______________________________________________________________________
___
__ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___
/ _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || |
/ / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | |
_/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || |
|__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
|___|
_______________________________________________________________________
Poniedzialek, 28.07.1997 ISSN 1067-4020 nr 156
_______________________________________________________________________
W numerze:
Tadeusz K. Gierymski - Jozef Czechowicz
_______________________________________________________________________
[Proponujemy dzis inna formule "Spojrzen": numer monograficzny,
poswiecony znakomitemu a chyba zapoznanemu polskiemu poecie
Czechowiczowi. Przewidujemy, ze podobne edycje "Spojrzen" beda sie w
przyszlosci pojawiac na przemian z dotychczasowym ksztaltem - J.K.]
_______________________________________________________________________
Tadeusz K. Gierymski
JOZEF CZECHOWICZ (1903-1939)
============================
I.
==
Jeden klos dwa trzy klosy
nieskonczonosci plowe wlosy
gina/ rza/d za rze/dem
za moim i nieskonczonosci pe/dem
Rankiem 9 wrzesnia spotkal go w Lublinie, jego rodzinnym miescie,
Aleksander Maliszewski. "Czechowicz, zobaczywszy go, podsunal mu pod
oczy otwarta dlon i oswiadczyl nie bez emfazy":
Ktos, komu wierze, powiedzial, ze moja linia zycia
nie ma dramatycznych przerw. Patrz, jaka wyrazna,
pisze Leslaw Bartelski. Pozniej Czechowicz
[...] przemierzajac miasto, wstapil na chwile do
zakladu fryzjerskiego Ostrowskiej przy ulicy
Kosciuszki, aby sie ogolic. Znowu samoloty niemieckie
pojawily sie nad miastem pastwiac sie nad ludzmi i
domami. Rozlegly sie detonacje bomb, zaczely plonac
kamienice. Naraz rozleglo sie wycie silnika, stukas
pikowal na srodmiescie, jedna z rzuconych przez niego
bomb trafila w dom na Kosciuszki i przebijajac strop,
wpadla do lokalu Ostrowskiej.
Wszyscy uskoczyli do tylu, pod sciane. Czechowicz,
z niezrozumialych dla nikogo powodow skoczyl do
wyjscia, strzepy jego ciala odnaleziono po kilku
godzinach pod gruzami i rozpoznano po malutkim
slowniczku polsko-angielskim z jego podpisem.
W Lublinie debiutowal w 1923 r. na lamach czasopisma "Reflektor" jako
prozaik "Opowiescia o papierowej koronie", a jako poeta w 1927 roku
tomem "Kamien", z ktorego pochodzi
Piosenka ze lzami
_________________
Kolysanki
z dalekich okien zmarszczki blaskow zlotych
na scianie
prozno tam dosie/gac ra/czka/
w duzej ksia/zce malowanki
zimowych dni narkotyk
Slowa z zalu
taka piosenka co sie/ w niebo wsa/czy
ja jednak wierze/
oddaje/ sie/ wszystkim falom
niech mnie daleko niosa/ niech nikt nie stoi przy sterze
kolysanki takt ostatni sie/ skonczy
w straszliwych burz gwaltownosci
Piosenko czemu mnie sprzedajesz
ze slow i pamie/tania niemoc
byl lancuch - jam go nie rozcia/l
nie moglem siebie przemoc
W 1933 r. przeniosl sie do Warszawy na stale, ale, jak pisze Piotr
Kuncewicz w tomie pierwszym swej "Agonii i Nadziei"
Krotki sen Jozefa Czechowicza, trzydziesci szesc lat,
wiaze sie nade wszystko z Lublinem. Wprawdzie na pare
ostatnich lat przeniosl sie do Warszawy, lecz za
wlasna smiercia pobiegl do rodzinnego miasta.
Ksie/zyc w rynku
________________
Kamienie, kamienice,
sciany ciemne, pochyle,
Ksie/zyc po stromym dachu toczy sie/, jest nisko.
Zaczekaj. Zaczekajmy chwile/ --
jak perla
upadnie w rynku miske, --
miska zabrze/knie.
W plowej nocy,
po ka/tach nisz gle/bokich,
po bram futrynach i okien
zalamany,
bez mocy,
cien fijolkowy ukle/knie.
Gwiazdy, zolte, ktore lipcowy zar scia/l,
leca/ -- kurzawa/ -- leca/,
firmament w zlote smugi marszcza/,
Za Trybunalem
na slepych szybach swieca/
cichym wystrzalem.
Noc letnia czeka cierpliwie,
czy ksiezyc splynie, zabrze/knie,
czy zejdzie ulica/ Grodzka/ w dol.
On sie/ srebrliwie rozplywa
w rosie porannej, w zapachu ziol.
Jak pie/knie!
(Z tomu "Stare kamienie" 1934)
"Stare kamienie", zbior poswiecony zabytkom Lublina, oglosil wspolnie z
Franciszka/ Arnsztajnowa/ z Meyersonow, urodzona/ 19.02.1865 w Lublinie,
a zamordowana/ prawdopodobnie w 1942 r. w getcie warszawskim.
Pani Arnsztajnowa od bardzo wczesnych lat zwiazana byla z dzialalnoscia
niepodleglosciowa i oswiatowa. Byla w Polskiej Organizacji Wojskowej,
szczycila sie wieloma odznaczeniami za walke o niepodleglosc, i podobno
idac na smierc przypiela je sobie. Jej wnuk, Krzysztof Mieczyslawski,
zapowiadajacy sie jako zdolny artysta malarz, polegl w walkach 1939
roku na Lubelszczyznie w rejonie Lasow Parczewskich.
Byla poetka, dramatopisarka i tlumaczka, redagowala dodatek literacki w
gazecie "Ziemia Lubelska". Wraz z Czechowiczem zalozyla Zwiazek
Literatow Lubelskich.
Czytam wlasnie Dzienniki Lechonia. Przytocze jego uwage z 1 wrzesnia
1952 r., bo i z nasza dawna dyskusja (co moze przyniesc glebsze i
pelniejsze odczucie wiersza) wiaze sie ona, i z Czechowiczem tez.
