy sie i sprobuje gabczastego, nijakiego miazszu, zostawiajacego
troche nieprzyjemny posmak. I da sobie spokoj na pare lat.

Tymczasem ten fioletowy dziwolag jest podstawa calej symfonii
kulinarnej srodziemnomorskiej, bez baklazanow nawet zwyklej
<> nie zrobisz. Dzis wiec tradycyjne danie greckie,
moussaka. (Wymawiac <>, ale pozwolcie mi zachowac pisownie
francusko-grecka). Ten przepis jest dedykowany jako czysta prowokacja
Kostkowi Skandalisowi z Krety, w nadziei, ze jego zona Ewa sie zezli i
przysle nam jakies wyrafinowane opracowanie, ktorego w moich ksiazkach
kucharskich nie znajde. Z gory dziekuje. Dolaczam przyslane mi przez
Kostka wariacje.

Jest to (powinna byc!) *duuza* zapiekanka. Proporcje podamy wiec
zgrubsza na 6 osob, choc jeden moj niemiecki przyjaciel potrafi tyle
zjesc sam.

Upolowac kilogram lopatki baraniej, bez kosci, raczej chudej. Baranine
mozna zastapic innym miesem, ale winno ono miec swoj charakter. Ewa
Skandalis proponuje cielecine. Jest to kwestia wywazenia proporcji
miedzy delikatnoscia podniebienia, a upodobaniem do ostrzejszych wrazen
smakowych. Jesli mieso bedzie tluste, moussaka moze wyjsc calkiem
dobra, ale pod warunkiem spozywania jej *bardzo* goracej. A jak jest
chude, to moussaka na zimno jest tez bardzo smakowita.

Poltora kilo baklazanow, 3 spore cebule, 2-4 zabki czosnku, 4 pomidory,
moze byc wiecej, ale uwazac, bo moussaka moze sie rozleciec.

Bedzie jeszcze przecier pomidorowy, ale to pozniej.

Do tego pare lyzek oliwy, kubek bulionu, duza lyzka slodkiej czerwonej
papryki, sol, pieprz, cztery jajka, pietruszka, tymianek. Oj, nabiega
sie Niewolnica Domowa przygotowujac Szefowi wszystkie skladniki.
Zakasujemy rekawy i odmawiamy krotka litanie do Apollina.

Myjemy baklazany, obieramy je ostrym nozem w podluzne "wstazki", jak
ogorek. Skorke zostawiamy. Baklazany kroimy w grube plastry,
przesypujemy sola i zostawiamy na sicie przez godzine, aby stracily
goryczke. Kroimy drobno cebule, podsmazamy na oliwie, kroimy mieso na
dosc drobne kawalki i ostro podsmazamy z ta cebula. Dodajemy czosnek,
pomidory, wlewamy bulion i zostawiamy przez pol godziny na wolnym
ogniu.

Pluczemy i odsuszamy plastry baklazanow i albo podsmazamy je na
patelni, dosc ostro, albo rzucamy na fryture. Maja sie ladnie ozlocic.
Mieso teraz grubo miksujemy, z calym sosem. Dodajemy przyprawy, rozbite
jajka, pietruszke itp. Nie dodawac jajek do zbyt goracej masy ze
wzgledow zrozumialych. Powazni ludzie, ktorzy (jak np. ja) profil swoj
w lustrze ogladaja z pewnymi watpliwosciami, winni baklazany raczej
podpiec w piekarniku przez kilkanascie minut, a nie smazyc na
tluszczu.

Wariacja Ewy: mieso do podsmazenia bierzemy od razu mielone.

Siadamy na chwile i wypijamy szklaneczke Retsiny. Mimo zmeczenia
zaczyna wiec nami rzucac, co pozwala kontynuowac prace. <>
Naczynie do zapiekania smarujemy oliwa i kladziemy na dno i sciany
skorke z baklazanow, fioletowa strona do spodu, tj. po wyjeciu na
zewnatrz.  Wypelniamy naczynie przekladajac warstwy miesa i baklazanow.
Pokrywamy gore reszta skorki i smarujemy oliwa.

Pieczemy w goracym piecu, ok. 200 stopni, przez 50 minut do godziny. W
zasadzie powinno sie to zapiekac w lazni wodnej, ale robilem i bez.
Wyrzucamy delikatnie z formy na duzy talerz i dziwujemy sie wzorkowi
uformowanemu przez skorke. Moussaka winna sie trzymac. Jesli sie
rozleci, to albo bylismy zbyt energiczni, czyli za malo zmeczeni
robota, albo mowimy sobie: aha, oczywiscie znowu dalismy popalic i cos
zapomnielismy - tym razem jajka.

Wariant Ewy, tym razem dosc istotne dwie modyfikacje:

Pierwsza: dolaczamy do przepisu ziemniaki. Niezbyt cienkie plastry
obsmazone, lub - dietetycznie - uprzednio ugotowane w mundurkach. Nie
wiem co o tym sadzic. Jeden znajomy Grek z Aten, z cala pewnoscia
dobrze zorientowany, stwierdzil, ze jest to okrutne znieksztalcenie
oryginalu i ze nie wolno. Z drugiej strony, Skandalisowie mieszkaja na
Krecie i tez wiedza co jedza, a ponadto w malej knajpie pod Akropolem
sam jadlem moussake z ziemniakami.

Druga modyfikacja: nie dodajemy jajek; mase miesna zageszczamy jedna -
dwiema lyzkami bulki tartej, a calosc zalewamy beszamelem. Wtedy
zapiekac na ostro, zadna laznia wodna!

No, ale w koncu jest gotowe. Zalewamy podgrzanym rzadkim przecierem ze
swiezych pomidorow - dwie, trzy szklanki. Mozna dzwonic.

Co pic do tego. Hm... Korci mnie, zeby zasugerowac bardzo przyzwoite
czerwone Naoussa, pod warunkiem, ze ktos zgadnie jak sie nazywa
prowincja, z ktorej to wino pochodzi; dla ulatwienia dodam, ze nazwa
tej prowincji jest przedmiotem ostrego sporu Grekow z sasiadami.

Wiec moze jednak cos mniej niebezpiecznego, np Mavrodaphni z Patras.
Problem w tym, ze tutaj trudno to kupic, bo przez znana polityke
francuska obce wina sa na cenzurowanym. <>

Wiec wzdychamy, stwierdzamy, ze winno to byc wino nie za bardzo
garbnikowe, moze byc dosc kwaskowate, ale raczej skoczne o owocowych
skojarzeniach, i otwieramy butelke Beaujolais-Villages.

<>

                                         Jurek Karczmarczuk          
                            _________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu
Adresy redaktorow:   krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
 
Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1994). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja
PostScriptowa "Spojrzen".

_____________________________koniec numeru 102___________________________