Pisze Lechon:
Marka Twaina mozna nawet wielbic w Polsce, ale nigdy
nie bedzie on tam zrozumiany jak tutaj [w USA].
Trzeba stanowczo "in Dichters Lande gehen". I trzeba
byc Polakiem - aby ocenic nie tylko Wyspianskiego, ale
nawet Prusa. I Wlochem, zeby odczuc wielkosc Manzoniego
i D'Annunzia.
Bo kazdy pisarz mowi do calego swiata, ale szepce i
usmiecha sie tylko do swoich.
Wspominam to, bo tak wyrazil sie Milosz o niedostepnosci Czechowicza dla
cudzoziemca:
Glos samego poety, szemrzacy, ledwie doslyszalny, nie
jest podobny do niczego, co slyszy sie w poezji
zachodniej, a poniewaz wykorzystywal ukryte brzmienia,
wlasciwe tylko temu jednemu jezykowi, jest
nieprzetlumaczalny.
Moze i warto przytoczyc tu reszte tego cytatu:
Choc Czechowicz byl nieortodoksyjny, jesli chodzi o
metrum i rytm, cala jego poezja faktycznie
nawiazywala do tak zwanego "mieszczanskiego liryzmu"
siedemnastego wieku i do piesni ludowych.
Charakteryzujace poezje obu tych tradycji cechy -
jakby dziecieca czulosc, stonowana melodia,
wystrzeganie sie jakiegokolwiek rytmicznego
*staccato* (ktore jest obce samej istocie jezyka
polskiego) - Czechowicz wskrzesil w swojej poezji z
duzym powodzeniem i podobnie jak Tytus Czyzewski
dowiodl, ze folklor mogl wywierac na poetow
awangardowych ozywczy wplyw. [...]
W jego wierszach obecna jest Polska sielankowa,
zgrzebna, wiejska, nawet jesli zajmuje sie on
sceneria miejska. [...]
Jak np. w tym wierszu:
Ulica Szeroka
_____________
Chora/giewka na dachu spiewa.
Pierwszej gwiazdy wypelza paja/k.
Latarnie w czarnych drzewach,
kolysza/cych sie/,
mrugaja/.
Ciepla won plynie z piekarn,
a cisza z zamknie/tych bram.
Gdyby pies na dalekim przedmiesciu nie szczekal,
bylbys -- jak nigdy -- sam.
Sam, moze jeszcze z rzeczulka/,
ktorej nie slychac,
choc chyba w taka/ jasna/ noc z lazuru
i ona - niebios kochanka --
od zmierzchu az do ranka
na pewno wzdycha
wsrod murow.
(Z tomu "Stare kamienie" 1934)
Niech Tadeusz Rozewicz wprowadzi nastepny 'sielankowy' utwor, niech
naswietli nam Czechowicza, jak to ladnie robi w swym Wstepie do
wybranych przez siebie jego wierszy:
Czechowicz caly jest z prowincji, caly ze snu,
muzyki, ciszy, zasluchania. Ze slabosci. Nie wiejski
i nie miejski. Poeta pogranicza. Jest jak laka
podmiejska, pelna zapachu ziol, kwiatow i traw, ale
dolatuja tu odglosy miasta. Z oblokami mieszaja sie
fabryczne dymy...
[...] prawie nigdy nie "podnosi glosu", mozna
powiedziec, ze krzyczy swoj dramat szeptem. [...] z
natury jest cichy, jest sielski. Jest jak jesienny
deszcz, jak opadanie lisci.
Na wsi
______
Siano pachnie snem
siano pachnialo w dawnych snach
popoludnia wiejskie grzeja/ zytem
slonce dzwoni w rzeke/ z rozblyskanych blach
zycie -- pola -- zlotolite
Wieczorem przez niebo pomost
wieczor i nieszpor
mleczne krowy wracaja/ do domostw
przezuwac nad korytem pelnym zmierzchu
Nocami spod ramion krzyzow na rozdrogach
sypie sie/ gwiazd ble/kitne prochno
chmurki siedza/ przed progiem w murawie
to kule bialego puchu
dmuchawiec
Ksiezyc idzie srebrne chusty prac'
swierszczyki swiergoca/ w stogach
czegoz sie/ bac'
Przeciez siano pachnie snem
a ukryta w nim melodia kantyczki
tuli do mnie dziecie/ce policzki
chroni przed zlem
(Z tomu "Kamien" 1927)
Stwierdza Rozewicz:
Nie znaczy to, ze jest niewidomy i gluchy. Czechowicz
caly jest oczekiwaniem. Jest napiety jak krajobraz
przed burza. Czeka na burze, na grom, na blyskawice.
nic wie/cej
__________
niepokoj z ognia
siwobialy wodospad
rozwiane wlosy matki
gdy je czesze rozcie/ty na pol
smutek wlatuje przez okna
dosnic dospac
dosie/gna/c katedr ostatnim
obrotem kol
jak tlo mozaiki spe/kana
re/ka na trzonie lopaty
moja moze byc zbrodnia
i dobry dar
janku joanno anna
szepcze jesienny badyl
ska/dze to w oczach wilgotnych
rudy zar
tak naznaczylo mnie signum
tona/c widze/ w odme/cie
widze/ kto dni me ciosa
z bolu i cyfr
niczego nie rozstrzygna/
slupy plomienne w rze/dzie
klada/ sie/
jest kosa
be/dzie wichr
(Z tomu "nic wie/cej" 1936)
Sielska poezja? Tak Milosz:
Zbiory poezji, w ktorych zmyslowe marzenia i
poetyckie mity wyrazaja jego poetyckie niepokoje
[...] mozna wlaczyc do nurtu "katastroficznego"
[...] Przeczucie powszechnej pozogi i wiszacej
nad nim wlasnej smierci uzycza jego sielankowym
obrazom szczegolnej poswiaty.
Czechowicz, o ktorego wizji katastrofizmu jeszcze dzis pisza krytycy,
sam zastanawial sie nad wzrostem nastrojow katastroficznych w polskiej
poezji lat trzydziestych i nad brakiem jednolitej koncepcji tego
zjawiska.
Tak, np., wyrazil sie w swym przemowieniu w Zwiazku Literatow w Lublinie
(Dziennik Lubelski,1932, nr 5):
Czlowiek wsrod plonacych belek nie przesuwa sobie
dowolnie pierwiastkow myslowych, nie tworzy koncepcji
katastrofy - on katastrofe widzi.
A poeta opisuje, a takze, jak niektorzy twierdza, przeczuwa.
II.
===
matko dobra
na deszcz mnie malego te/sknego wynies
za miasto tam siano pachnie na stogach
o matce
_______
rano te/cza na scianie odbita z lusterka
falisty brze/k zegara wydobywa na jaw
maj sie/ sadem puszystym jak chmura rozcwierkal
w oknie ktore granica/ jest izby i maja
powiewaja/ tu matki ciemne ciche re/ce
przebywaja/ te/czowy refleks czy wodospad
nad obrusem ciemnieja/ ciszej i gore/cej
mimo zmarszczek szept smutny niemyslana/ grozba/
matko zbudzony patrze/ spod rze/s trawy leza/c
matko twe siwe oczy placza/ nade mna/ moze wiatr
jestem tu choc daleko na innym wybrzezu
twoj ostatni kwiat
tak malo wiesz o synu chodza/ca wsrod gromnic
tyle ze spajam glazy rymow
tyle ze nie moge/ zapomniec
plomienia dymu
jak nikt inny jestes posrod ludzi
mowic coz mowic drz/ec' z niemocy slow
zebys mloda i pie/kna w usmiech mogla wrocic
znow
(Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932)
Tak Kuncewicz o katastrofizmie i Czechowiczu:
Katastrofizm byl w literaturze dwudziestolecia
wojennego, szczegolnie od mniej wiecej trzydziestego
roku, pradem bardzo powaznym, ktory wywarl pietno na
prawie wszystkich tworcach. Ze szczegolna sila
wyrazil sie w poezji Broniewskiego, Kwadrygi i
Zagarow - jesli ograniczymy sie do poezji.
W prozie i dramacie miejsce nieporownywalne zajmuje
tworczosc Stanislawa Ignacego Witkiewicza. Katastrofista
byl takze zakochany w slodyczach i w ladnych chlopcach
senny poeta z Lublina, Jozef Czechowicz (1903-1939).
Chwilami mysle, ze najwiekszy poeta polski pierwszej
polowy stulecia.
Podkresla jednak, ze katastrofizm Czechowicza "najwiekszy nacisk kladzie
na smierc indywidualna, na kres nieunikniony".
Jak, np., w tym wierszu:
ballada z tamtej strony
_______________________
o smierci nic juz nie wiem
o czarne okna i powieki
trzepoce motylami
pachnie sosnina/ modrzewiem
dotyka co noc snami
zza cichej rzeki
gdzie mgla noga za noga/
wlecze sie/ w ciemny zaka/t
trzyma w skrzynce niebieskawy akord
skrzynki otworzyc nie moga/c
zycie jest snem krotkim
mowi glos z prawej strony
zycie snem krotkim
wtoruje ze smutkiem
glos lewy przyciszony
zycie snem krotkim
to trzeci nieodgadniony
i wzbija sie/ w szare niebo
mgla z nieznanego oblicza
a czas
a ziemia dziewicza
a dlaczego
wzrok twoj nie schodzi
z przedmiotow pod oknem leza/cych na stole
z godziny w ktorej zem sie/ rodzil
ze skrzynki zamknie/tej jak bolesc
z umarlych ra/k czechowicza.
(Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932)
Ale sa jego wiersze o wyraznych nutach ogolno-swiatowego, ideologicznego
i wojennego katastrofizmu.
zal
___
glowe/ ktora siwieje a swieci jak swiecznik
kiedy srebrne pasemka wiatrow przefruwaja/
niose/ po dnach uliczek
jaskolki nadrzeczne
swiergoca/ to malo idzze
tak chodzic tak ogla/dac sceny sny festyny
roztrzaskane szybki synagog
plomien polykajacy grube statkow liny
plomien milosci
nagosc
tak wysluchiwac ryku glodnych ludow
a to jest inny glos niz ludzi glodnych placz
zniza sie/ wieczor swiata tego
nozdrza wietrza/ czerwony udoj
z potopu gora/cego
zapytamy sie/ wzajem ktos zacz
rozmnozony cudownie na wszystkich nas
be/de/ strzelal do siebie i marl wielokrotnie
ja gdym z plugiem do bruzdy przywarl
ja przy folialach jurysta
zakrztuszony wolaniem gaz
ja spia/ca posrod jaskrow
i dziecko w zywej pochodni
i bomba/ trafiony w stallach
i powieszony podpalacz
ja czarny krzyzyk na listach
o zniwa zniwa huku i blaskow
czy zda/zy kre/ta rzeka z braterskiej krwi odrdzawiec
nim sie kolumny stolic znow podzwigna/ nade mna/
naleci wtedy jaskolek zamiec
swisnie u glowy skrzydlo poprzez ptasia ciemnosc
idzze idz dalej
(Z tomu "nuta czlowiecza" 1939)
Czechowicz pochodzil z ubogiej, ze wsi wywodzacej sie rodziny i
dziecinstwo, - byl wczesnie osierocony przez ojca - spedzil w ubostwie.
Studia w seminarium nauczycielskim przerwal uczestniczac w wojnie 1920
r., potem pracowal jako nauczyciel na Wilenszczyznie, a od 1926 w
Lublinie, gdzie zostal kierownikiem szkoly specjalnej.
W 1936 roku oskarzono go o niemoralny tryb zycia (do czego przyczynil
sie jego poemat "hildur baldur i czas" (zalaczam fragment), uznany za
apologie milosci homoseksualnej i zmuszono do rezygnacji ze Zwiazku
Nauczycielstwa Polskiego. Zostal sekretarzem w "Pionie", a nastepnie
zaczal pracowac w Polskim Radiu.
hildur baldur i czas
5. wszystko przemija
____________________
skrzydla w niebie furkocza/ glucho
ikar to ikar opuszcza dedala
piorunow starca szkarlatna fala
uderzy w puchar
pozbawiona kulis przepychu
ziemia stromo sie/ pietrzy
juz wielkie schody wioda/ pod chmur dno
ptaki padaja/ na marmur cicho
szczes/cie oslabia
ptaki mra/
a starzec za tymi dwoma rok po roku zatapia
jak sine kry
kogut zapial
kosa sie/` skrzy
baldurze wyzej ty czujesz nie ma powrotu
och idzie kose/ odrzucil a uja/l spiewny luk
to znaczy smierci nie chce tylko go stra/ci grotem
abyscie razem nie doszli do czarnych strug
stopnie z bialego kamienia silo przedwieczna pogas
przeciez plona/ce w sloncu wydaja/ hildura na strzal
groznego wroga
imie jego nienawisc mlodych cial
przykle/ka blyska broda/ asyryjska/
napina cie/ciwe/
swisne/lo
to juz to
spada hildur koluje w otchlani siwej
ugodzony pod serce nisko
a swiatlo pszenicznych wlosow jak siostra za nim szlo
(Z tomu "nic wiecej" 1936)
Kuncewicz zwraca nasza uwage na tomy "ballada z tamtej strony" (1932),
"nic wiecej" (1936), i "nuta czlowiecza" (1939), ale zauwaza
jednoczenie, ze
Wlasciwie nie ma tomow niewaznych.
przez kresy
___________
monotonnie kon glowe/ unosi
grzywa splywa raz po raz rytmem
kolo kola
ziola
terkocze senne polzycie
drozyna/ lesna/ la/kowa/
dolem dolem
polem
nad wieczorem o rzyska zawadza
ksie/zyc ciemny czerwony
wolam
zloty kolacz
nic nie ma nawet snu tylko kol skrzyp
mglawa noc jawa rozlewna
wolam kolacz zloty
wolam kola dolem polem kolacz zloty
(Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932)
III.
====
spiewala daleko gdzies
w slonecznikowych sloncach zagubiona
wies
Pisze Julian Krzyzanowski:
W pusciznie pisarskiej Czechowicza, formalnie
bardzo bliskiej technice awangardowej, ostentacyjnie
nowoczesnej - poeta bowiem od samego poczatku
konsekwentnie unikal duzych liter i znakow
przestankowych - przewijaja sie pewne stale motywy
stanowiace o jej swoistym charakterze, i to motywy o
nastawieniu raczej artystycznym niz ideologicznym.
Wsrod nich miejsce niemal czolowe zajmuja wyznania
autobiograficzne, prawiace zarowno o zyciu osobistym
poety, jak - przede wszystkim - o pracy pisarskiej,
stanowiace sens tego zycia, uwienczonego w
przyszlosci dopiero, gdy "kiedys zaleje slawa ciemnym
zlotem grob".
"Kiedys zaleje slawa ciemnym zlotem grob". Przeczytajmy caly ten
wiersz, ktorego ostatnia linijka przypomina i Horacego i Puszkina.
To wiem
_______
dzien bursztynowy mija
rok za rokiem przemija
niedaleko
dlonie poety plona/
ales korono
daleko
nie spadasz jakos na czolo
a spadly pierwsze krople burzy
w ogrodach ognia
pomruk wybuchy wrozy
jeszcze zaczekam
potem
obale/ sie/ jak wszyscy trup
i tak kiedys zaleje slawa ciemnym zlotem
grob
(Z tomu "nic wiecej" 1936)
Staroswiecko w wieku XX brzmiala ta nadzieja, tak czesto wiazaca sie z
zapowiedziami rychlej smierci - zauwaza Krzyzanowski. Ja dopatruje sie
w tym wierszu nuty, choc mniej glosnej, ale jednak nuty "Exegi
monumentum" Horacego.
Pisze dalej profesor Krzyzanowski:
Snujac te pomysly, nie byl Czechowicz odosobniony,
podobne bowiem przewijaly sie w liryce rowiesnego
mu, mlodo zmarlego na gruzlice Jerzego Lieberta
(1904-1931), gdzie jednak przejmujaca kontemplacja
wlasnej smierci zwiazana byla z przezyciami
religijnymi ("Gusla" 1930; "Kolysanka jodlowa", 1932).
Natomiast Czechowiczowi obce byly, pisze Krzyzanowski, akcenty religijne
... i dlatego wlasnie ta sfera jego liryki uderza
swa niezwykloscia i wyjasnia przekonanie poety o
niesmiertelnosci swieckiej, zdobywanej wlasnym
wysilkiem tworczym.
Przypomnijmy sobie cytowana juz poprzednio "ballade z tamtej strony",
przeczytajmy ponizszy wiersz.
Legenda
_______
spojrzeniem obloki przebral trojk/at m/adre oko boze
ksie/zyc kropla/ ze srebra cie/zyl o tej porze
smolny swa/d z czarnych lasow sie/ dzwigal
nad miastami czerwono i dym i gaz
niebo chodzilo kolem jak smiga
zataczal sie/ bo noc glucha czas
zwykle slowa
mowi sie zawsze zwyklym slowem
o inaczej zaczynac na nowo
otrza/sna/c z gwiazd glowe/
noc gwiazdy bulwary drzewa
wiatr nie tak szarpie mi kurte/ jak niegdys szarpal sukienke/
przedwczesnie nawet nie spiewa
przerwalo piosenke/
cisza/ ty chcesz mnie przebic
w milczeniu slychac twe wieki
grozba/ wolasz do siebie
boze daleki
szuka oko bystre
znalazles wstrzymalem oddech
wznosza/ sie re/ce przeczyste
czekaja/ kiedy sie/ poddam
o daleki
slyszysz te wiersze
o daleki
nie be/de/ twoim swierszczem
wzdychaja/ miloscia/ piersi
nie doczekasz sie/ niebo przemian
niech sie/ wiersz lamie jak pierscien
przybywaj ziemio
ziemia skala glina
a ja to mie/snie i kosciec
konczy sie/ co sie/ zaczyna
nie moze byc jasniej i prosciej
(Z tomu "dzien jak codzien" 1930)
Co Krzyzanowski okresla "zalobnym rozwazaniem" Czechowicza bylo
swiadomoscia wlasnej przemijalnosci, swiadomoscia wspolna i innym
katastrofistom. A jednak ta swiadomosc strasznego zagrozenia ani nie
byla dlan oslepiajaca obsesja, ani nie paralizowala go.
Noc
___
Bursztyn w ga/szczu ze/ginow
blyski rzuca sowite.
A ty? Tylkos bursztynu
cieniem w liscie spowitym.
Kwiaty zolte w ciemnosci
rozzlocily sie/ mocno,
pachna/ snarwy i broscich
lunnie, cie/zko i mroczno.
A Ty? Jakbys przez zielen
gwiazdom klanial sie/ patrza/c,
ze nad rogiem jelenim
ledwo, ledwo majacza/...
I pogasly. I w kniei
bursztyn jarzy sie/ nisko,
zanim w gwizdku kolei
zgasnie.
A Ty? Wzbijasz sie/ z trawy,
gdy wiatr switu sie/ zerwie
ble/kitnawy, laskawy,
i rozchwiejesz sie/ w czerwiec.
(Z wierszy rozproszonych.)
Pisze Krzyzanowski:
Tlo naturalne [...] stanowia dla Czechowicza
obrazy o charakterze pejzazowym, a wiec zarowno
sylwetki miast polskich w zbiorku "Stare kamienie"
(1934), powstalym jako dzielo napisane wspolnie z
Franciszka Arnsztajnowa, jak pelne czaru szkice
przyrody, goraco podziwianej rownie dobrze w
"spiewem dzwonow dzwonnej Burgundii", jak w kraju
ojczystym, Lubelszczyznie i na Wolyniu.
lato na wolyniu
_______________
la/ka hustawka
sznury pogody chrze/szcza/
rozwiewa sie/ nieba kaftan
w rozkolysaniach
kolysza/ sie/ gale/zie pachna/c szcze/sciem
tryumfowania
od chmur dalekich do suchych skal
mlot slonca polysk
moich stop chwala
tratuje wolyn
unosimy sie/ falisty dym
to sloneczna glowa i ja
opadamy jak zgaszony wybuch
kra/zy fosforyczny rym
napowietrzna ryba
z rozkosza/ gwizdze/ w czerwcowy czad
skacze/ koluje/ te/tnie/
25 lat
nagiego ciala ogien
re/ce ptakami w niebie
wiatrem nad trawa/ nogi
to pie/knie
to pie/knie sluchaj
gdy karminowy grzebien
poludnia zlobi upal
gdy lazurowym koniem do nas
przyfruwa z gora/cej przestrzeni
asonans
ukochanej ziemi
hej
(Z tomu 'ballada z tamtej strony" 1932)
Wrocmy do Krzyzanowskiego:
Wzieta jako calosc liryka Czechowicza urzeka swymi
odrebnosciami [...] Uderza precyzja rysunku,
stylizowanego niejednokrotnie na prymityw, a bardzo
plastycznego. Nade wszystko zas ujmuje swa
melodyjnoscia czy spiewnoscia - swym wdziekiem
melicznym.
Obie te cechy sprawiaja, iz spiewak "nuty czlowieczej"
dziala na odbiorce wlasnie jako spiewak, calkowicie
odmienny i od poprzednikow, i od wspolczesnych. Nad
pierwszymi, poetami w rodzaju Lenartowicza czy
Konopnickiej, goruje awangardowa oszczednoscia wyrazu;
obce mu jest liryczne gadulstwo, wyparte przez styl
eliptyczny, a jednak dzieki obfitosci metafor pelen
plastyki; nad drugimi, nawet takimi mistrzami jak
Przybos - bogactwem melodyjnego, dzwiecznego slowa,
zaskakujacego efektami rytmicznymi, ktore z miejsca
zdobyly sobie uznanie.
pontorson
_________
osma/ godzine/ znaczy twardy zegara terkot
dzieci w sabotach smieja/ sie/ biegna/ do szkoly
odprowadza je sad brzoskwiniowy a pachnie cierpko
jest tu i ranek jasny jak lusterko
wesoly
to on siekiera/ z bursztynu podcina drzewa nocy
wie/c wala/ sie/ ciemnymi koronami na zachod
w uliczce kosciol ma srebrne oczy
domy na kolanach modla/ sie/ bez strachu
pole w cieplych okrzykach
bo tam zolty lubin
swoim nocnym kolorem sie/ upil
a jeszcze slonca polyka
ramieniem pijanym otacza
najmilsza/ zabawke/ swa/
miasteczko
plaskie jak taca
stare jak zgrzyt zegara
pontorson
pani stanislawie z gozdeckich horzycowej
(Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932)
Profesor Krzyzanowski tak ostatecznie osadza Czechowicza:
W rezultacie zapowiedz poety potwierdzila sie - i to
podwojnie. Zywot jego, tragicznie i przedwczesnie
przerwany, przedluzyla slawa, zlotem zalewajaca jego
lubelski grob, a raczej poswiecone mu muzeum.
IV.
===
"Scigam pewien absolut.
Choruje, aby dobrnac do najczystszego tonu.
To jest sprawa miedzy Poezja a mna."
Bohdan Zadura zauwaza w swym Wstepie do zebranego przez siebie tomu
wierszy Czechowicza (1988 r.), ze mimo zapowiedzi ciagle nie ukazaly sie
dziela zebrane. Podobnie jest w "Leksykonie" Bartelskiego z 1995 r.;
tez nie ma tam wzmianki o zadnym kompletnym zbiorze utworow tego poety i
pisarza.
Z wymienionego tam tytulu "Utwory dramatyczne", w opracowaniu Tadeusza
Klaki, nie mozna nic wnioskowac o kompletnosci tej ksiazki.
Z czego, oprocz poezji, gdzie glowna role odgrywala liryka (choc byly
takze, czasem pomijane w pewnych zbiorach, wiersze satyryczne i wiersze
dla dzieci), skladala sie jego tworczosc?
Czytamy w "Literaturze Polskiej: Przewodnik Encyklopedyczny", ze
Pozostawil sporo artykulow, recenzji i wypowiedzi o
poezji, nieco opowiadan i "skrotow powiesci",
laczacych fantastyke z elementami autobiograficznymi.
przez cale lata pracowal nad powiescia "Berlo" (nie
zachowana).
W poet. jednoaktowkach (niektore druk. 1937-38 w
"Pionie", m. in. "Czasu jutrzennego", wyst. 1939 w
Warszawie przez W. Horzyce i sluchowiskach radiowych
rozwijal, powracajacy czesto w jego liryce, motyw
'wyobcownia bohatera-artysty ze spoleczenstwa'
uprawial tez tworczosc dla dzieci, siegajac do form
poezji lud. (kolysanki).
Tu znow Bartelski (1995) podaje tylko wybor wierszy dla dzieci Czeslawa
Janczarskiego, a nie kompletny zbior.
Podaje dalej Przewodnik Encyklopedyczny, ze Czechowicz
Przekladal poetow fran. (G. Apollinaire). ros.
(A. Bl/ok) i in. narodow sl/ow., byl jednym
z pierwszych tlumaczy T. S. Eliota i J. Joyce'a
(fragment "Ulissesa" w "Pionie" 1938).
Bohdan Zadura, ktory przyznaje sie do niecheci, a co najmniej do
obojetnosci wobec poezji Czechowicza, pisze, ze przeklady sa "stosunkowo
obszernie rezprezentowne" w jego wyborze, i ze pokazuja one "rozleglosc
jego [Czechowicza] zainteresowan jako tlumacza". Co wiecej, pisze:
Fakt, ze Eliot, ktory dla mojego pokolenia stanowil
objawienie w roku 1960, kiedy to ukazal sie wybor
jego poezji po raz pierwszy w Polsce, tlumaczony byl
przez Czechowicza blisko cwierc wieku wczesniej.
Tadeusz Rozewicz bardziej wyraznie, chwalac oczytanie i przeklady
Czechowicza, podkresla ich znaczenie dla poezji polskiej.
Czechowicz pozostawil przeciez szereg swietnych
tlumaczen z Apollinaire'a, Verhaerena, Rimbauda,
Halasa, Nervala, Pasternaka, Whitmana, Sandburga...
Byl pierwszym w Polsce tlumaczem Eliota.
Poezja "awangardy" (scislej, "krakowskiej awangardy")
byla jednowymiarowa, ograniczona. Poezja Czechowicza
dodala "awangardzie " polskiej nowy wymiar, nowa
glebie, rozszerzyla pole widzenia i wrazliwosci.
Stala sie jakby jej drugim skrzydlem, ale skrzydlo
to nie rozwinelo sie w pelni, zostalo przetracone.
Pisze Rozewicz o swojej selekcji "Wierszy wybranych" Czechowicza, ze
Kazdy nowy wybor poezji to nowe spojrzenie na
poete. W tym wypadku na poete bardzo
zlozonego, bardzo w sobie zamknietego.
Odnosi sie to takze do mojego skromnego opracowania. Cytuje wiersze,
ktore mi sie podobaja, ktore ilustruja omawiane aspekty tworczosci
Czechowicza, a mam dostep tylko do trzech zbiorkow poety.
Prawdopodobnie krzywdze go wiec mym wyborem jego wierszy i tlumaczen.
Caveat lector.
Aleksander B/lok.
*
* *
Przy malej mogilce, w zielonej oddali,
W Swie/to Zwiastowania spiewano hymn.
Biali ksie/za z jasnym usmiechem chowali
malenka/ dziewczynke/ w szatce -- jak dym...
Wszystkich wszak, kto woli najwyzszej uprosil,
ma w opiece swojej Ojciec, niebios Krol.
Cicho sie/ kadzidel dym ku niebu wznosil,
jakby nie z kadzielnic, lecz z zielonych pol...
* * *
*
* *
Wstaje zza traw wysokich ksie/zyc
Czerwona tarcza wojownika.
Muzyka bujna/ fala/ cie/zy,
W ocean lun i zorz przenika.
W godzinie brzmia/cej tryumfalnie
Dlaczego, smyczku moj, sie/ gniewasz
I we wszechswiata spiew nachalnie
Swoja/ pospieszna/ piosnke/ wlewasz?
U traw wysokich ucz sie/ sluchu,
Rozplyn sie/ w morzach zorz bez celu,
Do kraju skrzypiec, kraju duchow
Sla/c glos przecia/gly, przyjacielu...
* * *
Thomas Stearns Eliot.
We/drowka Trzechkrolowa
_______________________
Mrozna/ mielismy podroz.
Toz to najgorsza w roku pora
Na we/drowanie, na tak daleka/ we/drowke/!
Ta trudna droga, surowa pogoda,
Sam srodek zimy...
Te wielbla/dy kuleja/ce, krna/brne, rozproszone,
Pokladaja/ce sie/ w wilgotnym sniegu...
Zal nam bylo niekiedy
Letnich palacow na stokach wzgorz, tarasow,
Jedwabistych dziewcza/t, co cze/stowaly sorbetem...
Ci poganiacze wielbla/dow z kla/twami i narzekaniem
Uciekaja/cy, bo zachcialo im sie/ trunku i kobiet...
Ogniska nocne gasna/ce, bezdomnosc,
Te miasta wrogie, grody nieprzyjazne,
Te wioski brudne, a droza/ce sie/...
Trudny byl dla nas ow czas...
Pod koniec milej nam bylo we/drowac cala/ noc
A sypiac byle jak,
Podczas gdy glosy spiewaly nam w twarz:
-- To wszystko bylo szalenstwem...
Wreszcie o brzasku zsta/pilismy w lagodna/ doline/
Nizej granicy sniegow. Pachnialo zielenia/ i woda/.
Tam bystra struga i mlyn bily w ciemnosc,
Tam trzy drzewa na niebie nisko,
Tam stary siwosz gnal po la/ce.
Dotarlismy potem do gospody, co miala ganek w winorosli:
Szesc ra/k w otwartych drzwiach rzucalo kosci o srebro,
A nogi kopaly puste miechy po winie.
Nie dowiedzielismy sie/ tam niczego. Przeto zda/zalismy dalej.
Kres we/drowki wypadl o zmierzchu, nie wczesniej.
Znalezlismy owo miejsce. Mozna rzec -- dobrze sie/ stalo.
Wszystko to, co pamietam, dzialo sie/ bardzo dawno.
We/drowalbym raz jeszcze, ale zapiszcie w ksie/gach,
Zapiszcie to:
"Czyli nas wiodla ta daleka droga
Po Narodziny czy po Smierc? Bo tak, bo byly Narodziny
Swiadczymy, byly. Bez wa/tpienia... Widzialem narodziny i smierc,
Lecz myslalem, ze roznia/ sie/ czyms. Te Narodziny byly dla nas
Jak cie/zka i gorzka agonia, jak smierc, nasza smierc..."
Wrocilismy do naszych krain, tych Krolestw.
Ale nie bylo nam tak dobrze w nich jak ongi
Z obcym ludem, co w swe szpony chwyta bogow...
Rad bym byl smierci ponownej...
* * *
Guillaume Apollinaire.
Fotografia
__________
Twoj usmiech ne/ci mnie, jak
Ne/cilby mnie kwiat,
Fotografio, jestes zmurszalym grzybem
Boru.
Jej pie/knosci,
Plaszczyzny twe polyskuja/ce biela/, to
Ksie/zyca blask
w cichym ogrodzie,
A tam bystre wody i swawolni ogrodnicy.
Fotografio, jestes dymem plomienia
Jej pie/knosci.
Fotografio,
Masz w sobie
Dzwie/ki tak rzewne,
Ze slysze/
Melodie/.
Fotografio,
Jestes cieniem
Slonca
Jej pie/knosci.
* * *
Hryc' Czuprynka
Gromniczka
__________
Pali sie/ swieczka i drzy gromniczka,
Matusia w trumnie sosnowej leza/,
A oboje/tna nieznana mniszka
W glos czyta swie/te karty psalterza.
Dzieci malenkie, brat i siostrzyczka,
Bawia/ sie/ w ka/cie, bo to jak swie/ta.
Pali sie/ swieczka i drzy gromniczka,
Izdebka taka ciemna i sme/tna.
Kosa smiertelna -- noc tajemnicza
Matke/ spotkala w zalu bezdennym.
Plonie gromnica, migoce swieca,
A dzien za oknem spiewa promienny.
I slonecznego jarkiego liczka
Chmurka ni jedna nie zakrywala.
Plone/la swieczka, drzala gromniczka
I matus w blasku snem wiecznym spala.
W wianku jedwabna trawa-rosiczka
Wila sie/ poprzez rozane kwiecie.
Plone/la swieczka, drzala gromniczka,
Z ka/ta na matke/ patrzylo dziecie/.
Chociaz niewielka to tajemnica,
Jakze zrozumiec zycie i zgony?
Migoce swieca, plonie gromnica
Symbolem smierci nieodgadnionym.
* * *
Jewhen Malaniuk (1897-1969), poeta, tlumacz, eseista, dobry znajomy
Tuwima, zaprzyjazniony z Maria Dabrowska, Jaroslawem Iwaszkiewiczem,
Kazimierzem Wierzynskim i innymi polskimi literatami, zdobyl sobie
rozglos i wsrod Polakow dzieki artykulom Kadena-Bandrowskiego i
Pruszynskiego. Jak wielu innych wybitnych pisarzy ukrainskich drukowal
on swe wiersze w pismie " Literaturno- aukowyj Wysnik", pozniej
"Wysnyk".
On takze przyczynil sie do rozwoju literatury ukrainskiej w
przedwojennej Polsce, gdzie byl czlonkiem ukrainskiej grupy literackiej
Tank w Warszawie, skupionej wokol almanachu "My" (1934-39).
Znowu scielesz stepowy kilim...
_______________________________
Znowu scielesz stepowy kilim
Pod kopyta, arby i jurty.
Znow zrenice dymem okryli,
Krew tatarskim wzburzyli nurtem.
Jak i ongis Batyj? Timurze?...
-- Caluj, caluj ra/bek tej szaty,
Nie ocalisz w sofijskim klasztorze
Slepych stepow ni marnej chaty.
Nie zalowal nam czasu Chrystus:
Siedem wiekow trwala epopeja.
Taszlyki oto kamieniste
I rybackie to balakleje.
Bystry wir wsrod fal Karhalyku
Sennie toczy wody Syniucha.
I ten sam je/k, w tym samym krzyku
Bol sie/ wznosi te/py i gluchy.
Slonce chmura gniewu zacmiewa,
Szczerza/ ze/by jagnie/ta milcza/c,
A poroslas burzanem, kostrzewa/,
Zamiast chalup masz jamy wilcze.
Nie zapomni buntow gromada,
Nie zelzaly obrze/kle zyly.
Cie/zkiej krwi waszej, soku nomadow
Jeszcze ostre klingi nie pily.
I swobodny brzeszczot nie brze/ka...
Idziesz chylkiem poprzez stulecia
I -- jak kamien -- cia/zy mi dziecie/:
W lonie dzikim mongolski be/kart...
* * *
Przypomina nam Tadeusz Rozewicz, ze Czechowicz
Byl [...] przywodca mlodziezy poetyckiej, ktora
otaczala go miloscia i uwielbieniem, byl uznawanym
przez pewne kola "ksieciem poetow". Byl wiec na
rynku, na "gieldzie literackiej". Prowadzil aktywny
tryb zycia [...]
A przeciez rownoczesnie byl bardzo oddalony od rynku,
od gieldy, a nawet od rzeczywistosci, ktorej fale
bily o brzeg tej poezji i podmywaly jej muzyczna
konstrukcje.
Czechowicz byl zamkniety, zanurzony w melodii,
pochylony nad soba. Zasluchany. Plynal, czasem
wolniej, czasem predzej, do sobie tylko wiadomego
ksztaltu piekna.
Czy naprawde wiadomym mu byl ten ksztalt? Odpowiadajac na ankiete
"Okolicy Poetow" w 1936 r. pisal Czechowicz:
Wiec padaja deszcze, padaja trony, padaja granaty, a
w poecie przelatuja mgly i obloki zmienne, trudno
uchwytne, co chwila inne. I ani jeden z ksztaltow nie
chce sie ustalic jako ten jedyny i niepowtarzalny...
... znaczenie wyzwalajace miewaja czasem wydarzenia z
zewnatrz: rozmowa z kims, nagle uderzajace piekno
pejzazu na przechadzce, ksiazka, a najczesciej
muzyka. I to nie specjalnie dobra muzyka koncertowa.
Nie. Po prostu glos fortepianu noca pogodna w cichej
uliczce starego miasta albo pod ostrym sloncem
orkiestra wojskowa, albo skrzypce grajka ulicznego ...
... pisze sporo. Drukuje mniej wiecej polowe tego, co
pisze. A z tym, co drukowalem dotad, nie ma ani
jednego wiersza napisanego w swym ogolnym ksztalcie
poza stanem owego muzycznego falowania ...
"Okolica Poetow", jedno z pism prowincjonalnych redagowane przez
Stanislawa Czernika, poete i nauczyciela gimnazjum w Ostrzeszowie, mimo
trudnych warunkow finansowych, poczatkowo malego nakladu (300
egzemplarzy), i warszawocentryzmu zycia literackiego trwalo i
przyciagalo bardzo dobrych pisarzy, np. Przybosia i Czechowicza.
piesn o niedobrej burzy
_______________________
Oj zaszumialy chmiele winogrady
ponuro ponuro
kiedy sypne/lo lazurowym gradem
za gora/
oj i pomkne/ly nadobne panienki
po lugu po lugu
zsuna/l sie/ we/zyk srebrzysty malenki
po plugu
oj malowany panie muzykancie
zla chwila zla chwila
juz sie/ most z pawiewm na mlynowym stawie
przechyla
oj w siwej burzy opadaja/ kwiecie
i liscie i liscie
juzci plug w kuzni mlotkami bijecie
ogniscie
oj malowany panie muzykancie
umykaj umykaj
smierc twoja blyszczy na stalowym kancie
jak mika
oj skrzypki skrzypki z samorodnej lipki
zakwila/ zakwila/
dlugo sie/ be/da/ osmucaly chmiele
ta/ chwila/
nie chciales panie kudlatym kowalom
uwierzyc uwierzyc
glowa pod mostem nad nia/ wody welon
juz biezy
organy graja/ panieneczki lkaja/
plug dzwoni plug dzwoni
czy ty be/dziesz w raju czy ty bedzies w rajskiej
koronie
ej malowany panie muzykancie po cos
gral z gradem gral z gradem
nie lepiej bylo kochac skrzypki noca/
chodzic srebrnego we/zyka sladem
* * *
Oparlem sie na:
Jozef Czechowicz, "Wiersze wybrane", wybor i wstep Tadeusza Rozewicza,
Warszawa, PIW 1979.
Jozef Czechowicz, "Poezje", wybor i wstep Bohdana Zadury, Lublin,
Wydawnictwo Lubelskie 1988.
Waclaw Borowy, "Od Kochanowskiego do Staffa: Antologia liryki polskiej",
PIW, Warszawa 1992.
Leslaw M. Bartelski, "Piesn Niepodlegla: Pisarze i wydarzenia",
Wydawnictwo Literackie, Krakow 1988.
Leslaw M. Bartelski, "Polscy pisarze wspolczesni 1939-1991: Leksykon",
Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995.
"Historia literatury polskiej w zarysie", wydanie szoste poszerzone, pod
redakcja Mariana Stepnia i Aleksandra Wilkonia, PWN, Warszawa 1989.
Julian Krzyzanowski, "Dzieje literatury polskiej", PWN, Warszawa 1979.
Piotr Kuncewicz, "Agonia i Nadzieja: Literatura Polska od 1918". Tom I
Polska Oficyna Wydawnicza "BGW", 1993.
Jan Lechon, "Dziennik", tom 1-2, 1992, tom 3 1993, PIW, Warszawa.
"Literatura Polska: Przewodnik Ecyklopedyczny", PWN, Warszawa 1984.
Czeslaw Milosz, "Historia Literatury Polskiej do roku 1939",
Wydawnictwo ZNAK, Krakow 1993.
Zofia Nalkowska, "Dzienniki 1939-1944", Czytelnik, Warszawa 1996.
"Slownik literatury polskiej XX wieku". Vademecum Polonisty, Zaklad
Narodowy Im. Ossolinskich, 1993.
Andrzej, Zawada "Dwudziestolecie Literackie: A to Polska wlasnie",
Wydawnictwo Dolnoslaskie, Wroclaw 1995.
tkg
________________________________________________________________________
Wszystkie artykly drukowane w "Spojrzeniach", z wyjatkiem specjalnie
zaznaczonych, ukazaly sie poprzednio na liscie dyskusyjnej
"Papirus". Informacje o tej liscie dostepne od T. K. Gierymskiego
.
Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz
spojrz@info.unicaen.fr
Archiwa: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz
Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek)
bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Kazde powielanie wymaga
zgody redakcji i autora danego tekstu.
_____________________________koniec numeru 156__________________________